czwartek, 28 marca 2013

ROZDZIAŁ 25

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
Weszłam do domu i krzyknęłam:
- Już wróciłam!
Odpowiedziała mi cisza. Obszukałam cały dom, ale nikogo nie było. Zasatanawiałam się, dokąd mogli pójść. Może wyjechali na wakacje? Na pewno nie. Tata jest zbyt na to zapracowany.
Postanowiłam zadzwonić do mojego rodziciela. Po kilku sygnałach odebrał.
- Tato, gdzie wy wszyscy jesteście? - spytałam, ale na początku nikt nie odpowiedział.
- Halo! - krzyknęłam, aż w końcu usłyszałam cichy szept.
- Jesteśmy w szpitalu. - odpowiedział.
- Jak to w szpitalu? Co się stało? - zaczęłam się dopytywać.
- Twoja mama jest chora.
- W lato grypa? Jest aż tak źle, że musieliście jechać do szpitala?
- To nie grypa. - usłyszałam poważny głos taty. - To rak. Mamie zostały dwa tygodnie życia. - poinformował mnie tata, a telefon wypadł mi z ręki. Nie mogłam w to uwierzyć. Wtedy, kiedy ja odpoczywałam w Serbii, moja mama leżała chora w szpitalu, a mnie przy niej nie było. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę. Dlaczego życie jest takie okrutne? Najpierw Jarek, potem wypadek Aleksa, a teraz choroba mamy. Dlaczego wcześniej nie wykryto tego nowotworu? Byłam kompletnie załamana. Poczułam jak moje życie straciło sens. Zaczęłam płakać i nie mogłam się opanować. Jedyne pocieszenie mogłam znaleźć u Karoliny. Wzięłam kluczyki i cała zapłakana wybiegłam z domu. Nie byłam w stanie prowadzić, więc zaczęłam biec, aby jak najszybciej znaleźć się u przyjaciółki. Kiedy byłam już u niej pod domem zobaczyłam auto Aleksa i Kurka, a potem zauważyłam jak Bartek wybiega z domu.

PERSPEKTWA KURKA:
Dlaczego ona mi to zrobiła? Przecież tak bardzo ją kochałem. Ufałem jej, a ona mnie zawiodła. Zdradziła mnie i to z jednym z moich najlepszych kolegów.
Wybiegając z jej domu zobaczyłem stojącą na chodniku Justynę. Była cała zalana łzami. Może ona wcześniej wiedziała o tym romansie?
- To ty też już wiesz? - spytałem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona.
- Jeżeli wiedziałeś, to dlaczego nie zadzwoniłeś i mi nie powiedziałeś, że moja matka leży w szpitalu?
Czyli jednak nie wiedziała. W pierwszym momencie chciałem jej powiedzieć o całym zajściu, ale słysząc, że jej matka jest w szpitalu, nie mogłem jej jeszcze bardziej dołować.
- Jak to w szpitalu? Co się stało?
- Moja mama ma raka i zostały jej dwa tygodnie życia. - powiedziała, płacząc jeszcze bardziej.
Nic nie powiedziałem tylko ją prztuliłem. Pomyślałem, że jeżeli będziemy tak stali, to niedługo Aleks może wyjść z domu. A jak Justyna go zobaczy, to zaczną się pytania.
- Bartek, ja ci to wszystko wytłumaczę... To nie tak, że ja i Karolina... - powiedział wychodzący z domu Atanasijević, ale jak zobaczył Justynę, całą zapłakaną, stojącą w moich objęciach, umilkł. Za to Justyna zaczeła zasypywać go pytaniami?
- Co mu wytłumaczysz? Co ty tu wogóle robisz?
- Przyjechałem do Karoliny, żeby jej się poradzić w pewnej sprawie.
- I z tego chcesz się tłumaczyć Bartkowi? - zapytała porzez łzy.
- Nie. Ja... muszę ci coś powiedzieć. Kiedy rozmawiałem z Karoliną, doszło między nami do pocałunku. - wyznał, a ona nic nie mówiła, tylko podeszła do niego i dała mu w twarz.
- I jak ja mam ci zaufać? - spytała cicho, po czym od niego odeszła.
- Widzisz co narobiłeś? - zwróciłem się do niego, po czym pobiegłem za Justyną. Szybko ją dogoniłem.
- I to moja najlepsza przyjaciółka... A wiesz co jest w tym najśmieszniejsze? Że niedawno powiedziałam Aleksowi, żebyśmy zostali przyjaciółmi, może potem kimś więcej... Nie musisz mnie pocieszać. Jestem przyzwyczajona do tego, że moje życie jest do dupy. Już sama nie wiem, komu mam zaufać. Chyba tylko ty mi zostałeś...
- On nie był ciebie wart... A po za tym, na mnie zawsze możesz liczyć.
- Bartek... Ja teraz nie chcę zostać sama... Czy możesz zostać u mnie na noc?
- Jasne, że tak. Przecież nie zostawię cię samej.
- Dziękuję... - powiedziała i przytuliła się do mnie.
Staliśmy tak w objęciach dobrych kilka minut. Chyba się w niej zakochałem, ale ona widziała we mnie tylko przyjaciela...
- To może już chodźmy? - spytała, na co przytaknąłem.

PERSPEKTYWA ALEKSA:
Czułem się podle, po tym co zrobiłem. Miała rację, mówiąc, że boi mi się zaufać... Jak mogłem jej to zrobić? Co ona sobie teraz o mnie myśli? Jak patrzyłem, jak Bartek idzie razem z nią, czułem się zazdrosny. Chciałbym być teraz na jego miejscu... Móc ja przytulić, pocieszyć... Przez swoją głupotę straciłem ją.

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
Kiedy weszłam do domu na myśl przyszło mi pewne pytanie: gdzie Barek będzie spał? Przecież nie położe go w sypialni rodziców, ani w pokoju Majki. Właśnie, rodzice! Będę musiała jechać do szpitala, ale nie dzisiaj. Teraz nie miałam na to siły...
- Bartek, chodź, pokaże ci gdzie będziesz spał. - powiedziałam, kiedy skończyliśmy jeść kolację. Zaprowadziłam go do siebie do pokoju i wskazałam na swoje łóżko.
- A ty gdzie będziesz spała? - zapytał.
- Przespię się na podłodze. - stwierdziłam, ale on zaprotestował.
- Nie ma mowy. Przecież jesteśmy dorośli. Nic się nie stanie, jeżeli będziemy spać razem na jednym łóżku.
- No okay. Nie wiem jak ty, ale ja się kładę. - powiedziałam i walnełam się na łóżko bez przebierania się. Wślizgnełam się pod kołdrę i odwróciłam się do ściany. Bartek położył się obok mnie. Po chwili poczułam, jak Bartek mnie przytula.
- Przepraszam. - powiedział i chciał zabrać rękę, ale ja położyłam ją z powrotem. Po chwili zasnęliśmy.

*************************************************************************************

Rano Bartek zaoferował się, że zabierze mnie do szpitala. Po 15 minutach byliśmy już na miejscu. Gdy weszliśmy, na korytarzu zobaczyłam tatę i Maję. Szybko do nich podbiegłam. Na przywitanie mocno ich wyściskałam.
- Przepraszma, że wczoraj nie przyjechałam. Wszystko się skomplikowało, z resztą, nieważne. To jest Bartek, mój przyjaciel. - powiedziałam, przedstawiając im Kurka.
- Dzień dobry. - Bartek przywitał się z nimi, po czym dodał - Przykro mi, ale ja muszę już jechać. Za pół godziny mam trening. Do widzenia. - pożegnał się z Majką i tatą, a mi dał buziaka w policzek na pożegnanie.
- A gdzie Aleks? - spytała moja siostra.
- To skomplikowane, opowim ci kiedy indziej.
- Jak mama? - spytałam, ale nie uzyskałam odpowiedzi. - Przecież ona nie umrze. Nie może... - dodałam i zaczęłam płakać.
- Cii... - uspokajał mnie tata, mocno do siebie przytulając.
- Muszę ją zobaczyć. - wyszeptałam i po chwili weszłam do sali gdzie leżała moja rodzicielka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz