Z trudem otworzyłam oczy. Siedziałam na krześle w szpitalnym korytarzu. Wokół mnie zebrali się Zbyszek, Maciek, Michał, Mariusz i Karol. Po chwili przypomniałam sobie, co się stało.
- Kochanie, tak się o ciebie martwiłem. - powiedział Zibi, na co Karol spytał zdziwiony:
- Jak to kochanie? Myślałem, że wy z Aleksem... - nie dałam mu dokończyć, bo dałam mu sójkę wbok.
- Gdzie jest Aleks? Muszę go zobaczyć. - spytałam płaczliwym głosem.
- Chodź, zaprowadzę cię. - powiedział Mario. Zanim weszliśmy do sali, gdzie leżał Alek, odwróciłam się i powiedziałam do Zbyszka:
- Jedź do domu. Ja tu trochę posiedzę.
- Zostanę z tobą. - zaprotestował.
- Nie ma sensu, żebyś tu ze mną siedział. Proszę cię jedź.
- Ale...
- Jedź. - przerwałam mu na co on kiwnął głową.
- Zgoda. - powiedział niechętnie.
Razem z Mariuszem weszliśmy do sali. Gdy zobaczyłam Aleksa, nie mogłam powstrzymać łez.
- Mariusz, on przeżyje, prawda? Mariusz, powiedz coś... - spytałam, po czym głos mi się załamał.
- Ciiii... Justyna, nie płacz. Lekarze mówią, że jego stan jest poważny, ale przeżyje. On jest silny. Da sobie radę.
Spojrzałam z powrotem na Aleksa. Miał obandażowaną głowę i był podłączony do wielu urządzeń. Podeszłam i ujęłam jego rękę. Za sobą usłyszałam zamykające się drzwi. Siedziałam przy nim wiele godzin, po czym wszedł Maciek.
- Chodź, zawiozę cię do domu.
- Nigdzie nie jadę. - zaprotestowałam. Nie chciałam opuszczać Aleksa.
- Chodź, musisz odpocząć.
- Prześpię się tutaj.
- Aleks na pewno nie chciałby, żebyś przez niego wylądowała pod kroplówką.
- Przynajmniej byłabym bliżej niego...
- Ty go kochasz? - zapytał Maciek.
- Tak. - odpowiedziałam łamiącym się głosem. - Ale obiecaj, że nikomu nie powiesz.
- Nawet Alkowi?
- Jemu tym bardziej.
- Okay, ale pod warunkiem, że zawiozę cię do domu.
- No zgoda. - powiedziałam i niechętnie opóściłam szpital. Kiedy wyszłam na zewnątrz było już ciemno.
- Która godzina? - spytałam Maćka.
- W pół do jedenastej. Jedźmy już.
Po trzydziestu minutach byliśmy w domu. Zaprosiłam Maćka do siebie, ale nie chciał się narzucać.
- W sobotę macie mecz. Przecież musi ktoś na nim zagrać. Chodź, nie będziesz jechał po nocy.
PERSPEKTYWA MAĆKA:
Nie chcąc się kłócić z Justyną, skorzystałem z jej zaproszenia. Gdy weszliśmy do domu, przywitała nas jakaś ładna dziewczyna. Była znacznie niższa od Justyny, ale za to bardzo podobna do niej. Również miała zielone oczy i brązowe włosy, choć krótsze. Domyśliłem się, że to jej siostra.
- O Justyna, już jesteś. Tak się o ciebie martwiliśmy. Pójdę zawiadomić rodziców, że wróciłaś. - powiedziała nie odrywając ode mnie wzroku. Pobiegła na górę, a my poszliśmy do kuchni.
- Zjesz coś? - spytała mnie Justyna. Nie chciałem jej robić kłopotów, więc grzecznie odmówiłem.
- Dobry wieczór. - usłyszałem głos jakiejś kobiety.
- Gdzie to się było moja panno? - spytał jej tata.
Justyna opowiedziała wszystko rodzicom, którzy już się na nią nie gniewali. Korzystając z ich nieuwagi zapoznałem się z jej siostrą.
- Mamo, Maciek dzisiaj u nas przenocuje. - powiedziała Justyna.
- Nie, nie chcę robić kłopotu... - zaprotestowałem, ale jej mama mi przerwała:
- To żaden kłopot. Zapraszamy. Nie będziesz jechał po nocy.
- No dobrze. - zgodziłem się. Po tonie kobiety zrozumiałem, że nie warto się z nią sprzeczać. Justyna zaprowadziła mnie do pokoju gościnnego, a ona sama poszła do pokoju obok. Położyłem się na łóżku i szybko usnąłem.
W nocy obudził mnie jakiś krzyk. Dochodził z pokoju Justyny. Szybko wstałem i pobiegłem do niej. Była odkryta, a na twarzy miała krople potu. Postanowiłem ją obudzić. Potrząsnąłem jej ramiona. Kiedy się ocknęła, spytała:
- Co ty tu robisz?
- Strasznie krzyczałaś, więc przyszedłem sprawdzić, co się stało.
- Dzięki. Jesteś kochany... Oczywiście jako przyjaciel... Posłuchaj, mam prośbę...
- Tak? - spytałem zaciekawiony.
- Czy mógłbyś dzisiaj ze mną spać? Strasznie się boję...
- No jasne, słońce. - powiedziałem i połażyłem się obok niej. Przytuliłem ją, a ona wtuliła się w mój tors. Potrzebowała bliskości.
PERSPEKTYWA JUSTYNY:
Minęło kilka dni, a Aleks wciąż się nie budził. Odwiedziłam go chyba po raz setny. Spędzałam z nim dużo czasu, przez co zaniedbywałam Zbyszka, ale myślę, że on to rozumiał. Niestety, niedługo musiał wyjechać do Rzeszowa.
Weszłam do sali, gdzie leżał Aleks. Zawsze gdy go odwiedzałam, tłumiłam w sobie emocje, ale dziś wyjątkowo pozwoliłam swoim łzom popłynąć. Dałam upust emocjom. Ujęłam jego dłoń i zaczęłam mówić przez łzy. Byłam pewna, że i tak mnie nie słyszy.
- Aleks, proszę obudź się. Przepraszam za to wszystko... To przeze mnie tu jesteś... Jeśli się nie obudzisz... Nie wiem, co bym zrobiła, gdybyś odszedł... Ja... Ja cię kocham... - mówiąc to, poczułam, jak Aleks delikatnie ściska moją dłoń. W moim sercu pojawiła się iskierka nadziei.
Miśki moje kochane to jest BOSKIE!!!
OdpowiedzUsuńKolejny świetny rozdział :D
Całuski Kati :*
;* Igłaa wrócił ;) Znowu igłą szyte ;D yupiiii;)
OdpowiedzUsuń