środa, 30 października 2013

Rozdział 30


- Yyy... Cześć Maciek. – mruknęłam, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, na co ja zbulwersowana odpowiedziałam:
- Stoję, nie widać?
- Nooo... widać, ale...
- Przyszłam porozmawiać. – przerwałam mu, czując, że musze jak najszybciej wyrzucić to z siebie.
- Czy to nie może poczekać? Możemy porozmawiać po treningu? – zaproponował, a ja pokiwałam głową, odwróciłam się i poszłam na halę. Usiadłam na trybunach, czekając na koniec treningu. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam mu od razu swoich wątpliwości. Spanikowałam. Mogłam się po prostu spytać, kim była ta dziewczyna w kawiarni, z którą tak przyjemnie mu się rozmawiało, ale nie dałam rady. Coś odradzało mi rozmowę z Maćkiem na ten temat, ale ja musiałam wiedzieć prawdę. To właśnie dlatego zgodziłam się na spotkanie po treningu. Chciałam też pogadać na spokojnie i bez publiczności, więc hala nie bardzo była odpowiednim miejscem.
   Przez półtorej godziny siedziałam na trybunach i oglądałam grę chłopaków, wyobrażając sobie naszą rozmowę. Miałam skrytą nadzieje, że ta dziewczyna okaże się jakąś kuzynką Maćka i dlatego pocałował ją w policzek. Miałam jednak złe przeczucie... Bałam się jego odpowiedzi. I jeszcze dziś ten pogrzeb... Miałam nadzieje, że pójdzie na niego razem ze mną, będzie mnie wspierał w tej trudnej dla mnie sytuacji, ale wszystko wskazywało na to, że dziś się pokłócimy i przyjdzie mi leczyć ból w samotności.
   Nareszcie nadszedł koniec treningu, a ja wyszłam na parking, gdzie zaczęłam czekać na Maćka. W pewnym momencie z hali wyszedł Aleks i kilkoro innych siatkarzy, ale nie zauważyłam wśród nich mojego chłopaka.
- Jedziesz ze mną? – zapytał Atanasijevića, a ja odpowiedziałam:
- Nie, poczekam na Maćka. Przecież muszę z nim pogadać. – powiedziałam, a siatkarze błędnie odczytali nasze słowa.
- Aleks, Justyna o tym wie? – zaśmiał się Plina.
- O czym? – zdziwił się Alek.
- O tym, że zdradzasz ją z jej siostrą. – tym razem roześmiał się Zati.
- Wszystko jej opowiem, zobaczysz. – pogroził mu palcem Kłos.
- Dajcie spokój. Majka po prostu zatrzymała się u nas. – Alek przewrócił oczami. Dalej już ich nie słuchałam, bo z hali wyszła osoba, na której nie mogłam się doczekać, a jednocześnie obawiałam się spotkania z nią.
- Hej, kotek. – przywitał mnie tak, jak zawsze i podszedł, żeby mnie pocałować. Stanęłam bez ruchu i nie odwzajemniłam jego pocałunku, gdy dotykał swoimi wargami moje usta.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? – zapytał Muzaj. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam prosto z mostu:
- Czy ty kogoś masz?
    Cisza. Po kilku sekundach usłyszałam śmiech Maćka.
- Kochanie, skąd ci to przyszło do głowy? – roześmiał się.
- Po prostu pytam. Chcę być pewna. Ja... – zaczęłam, ale urwałam.
- Mów dalej. – Maciek uśmiechnął się, zachęcając do kontynuowania.
- Widziałam cię w kawiarni z jakąś dziewczyną...
- I z tego wywnioskowałaś, że mam kogoś na boku? – zapytał z niedowierzaniem.
- Nie, ja... Widziałam, jak ty ja pocałowałeś... w policzek... – powiedziałam cicho, spuszczając głowę. Nie wiem, dlaczego tak trudno było mi rozmawiać z Maćkiem na taki temat. Zawsze zazdrościłam Justynie tej pewności siebie i odwagi.
- To moja znajoma. – powiedział, a ja pomyślałam, że zwykłej znajomej nie całuje się w policzek na pożegnanie. Na razie jednak postanowiłam uwierzyć w tą wersję i nie przysparzać sobie więcej zmartwień. Musiałam wrócić do domu i przebrać się, żeby na 13.00 być gotowa na pogrzeb.
- Maja, o której mam po ciebie przyjechać? – zapytał Maciek.
- Ale że kiedy? - zapytałam głupio, zanim pojęłam sens jego słów.
- No na pogrzeb. – przypomniał mi, a ja ucieszyłam się w duchu, że mój ukochany będzie mi towarzyszył w tej trudnej dla mnie i mojej rodziny chwili.
- Może wpół do trzynastej? – zaproponowałam.
- Okay, przyjadę po ciebie. Odwieźć cię teraz do domu? – zaproponował, a ja z chęcią przystałam na jego propozycję.

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
   Wyszłam wcześniej z uczelni, żeby nie spóźnić się na pogrzeb. O 12.00 byłam już w domu, w którym miałam teraz mieszkać wraz ze swoim ukochanym. Aleks stał w kuchni, skąd dochodził przyjemny zapach.
- Czyli jednak zamierzasz mi codziennie gotować? – roześmiałam się, na co on odpowiedział:
- Nie, po prostu mam dziś dzień dobroci dla zwierząt. – zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.
- Co tam dobrego zrobiłeś?  -zapytałam.
- Spaghetti. Lubisz?
- Uwielbiam. Moja mama... – zaczęłam, a na wspomnienie o mamie do oczu napłynęły mi łzy. Mrugnęłam kilka razy, aby je powstrzymać, po czym kontynuowałam:
- Moja mama zawsze robiła mi spaghetti, kiedy tylko miałam ochotę. Robiła najlepsze spaghetti na świecie.
   Aleks podszedł i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ramiona, które były mi ostoją w trudnych chwilach, takich jak ta.
- Muszę iść się przebrać. – powiedziałam, niechętnie wyplątując się z jego objęć.
- Poczekaj, najpierw zjedz. – powiedział mój kochany Serb, po czym nałożył mi porcję spaghetti. Usiadłam razem z nim do stołu i zjedliśmy obiad, po czym poszłam się przebrać. Założyłam uszykowaną wczoraj czarną sukienkę i baleriny. Za piętnaście pierwsza zbierałam się do wyjścia, kiedy zobaczyłam, że Aleks również wychodzi. Był ubrany w czarny garnitur i czarną koszulę. Zrozumiałam, że on jedzie ze mną. Wsiedliśmy do jego samochodu. Po drodze Aleks zatrzymał się przy jakiejś kwiaciarni. Przypomniałam sobie, ze przecież nie mam żadnej wiązanki... na szczęście Aleks o tym pomyślał. Na wstążce przy wieńcu, który odebrał, było napisane ,,Kochanej matce - córka Justyna". Oczy zaszły mi łzami, kiedy Alek kładł na tylnie siedzenia wiązankę, a ja wiedziałam, że robi to wszystko dla mnie. Że mnie kocha. Kiedy z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie, pocałowałam go w policzek i podziękowałam. Cieszyłam się, że mam w nim takie wsparcie.
   Kiedy dojechaliśmy na miejsce, przed kościołem stała bardzo duża grupa ludzi. Widziałam tam wiele członków naszej bliższej i dalszej rodziny, a także chyba całą drużynę Skry włącznie z trenerami. Kurek. Kłos i Winiarski trzymali w rękach ogromny wieniec. Zaczęła mi lecieć pojedyncza łza, a Aleks ścisnął moją dłoń w celu dodania mi otuchy. Podeszłam przywitać się z rodziną, a następnie ze skrzatami.
   Po mszy pojechaliśmy na cmentarz. Kiedy wkładano mamę do grobu, nie mogłam wytrzymać. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że straciłam tak bliską osobę. Zaczęłam płakać. Popatrzyłam na Majkę i tatę. Tata obejmował ją ramieniem, a z jej drugiej strony, trzymając ja za rękę, stał Maciek. Pewnie wszystko już sobie wyjaśnili. Tata z Majką płakali, Maciek próbował dodać mojej siostrze otuchy. Nie mogłam dłużej tam być. Bardzo brakowało mi mamy. Wyszłam z cmentarza. Szłam przed siebie, jak najdalej od tego miejsca. Po kilku metrach, przez łzy zobaczyłam przede mną jakąś postać. Przyjrzałam się jej bliżej. To był Bartek. Nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił.
- Nie powinnam się tak zachowywać. W końcu to pogrzeb mojej matki. - powiedziałam, płacząc.
- Na twoim miejscu każdy by się tak zachował... - zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie! Nie każdy! Łatwo ci powiedzieć, bo ty pewnie nigdy nikogo bliskiego nie straciłeś...
- Kiedyś zmarł mój najlepszy przyjaciel... - powiedział łamiącym głosem.
- Mówisz to, żeby mnie pocieszyć, czy jak? - zapytałam przez łzy.
- Nie, mówię ci to, żebyś wiedziała, że nie tylko ty straciłaś kogoś bliskiego. Inni też cierpią...
- Wiem o tym, ale nie koniecznie tak jak ja...
- Justyna, zachowujesz się egoistycznie. – powiedział, a do mnie dotarło, że to niestety prawda. Nie odezwałam się, a on kontynuował – Myślisz, że jestes jedyna osobą na tym świecie, której dzieje się krzywda, że cierpisz najbardziej i nie dostrzegasz, że ktoś inny potrafi cierpieć bardziej od ciebie. Mi też nie było łatwo pogodzić się ze śmiercią przyjaciela, ale wiedziałem, że muszę z tym żyć, bo inni mnie potrzebowali. Spójrz na swojego tatę, na swoją siostrę... Oni cię potrzebuję. Cierpią tak samo jak ty.
- Chcę zostać sama...
- Nie możesz zostać sama. – Bartek pokręcił głową. – Już raz zostałaś sama. Poza tym, łatwiej jest znieść cierpienie, jeśli ktoś jest obok.
Czasem trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni. Wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.
- Proszę cię, chcę zostać sama. – powtórzyłam.
- Tutaj, przed cmentarzem? Chodź, odprowadzę cię do domu.
- Nie, Aleks mnie odwiezie. W końcu z nim mieszkam. – powiedziałam, cofając rękę, za którą Bartek chciał mnie złapać.
- Przepraszam, nie wiedziałem... To może wróć chociaż na cmentarz? – powiedział Bartek, a ja tym razem dałam mu się wziąć za rękę i poprowadzić z powrotem.
***********************************************************************

Czyta to ktoś? ;D