wtorek, 31 grudnia 2013

Rozdział 47


   Wróciłam do domu około 16.00. Od końca treningu do tej pory spacerowałam i rozmawiałam z Karoliną. Brakowało mi jej. Tak, mój <były!> chłopak się z nią całował, jak jeszcze ze mną był, i to dwa razy, ale byłam w stanie jej to wybaczyć, jeśli odbudowałoby to naszą przyjaźń.
   Padłam na kanapę po męczącym treningu, meczu i około trzygodzinnym spacerze. Wzięłam długi, gorący prysznic, aby się trochę zrelaksować. Owinięta w duży biały ręcznik i z drugim, owiniętym na głowie, poszłam do pokoju wziąć jakieś luźne rzeczy na przebranie. Kiedy znalazłam jakieś spodenki i luźną koszulkę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer, aby sprawdzić, kto to. Na klatce zobaczyłam kilku skrzatów z Kłosem na czele! No jeszcze tego mi teraz brakowała... Stałam w samym ręczniku, a pod drzwiami mojego mieszkania czekało na mnie kilku gości. Zanim się przebiorę, to wyłamią mi drzwi, bo zniecierpliwiony Kłos zaczął się dobijać. Zrezygnowana, otworzyłam drzwi.
- No nareszcie, ile można... – zaczął Kłos, ale przerwał, gdy zobaczył, że stoję w samym ręczniku.
- Wejdźcie. – powiedziałam, odsuwając się od drzwi, żeby mogli przejść. Do środka wmaszerowali kolejno: Karol, Zati, Winiar, Cupko, Plina, Muzaj i na dodatek jeszcze Majka. Upchnęli się wszyscy w moim salonie, a ja zadeklarowałam, że idę się przebrać i za chwilę do nich dołączę.
   Przeszłam do swojego pokoju i ubrałam to, co wcześniej sobie uszykowałam. Włosy zebrałam w niechlujny kok i związałam je na czubku głowy. No cóż... nie wyglądałam idealnie, ale lepsze to, niż ręcznik.
- To co was do mnie sprowadza i skąd wy wszyscy macie mój adres? – zapytałam, wchodząc do salonu. W tym momencie wszystkie głowy w salonie skierowały się na Karola.
- Papla. – wypięłam mu język.
- Ale dzięki mnie masz tutaj teraz tylu atrakcyjnych gości. – wyszczerzył zęby.
- Tylu tak, ale czy atrakcyjnych? – zapytałam z udawanym powątpieniem, za co dostałam od Winiara poduszką leżącą na kanapie.
- Ja nie jestem atrakcyjny??
- Ładne oczy nie robią cię atrakcyjnym. – zaśmiałam się.
- Daga jakoś tak nie uważa. – powiedział.
- To twoja żona... – przewróciłam oczami.
- Majka też uważa, że jestem atrakcyjny. – odezwał się z uśmiechem Muzaj.
- No okay. Atrakcyjny jesteś ty, ty, ty, ty i ty. – pokazałam kolejno na Maćka, Plińskiego, Konstantina, Michała i Pawła, specjalnie pomijając Kłosa.
- Chłopaki, było fajnie, ale ja to już się zbieram... Mleko zostawiłem na gazie. – powiedział Karol, podnosząc się z miejsca i idąc w stronę wyjścia.
- Gdzie? – zatrzymałam go.
- Powiedziałaś, że jestem nieatrakcyjny, a ja zadaję się z ludźmi, którzy potrafią docenić mój urok osobisty. – powiedział, ale wrócił się na miejsce.
- Najpierw trzeba go mieć... – mruknęłam.
- Co?
- Nic, nic... Napijecie się czegoś? – zapytałam, a po chwili byłam w kuchni, robiąc kawy i herbaty dla moich gości. Kiedy były gotowe, zaniosłam je do salonu, stawiając na ławie talerz z ciastkami.
- Aleks pytał o twój adres. – odezwał się Cupko.
- Mam nadzieję, że mu go nie powiedziałeś? -  zapytałam.
- Nie, bo wtedy jeszcze nie wiedziałem. Ale dobrze wiesz, że jestem dobrym przyjacielem i jeżeli zapyta, niewykluczone...
- Konstantin! Proszę cię, nie mów mu, no! – poprosiłam.
- Justyna, to jest mój przyjaciel. Gdyby Bartek się gdzieś przeprowadził i Karolina chciałaby jego adres, to dałabyś jej go? – spytał Cupković.
- To był chwyt poniżej pasa... – mruknęłam.
- No właśnie.
- Czyli mam się spodziewać wizyty Aleksa w najbliższym czasie? – zapytałam, robiąc kwaśną minę.
- Jeśli zapyta...
- Przejdźmy do jakiegoś milszego tematu. – poprosiłam.
- Na przykład? – zapytał Plina.
- Wy już po treningu?
- Nie, o 18.00 mamy. – odpowiedział Daniel.
- Słyszałem, że zapisałaś się do klubu. – odezwał się Zati. Ten Karol to naprawdę papla...
- Tak. I wiecie co? Spotkałam tam Karolinę. Porozmawiałyśmy, wyjaśniłyśmy sobie trochę...
- To dobrze, bo jak ostatnio u ciebie byłem, to widać było po tobie, że ci jej strasznie brakuje. – powiedział Kłos.
- Nooo... Wiecie, że przeprowadziła się do Bełchatowa? Mieszka u chrzestnej.
- Mam pomysł. Może żebyście się do siebie z powrotem zbliżyły, odbudowały swoje relacje, wyjedziecie gdzieś razem? – zaproponował Winiar.
- Michał, dopiero co zaczęłam grać w klubie, a już miałabym wyjeżdżać?
- Znam prezesa, pogadam z nim. Nie będzie problemów, jeśli znikniesz, powiedzmy na pięć dni. – wtrącił Kłos.
- No dobra... Gdzie miałybyśmy jechać?
- Proponuję Mazury. Wynajęłybyście sobie jakiś domek nad jeziorem... – zaproponował Winiar.
- Albo jedźcie nad morze. Poopalacie się na plaży, popływacie w morzu, pogracie w plażówkę... – to byłą propozycja Plińskiego.
- No a co powiesz na góry? Wspinaczki i te sprawy. – powiedział Muzaj.
- Wiecie co? Mam wujka w górach. – uśmiechnęłam się, przypominając sobie o tym fakcie.
- O, a gdzie konkretnie? – zapytał Plina.
- W Ustroniu. – uśmiechnęłam się.
- No to dzwoń do niego, pytaj, czy możesz przyjechać na pięć dni z przyjaciółką. – powiedział Kłos. Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer wujka.
- Cześć wujku... – zaczęłam, ale on mi przerwał:
- Justyna? Ile razy mam ci mówić, żebyś tak do mnie nie mówiła? Kurde, nie jestem taki stary. – zaśmiał się.
- Dobra... Piotrek... – słysząc, że zwracam się do wujka po imieniu, Kłos zrobił zdziwioną minę. „włącz na głośnik” – powiedział bezgłośnie, a ja spełniłam jego prośbę i kontynuowałam.
- Mogę przyjechać do ciebie na kilka dni na wakacje? – zapytałam.
- No jasne. Poskaczemy sobie razem... – zaśmiał się.
- Dobra, nauczysz mnie swojej techniki... – roześmiałam się. – tylko mam jeszcze jedną prośbę.
- Jaką? Tylko nie mów, że mam cię zapoznać z Morgensternem.
- Nie, nie o to chodzi. Czy mogę zabrać ze sobą Karolinę? To moja przyjaciółka, poznałeś ją ostatnio, jak byłeś u nas, pamiętasz?
- Ta taka z długimi, brązowymi włosami?
- Tak. Mogę ją zabrać.
- No jasne. To kiedy będziecie? Żebym wiedział, na kiedy mam narty przyszykować. – zaśmiał się. Spojrzałam na Karola, żeby mi powiedział, kiedy porozmawia z tym prezesem.
- Jutro. – wyczytałam z ust Karola.
- Okay. To razem z Justyną i dzieciakami będziemy na was czekać.
- Dobra. Dzięki wuj... to znaczy Piotrek, że się zgodziłeś.
- Nie ma sprawy. Zawsze możesz do nas przyjechać. To czekamy na ciebie. – powiedział. Pożegnałam się z nim i rozłączyłam się.

************************************

No to chyba domyślacie się, kto jest wujkiem Justyny ;) Taki mi pomysł do głowy wpadł :P Tak się złożyło, że bohaterka i jej ciocia mają tak samo na imię, ale to szczegół :D Mam nadzieję, że polubicie nowych bohaterów XD

ZagubionaWSwiecieMarzen@wp.pl
https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo

/Justyna ;D

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 46


PERSPEKTYWA KAROLINY:
   Wróciłam z Rzeszowa w podłym nastroju. Nic mi się nie chciało, byłam przygnębiona zerwaniem z Bartkiem i kłótnią z Justyną... Kiedy wyjeżdżałam do Rzeszowa byłam w pełni szczęścia – miałam chłopaka, przyjaciółkę... A teraz straciłam wszystko to, co było w moim życiu najważniejsze.
   Następnego dnia spakowałam swoje rzeczy i zaniosłam je do samochodu. Po drodze spotkałam mamę, która, odkąd wróciłam, próbowałam wyciągnąć ode mnie, co się stało.
- Muszę stąd wyjechać, przecież wiesz. Niedługo zacznę studia, muszę mieszkać bliżej uczelni. Poza tym... Duszę się tu. Potrzebuję czegoś nowego. Muszę coś zmienić. – powiedziałam, pożegnałam się z nią, po czym ruszyłam w drogę do Bełchatowa. Poprzedniego dnia dzwoniłam do cioci, czy mogłabym się u niej zatrzymać, póki czegoś nie znajdę. Zgodziła się, w końcu to moja chrzestna. Miała spore mieszkanie, powiedziała, że nie będzie jej przeszkadzać, jeśli się do niej wprowadzę. Oczywiście uprzedziłam ją, że będę się dokładać do czynszu.
   Po niecałej godziny drogi byłam na miejscu. Ciocia Gosia była moją ulubioną, nigdy się na mnie nie denerwowała, zawsze mnie ciepło przyjmowała. Tym razem było tak samo. Ciocia pokazała mi mój tymczasowy pokój, gdzie zostawiłam bagaże. Potem oczywiście zaciągnęła mnie na obiad <ciocia świetnie gotuje ;D>. Zaczęła mnie wypytywać, co u mnie słychać, u rodziców, gdzie na studia itp. Kiedy już znała całą sytuację <oczywiście pominęłam kwestię kłamstwa>, ucieszyła się, że będzie miała swoją chrześnicę na miejscu. Wieczorem, kiedy wujek wrócił z pracy, jemu też musiałam wszystko opowiedzieć. Kiedy usłyszał, że będę studiować AWF, zaproponował, żebym zapisała się do klubu. Powiedział, że jego sąsiad jest tam prezesem. Zadzwonił do niego i zapytał o szczegóły. Prezes powiedział, żebym przyszła jutro o 10.00 na trening. Słysząc tą wiadomość ucieszyłam się i poszłam spakować strój. Wzięłam prysznic i przebrałam się w piżamę. Około 21.30 poszłam spać, żeby jutro mieć siłę na poranny trening.
   Następnego dnia wstałam wpół do dziewiątej. Wzięłam prysznic, założyłam czarne szorty z ćwiekami, trampki tego samego koloru i niebieską koszulkę z jakimś motywem. Wzięłam torbę i zeszłam na dół, do kuchni. Wujek był już w pracy, ciocia ze względu na kłopoty z nogą nie pracowała na razie.
   W kuchni na stole czekał na mnie talerz z grzankami. Zjadłam śniadanko, po czym ruszyłam w drogę na halę, według wskazówek, które wczoraj dał mi wujek Tomek. Na miejscu okazało się, że jest to hala, w której na co dzień ćwiczy Skra.

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
- Stresujesz się? – zapytała Kasia, kiedy wchodziłyśmy na halę.
- No trochę. – przyznałam. – A ty?
- Też. Chodź, Karol wytłumaczył mi wczoraj, gdzie są szatnie tego klubu. Potem tylko zostaje nam iść na halę i zagrać przed trenerem i resztą... – w głosie Kasi wyczułam odrobinę niepewności.
   Bez trudu znalazłyśmy szatnie. W środku było już osiem dziewczyn. Kiedy weszłyśmy do szatni, spojrzały na nas, jak na intruzów.
- Cześć, przyszłyśmy na trening. Mamy dziś zagrać, a trener zdecyduje, czy będziemy grać. – powiedziałam.
- Prezes mówił coś wczoraj, że w najbliższym czasie przybędą do nas nowe zawodniczki, ale mówił coś o trzech... – powiedziała jedna z dziewczyn. – Dobra, mniejsza z tym. Jestem Nikola. Jestem kapitanem tej drużyny. Fajnie, że mamy nowe zawodniczki. – uśmiechnęła się, wyciągając do mnie dłoń. Obie z Kasią przedstawiłyśmy się jej, po czym poznałyśmy resztę dziewczyn. Zaczęłyśmy się przebierać. W między czasie do środka weszły jeszcze cztery dziewczyny, a po nich przyszła osoba, której najmniej bym się w tym momencie spodziewała. Kiedy zobaczyłam w środku Karolinę, o mało co nie wyplułam wody, którą właśnie piłam.
- Cześć, ty pewnie jesteś tą trzecią dziewczyną, która miała do nas dołączyć. – powiedziała Nikola i zapoznała się z Karoliną. Karola potem zapoznała się z resztą dziewczyn.
- Znacie się? – zapytała mnie Nikola, kiedy Karolina powiedziała mi tylko „cześć” i przeszła do kolejnych dziewczyn. Kiwnęłam głową. Ciekawa byłam, jak Karolina będzie się zachowywać w stosunku do mnie.
   Równo o 10.00 wyszłyśmy z szatni i weszłyśmy na boisko. Trener nie darował sobie oficjalnego przedstawienia, po czym dał nam do zrozumienia, że jak się nie postaramy, to do drużyny się nie dostaniemy. Zaczęłyśmy się rozgrzewać. Później ćwiczyłyśmy zagrywkę, ataki i bloki. I przyszedł czas na mecz.
   Trener chcąc sprawdzić „nowe” wziął nas do jednej drużyny. Dodał do nas jeszcze jakieś trzy dziewczyny i powiedział, że zmierzymy się z wyjściową szóstką.
   Pierwszy set dla nich. No dalej Justyna, spinaj dupcię, pokaż, że potrafisz...
   Poszłam na serwy. Moje poprzednie zagrywki były flotem, ale teraz postanowiłam pokazać, co potrafię. Podrzuciłam piłkę wysoko i zaserwowałam z wyskoku, a co. Tak! Pięknie! As! Kolejny serw. Tym razem już przyjęły, ale niedokładnie. Odbieramy ich atak, po czym Kasia wystawia Karolinie, która kończy tą akcję punktem dla nas. Czuję, że powoli zaczynamy się zgrywać. I gdyby nie ta libero, która, jak to trener powiedział „dołączyła do nas niedawno i jest na rezerwie”, mogłybyśmy wygrać ten mecz. Ostatecznie przegrałyśmy w tie-breaku do 13.
- Dobrze, dziewczyny, bardzo dobrze. – powiedział trener po skończonym meczu. – Karolina, ataki wyprowadzasz z dużą siłą, zdobyłaś wiele punktów. Jak będziesz grała tak dalej, masz szansę dostać się do wyjściowej szóstki. Justyna, idealne przyjęcie, ataki też mocne jak u Karoliny... Obie też macie dobre serwy, ciężkie do przyjęcia. Kasia, twoje wystawy są perfekcyjne, szybko zgrałaś się z zespołem, choć pierwszy raz zapewne ze sobą gracie. Wiedziałaś zawsze, komu jak wystawić. Wszystkie trzy maci szanse, ale jak już mówiłem, musicie się postarać. Jak przez dwa tygodnie będziecie dawały z siebie wszystko, to zagracie w kilku sparingach, jakie będą zorganizowane pod koniec lipca. Na dziś to wszystko, kolejny trening jutro wieczorem. Do widzenia!
   Wróciłam do szatni cała w skowronkach. Udało mi się dostać do klubu. I na dodatek miałam szansę grać w wyjściowej szóstce!
- Justyna, możemy pogadać, jak wyjdziemy z hali? – usłyszałam głos Karoliny.
- Tak, jasne. – powiedziałam i kiedy się przebrałam zaczekałam na Karolinę przed halą.
- Wracasz do domu? – zapytała Kasia, kiedy stanęłam przed wejściem.
- Czekam na Karolinę. Musimy pogadać.
- Acha. Ja lecę. Pa. – pożegnała się i poszła do siebie. Po chwili na zewnątrz przyszła Karola.
- O czym chciałaś pogadać? – zapytałam.
- Tak po prostu. Porozmawiać, wszystko wyjaśnić...
- Karolina, co ty chcesz wyjaśniać? – zapytałam poirytowana.
- Justyna, nie chcę, żebyśmy przez Aleksa były pokłócone. Miałaś wtedy rację. Mogłam nie kupować tych pieprzonych biletów, nie poszłybyśmy na ten mecz i nie poznałybyśmy Alka i reszty. Wszystko byłoby tak, jak dawniej. I nie straciłabym najlepszej przyjaciółki...
- Nie będziemy teraz gdybać, bo to nie ma sensu. Stało się, trudno. Nie ukrywam, że nadal jestem na ciebie zła, za to, co zrobiłaś, nie tylko mi, ale też Bartkowi. Ale nie będę też ukrywać, że mi cię cholernie brakuje. – powiedziałam.
- Mi ciebie też. Nie ma z kim pogadać, nudno jakoś bez ciebie... – powiedziała Karolina. Nic nie odpowiedziałam, tylko ją przytuliłam. Ciężko mi będzie jej znów zaufać, ale tak strasznie mi jej brakuje...
- Przepraszam... Za wszystko...
- Kurwa, jakie wyznania... Dobra, bo zaraz się tu porycze... – powiedziałam. – Zmieńmy może temat.
- Jestem za. – Karola uśmiechnęła się.
- A nawet przeciw. – dodałam, również się uśmiechając.
- Co powiesz na lody? – zapytała Karola.
- Powiem: chętnie zjem waniliowych.
- A ja czekoladowych.
   Poszłyśmy do najbliższej lodziarni i każda zamówiła dużą porcję lodów. Usiadłyśmy do stolika i zajadając się naszymi ulubionymi smakami, rozmawiałyśmy. Opowiedziałam jej, że wynajęłam mieszkanie i mieszkam w Bełchatowie. Dowiedziałam się od niej, że ona również tu zamieszkała razem z ciocią i wujkiem, który polecił jej ten klub. Pomyślałam, że ta rozmowa jest dobrym krokiem do odbudowania naszych relacji.

************************************

I jak? Mam nadzieję, że się nie zawiedliście ;) Wy też macie przyjaciół, bez których nie moglibyście żyć i wybaczylibyście im taką rzecz? ;D Ja mam, na pewno nie byłoby łatwo, ale starałabym się odbudować nasza przyjaźń, gdyby <oby lepiej nie> do czegoś takiego doszło

Zapraszam do nowej zakładki BOHATEROWIE ;) w końcu ich dodałam i zmieniłam trochę wygląd bloga :D Mam nadzieję, że Wam się podoba :D
PS. Ostatni dwaj bohaterowie pojawią się troszeczkę później :)

Pozdrawiam, zachęcam do dalszego czytania i komentowania oraz wysyłania swoich propozycji na ZagubionaWSwiecieMarzen@wp.pl

https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo
 Zapraszam również tu : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/
/Justyna :*

czwartek, 26 grudnia 2013

Rozdział 45


- Cześć tato. – powiedziałam, kiedy drzwi przede mną się otworzyły. – Yyy... Kim pani jest? – zapytałam, widząc, że zamiast taty, w drzwiach stoi jakaś blondwłosa kobieta, tak na oko trzydziestoparoletnia.
- Ty pewnie jesteś Justyna? Wejdź. – powiedziała. Bez słowa weszłam do środka i od razu skierowałam się do salonu.
- Tato? – zapytałam, zaglądając do środka, ale nie było go tam. Mijając nieznajomą skierowałam się w stronę kuchni. Za sobą usłyszałam jeszcze jej głos:
- Jest w kuchni, je obiad.
- Cześć tato. – powiedziałam, wchodząc do pomieszczenia i widząc tatę siedzącego przy stole.
- Cześć córciu. Dawno cię nie widziałem. – powiedział, a na jego twarzy pojawił się uśmiech.
- Kim jest ta kobieta? – zapytałam, nie zważając na to, że ona stoi obok. Czułam narastającą złość, domyślałam się odpowiedzi.
- Justyna, poznaj Ilonę. To... moja bliska przyjaciółka.
- Przyjaciółka? – zapytałam z powątpiewaniem, unosząc do góry brew.
- Siadaj, może zjesz z nami? – zapytała ta kobieta.
- Nie dziękuję, nie jestem głodna. – zaprzeczyłam, siadając do stołu. Nadal czułam złość, że tata tak szybko zapomniał o mamie, no ale cóż... on w sumie też miał prawo ułożyć sobie życie. Stłumiłam jakoś emocje, co przyszło mi z wielkim trudem.
- Opowiadaj, co tam u ciebie? – zapytał z uśmiechem tata.
- Wszystko w porządku. – powiedziałam, siląc się na spokój, ale głos mi drżał.
- Coś nie tak? Opowiadaj. Jak potrzebujesz pomocy, to przecież mogę ci pomóc. – powiedział tata. Wzięłam głęboki wdech, próbując się uspokoić, po czym powiedziałam:
- Wszystko się pieprzy tato. Wszystko... – pokręciłam głową, a po moim policzku poleciała pojedyncza łza.
- Co się dzieje? Dlaczego tak mówisz? – dopytywał tata. Otworzyłam usta, aby mu wszystko opowiedzieć, lecz po chwili je zamknęłam. Nie bardzo chciałam, żeby ta cała Ilona przysłuchiwała się naszej rozmowie.
- To może ja zostawi was samych. – „przyjaciółka” taty jakby czytała w moich myślach. Opuściła kuchnię, a ja opowiedziałam wszystko tacie, streszczając mu wszystkie wydarzenia począwszy od wyjazdu do Rzeszowa, kończąc na zamieszkaniu samej. Pominęłam oczywiście fakt, że w międzyczasie chciałam się zabić.
- Skarbie, chcesz, to ci pomogę. Zawsze możesz tutaj wrócić...
- Nie mogę. W październiku zacznę studia, nie mogę mieszkać tak daleko od uczelni.
- Mogę pomagać ci opłacać mieszkanie. – zaproponował, a ja pokręciłam głową.
- Nie przyszłam tu po to, żeby prosić cię o pomoc. Chciałam cię odwiedzić, porozmawiać, zwierzyć się...
- Nie musisz mnie prosić, żebym ci pomógł. I tak to zrobię. Co miesiąc będę wysyłał ci pieniądze na konto. Majka teraz mieszka przecież u Maćka...
- Co? Wyprowadziła się? Nic nie mówiła.
- Tak. Tuż przed waszym wyjazdem do Rzeszowa. W każdym razie... Majka tu nie mieszka, ty też... A ja pracuję, nie mam zbyt dużo wydatków, będę wysyłał ci pieniądze.
- Dziękuję tato. Jesteś kochany. – przytuliłam się do niego.
- Wiem. – zaśmiał się. – A teraz już nie płacz.
   Otarłam łzy, po czym zapytałam:
- No a ta pani? – pokazałam oczami w stronę salonu, gdzie ona siedziała.
- Ilona wpadła dziś...
- Tato...
- No dobra. Wpadła wczoraj, została na noc. – mówiąc to, tata zaczerwienił się.
- Zapomniałeś już o mamie? – zapytałam ze zbolałą miną.
- Nie. To, że jestem z inną kobietą, nie znaczy, że zapomniałem o mamie. Zawsze będę o niej pamiętać. Była dla mnie wszystkim, była mamą moich dwóch wspaniałych córek. – uśmiechnął się. – Zawsze będę nosiła ją w sercu.
   Nic nie odpowiedziałam, tylko uśmiechnęłam się, po czym mój wzrok padł na zegarek. 16.20.
- Będę już wychodzić, za piętnaście minut będzie autobus do Bełchatowa. – powiedziałam, wstając z miejsca.
- Mogę cię odwieźć. – zaproponował tata.
- Nie, nie trzeba. Przejadę się autobusem.
- Okay, ale w najbliższym czasie masz się zapisać na kurs prawa jazdy. – powiedział tata.
- Tato, dobrze wiesz, że nie mam...
- Dam ci na te prawo jazdy. – przerwał mi. – I bez dyskusji.
- Dzięki. – uśmiechnęłam się, pożegnałam, po czym wyszłam.
   Jakieś trzy minuty po moim dojściu na przystanek przyjechał autobus. Po dwudziestu minutach jazdy byłam w Bełchatowie, a po jakimś kwadransie spaceru doszłam do mieszkania. I znów kolejny wieczór przed telewizorem... Po dwóch godzinach oglądania wzięłam prysznic, przebrałam się w piżamę i wyjątkowo wcześniej poszłam spać.

**********************

   Wstałam o siódmej. Wzięłam prysznic, pomalowałam oczy, założyłam czarne szorty, czerwony t-shirt z nadrukiem i kolorowe trampki. Do torby spakowałam strój na trening. Zjadłam śniadanie i wpół do dziewiątej byłam gotowa. Pomyślałam, że po drodze do Karola, wejdę do jakiegoś spożywczak, kupić wodę na trening. Tym oto sposobem u Kłosa byłam za pięć dziewiąta. Drzwi otworzył mi Karol.
- Cześć, już jesteś. Wchodź, wchodź. Napijesz się czegoś? – przywitał mnie tym potokiem słów, prowadząc do kuchni.
- Soku. – poprosiłam, a po chwili przede mną na stole stała szklanka pomarańczowego soku.
- Kasia jest na górze, przed chwilą poszła pakować sobie strój, bo by zapomniała. – Kłos przekręcił oczami.
- Zdaje mi się, czy mowa o mnie? – usłyszałam dziewczęcy głos, a po chwili w kuchni pojawiła się siostra Karola.
- Hej, Kasia. – przywitała się ze mną. Uścisnęłam jej wyciągniętą rękę i również się przedstawiłam.
- No to skoro formalności mamy już za sobą, to chyba możemy wyjeżdżać? – zapytał z uśmiechem Karol.
- Po co? Jest pięć po, a trening mamy o dziesiątej. Wyjedziemy za piętnaście, zdążymy.
- Właśnie Karolku, po co się tak spieszyć? – zapytałam z uśmiechem, po czym zwróciłam się do Kasi. – Współczuję ci trochę. Mieszkać z Karolem pod jednym dachem.... – zaśmiałam się, a Kasia mi zawtórowała.
- To mi powinnaś współczuć z nią mieszkać! – oburzył się Karol.
- A co ze mną jest nie tak? – zapytała Kasia, trzepocząc rzęsami. – Nie mów braciszku, że już mnie nie kochasz...
- Ale jak mi wywiniesz taki sam numer, jak ostatnio rodzicom, to chyba cię zajebie...
- Oj daj spokój, nie było tak źle... – powiedziała Kasia.
- Nie życzę sobie, żeby po moim mieszkaniu chodziło jakiś dwóch chłopaków.
- Co? O co chodzi, bo ja chyba nie w temacie jestem... – uśmiechnęłam się.
- Kasia przyprowadziła do domu dwóch kolegów, którzy rzekomo zapomnieli zapłacić czynszu i właściciel mieszkania kazał im się wyprowadzić. Nie mieli się gdzie podziać i moja wielkoduszna siostrzyczka zaprosiła ich do siebie. Przez tydzień mieszkali w domu u naszych rodziców, jedli za ich pieniądze, chodzili po domu w samych gaciach, nie sprzątali, tyko ciągle robili pierdolnik....
- No to nieźle. – zaśmiałam się.
- Obiecuję, że będę grzeczna. – powiedziała szybko Kasia, unosząc do góry dwa palce.
- I tak ci nie wierzę. Tylko czekam, aż wywiniesz jakiś numer. Rodzice dal ci pięć dni. Nie zgadzam się z nimi. Obstawiam trzy.
- Ty to też jesteś. Gorszy niż rodzice.
- To dlaczego z nimi nie zamieszkasz?
- Bo tu mam bliżej na uczelnię. – Kaśka wypięła Karolowi język. – Po za tym kocham swojego braciszka...
- Dobra, weź już lepiej nie kłam, pakuj się do samochodu, po drodze wejdziemy jeszcze do monopolowego...
- Mmmm... Robisz dziś obiadek? – Kasia poruszyła zabawnie brwiami.
- Robię.
- A co będziemy jedli?
- Ja spaghetti, a ty to, co sobie zrobisz.
- A ty wredny Karol jesteś, wiesz? – zapytała Kasia, mijając go i wychodząc z domu.
- Widzisz, nie tylko ja tak uważam. – zaśmiałam się.
- I ty przeciwko mnie? – zapytał Kłos z rozpaczą, ale potem się uśmiechnął. – Dobra, wychodź, jedziemy.
   Zapakowaliśmy się wszyscy troje do samochodu Karola, bo Kasia, podobnie jak ja, nie zdała jeszcze prawa jazdy. Obie z Kasią usiadłyśmy z tyłu i ruszyliśmy na halę, po drodze zahaczając o monopolowy. Podczas drogi zapoznałam się trochę lepiej z Kasią. Miała studiować na tej samej uczelni co ja i Karolina, powiedziała, że będzie na razie mieszkać z Karolem, potem ma wynająć jakieś mieszkanie. Gra na pozycji rozgrywającej. Zdążyłam ją już polubić. Uśmiech po prostu nie schodził jej z twarzy. Familia Kłosów to chyba w genach ma te poczucie humoru i megaoptymizm. Przez nią i Karola całą drogę się śmiałam, mina mi zrzedła, kiedy zajechaliśmy pod halę. Tak, stresowałam się przed swoim pierwszym dniem w klubie...

*********************************
No to poznaliśmy siostrę Karola ;) <oczywiście postać jest fikcyjna :D> Mam nadzieje, że polubiliście nowa bohaterkę, bo, nie ukrywam, że będzie nam dłużej towarzyszyć :P

Święta, święta, coraz bliżej, a u mnie na blogu ciągle lato ;D Też tak chcę... nie cierpię tego zimna...Brrr... Wolałabym słoneczko niż śnieg ;)

Komentujcie, to motywuje :P Każdy blogger lubi wiedzieć, że ktoś jeszcze czyta jego bloga ;) Także ten... komentujcie ;D Pozdrawiam /Justyna ;*

Pamiętacie, że możecie wysyłać własne propozycje i wymagania do bloga? ZagubionaWSwiecieMarzen@wp.pl

https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo
 Zapraszam również tu na nowy rozdział : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 44


- Co tam Karolku? – odebrałam, siląc się na dość swobodny ton, choć w środku czułam, jak powoli rozpadam się przez ogarniający mnie z każdą chwilą coraz większy smutek.
- Hej, dzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Wszystko okay. A co miałoby być nie w porządku?
- Jak tam w nowym mieszkaniu?
- Wszystko dobrze. – powiedziałam, ale dobrze wiedziałam, że tak naprawdę jest chujowo. Brakowało mi towarzystwa bliskich.
- Jasne, bo ci uwierzę. Słyszę, że coś nie tak. – powiedział.
- Masz rację. – westchnęłam. – Ciężko mi się będzie przyzwyczaić do mieszkania samej. – wyznałam.
- Podaj mi swój adres, to zaraz do ciebie wpadnę.
- A ty nie masz treningu? – zapytałam.
- Teraz nie, wcześniej miałem, wieczorem znowu. – odpowiedział, a ja podałam mu swój adres.- Będę za jakieś dwadzieścia minut. – rozłączył się, a ja poszła do salonu i włączyłam telewizor. Karol rzeczywiście pojawił się u mnie po jakiś dwudziestu minutach.
- Hej. Mam ciasto. – uniósł do góry torebkę z ciastem w środku.
- O nie... – jęknęłam. – Mam nadziej, że go nie piekłeś go sam.
- Nie. Kasia upiekła, przyjechała wczoraj wieczorem i wziąłem ci kawałek.
- Miała przyjechać za kilka dni. – powiedziałam, idąc do kuchni i wyjmując z jak na razie trochę pustej szafki dwa kubki i herbatę. Wstawiłam wodę i oboje usiedliśmy przy stole.
- Tak, wiem, ale przyjechała wcześniej. I na dodatek dowiedziałem się, że będzie ze mną mieszkała na czas bliżej nieokreślony, bo zamierza studiować tutaj, w Bełchatowie.
- Na jaki kierunek chce pójść?
- Ubzdurała sobie, głupia, że zostanie siatkarką. – odpowiedział Karol.
- No to powinieneś być z niej dumny, że bierze z ciebie przykład. – uśmiechnęłam się.
- Po co ma mi konkurencję robić? – zapytał z uśmiechem.
- Czyli o to chodzi? – zaśmiałam się, stawiając przed nim kubek z parującą herbatą.
- Nie, ale tak na poważnie, to tak naprawdę ostry zapierdziel. Treningi, mecze, wyjazdy...
- Da radę. – powiedziałam.
- Będzie musiała, jak będzie chciała zrealizować marzenia.
- Jakoś się jej uda, na pewno.
- I tak wyląduje na kasie w Żabce. – zaśmiał się Kłos. – A ty? Dobrze grasz, też będziesz siatkarką?
- No. Ja też będę szła na AWF.
- Też będziesz musiała zapierdzielać. – zaśmiał się.
- Wiem. Ale chociaż będę miała co robić, bo teraz to takie nudy... – westchnęłam.
- Zapisz się do jakiegoś klubu. – zaproponował Karol.- To będzie twój pierwszy krok do zostania siatkarką.
- Chyba tak zrobię.
- Nie chyba, tylko na pewno. Masz się zapisać i robić karierę, a ja potem będę chodził i się chwalił, że znam tą zajebistą siatkarkę Justynę Lisowską. – zaśmiał się Kłos.
- Chwalił? Raczej żalił się. – prychnęłam.
- A to będzie zależało od tego, jak będziesz grać. – uśmiechnął się.
   Nic nie odpowiedziałam tylko wzięłam do ręki kubek i napiłam się herbaty. Zastanowiłam się, jak teraz będzie wyglądało moje życie, gdy zacznę studia, jeśli przyjmą mnie do klubu, bo chyba naprawdę się zgłoszę.
- Aleksa nie było dziś na treningu. – powiedział Karol. Odstawiłam z hukiem kubek na stół i zapytałam:
- Po co mi to mówisz?
- No bo... Może do siebie wrócicie? Widziałaś, jak jest przygnębiony odkąd ze sobą zerwaliście.
- Nie gadajmy o nim. Proszę.
- Szkoda, że już ze sobą nie jesteście. Byliście fajną parą.
- Karol. Bo zaraz oberwiesz. – powiedziałam.
- Acha. Spróbuj szczęścia. – prychnął, a ja dałam mu sójkę w bok.
- I tak nie bolało.
- To zaraz zaboli. – zaśmiałam się i uniosłam rękę, żeby mu doprawić, kiedy mój telefon dał o sobie znać. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Nieznany numer. – powiedziałam do Kłosa, unosząc do góry brew.
- Odbierz.- powiedział, a ja wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham?
- Dzień dobry, mówi Waldemar Dąbrowski, prezes klubu siatkarskiego z Bełchatowa dziewcząt. Dodzwoniłem się do pani Justyny Lisowskiej?
- Tak, o co chodzi? – zapytałam ciekawa, po co dzwoni do mnie prezes jakiegoś klubu.
- Słyszałem, że pani bardzo dobrze gra. Nie chciałaby pani grać w naszym klubie? – zapytał, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zatkało mnie. Po chwili wrócił mi głos:
- Yyy... tak, zastanawiałam się, czy by nie zapisać się do jakiegoś klubu, ale jeszcze nigdzie się nie zgłaszałam... Skąd pan ma mój numer? – ta sprawa nie dawała mi spokoju.
- My, łowcy talentów, mamy swoje źródła. – zaśmiał się.
- Nie rozumiem. Czy ktoś panu o mnie powiedział?
- Powiedzmy, że pewna osoba była na tyle miła, żeby powiedzieć mi o pani talencie.
- Czyli nie powie mi pan, kto to?
- Nie powiem. To jak, zgadza się pani?
- Rozważę jeszcze t propozycję, dobrze?
- Dobrze. Starczą pani trzy dni?
- Tak, myślę, że przez ten czas zdążę się zastanowić.
- W takim razie zapraszam za trzy dni o 10.00  na trening. W razi gdyby namyśliła się pani wcześniej, treningi są codziennie co drugi dzień o 10.00, a w pozostałe dni o 17.00.
- Dobrze, dziękuję bardzo za propozycję.
- Liczę, że pani przyjdzie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – rozłączyłam się i w osłupieniu wpatrywałam się w swój kubek z herbatą.
- Kto to był? – usłyszałam pytanie Karola.
- Prezes klubu siatkarskiego. Chciał, żebym przyszła na trening.
- Zapisałaś się?
- Nigdzie się nie zapisywałam. I nikomu nie dawałam swojego numeru... – powiedziałam i napotkałam rozbawiony wzrok Kłosa. Nagle wszystko ułożyło się w logiczną całość.
- To ty tam byłeś i dałeś im mój numer! – zawołałam oskarżycielsko. – To dlatego namawiałem mnie dziś, żebym się zapisała.
- Ktoś musiał się o ciebie zatroszczyć i im powiedzieć.. – uśmiechnął się. – Dobrze grasz, więc myślę, że cię przyjmą.
- A pytałeś mnie w ogóle czy ja chcę? – zapytałam.
- Niedawno mówiłaś, że chyba się zapiszesz. – przypomniał.
- Dobra, mam trzy dni, żeby się zastanowić.
- Dziewczyno, ty się jeszcze będziesz zastanawiać? Idziesz jutro i już!
- Czy ja wiem...
- I tak nie masz nic do roboty.
- Przekonałeś mnie. – uśmiechnęłam się. - Pójdę jutro.
- I o to chodzi. – zaśmiał się. – Kasia też będzie tam trenować. Ma iść jutro na trening. Może przyjdziesz do mnie i zawiozę was obie? Przy okazji ją poznasz.
- Mogę wpaść. O której?
- O 09.00.
- Okay.
   Karol posiedział u mnie jeszcze z godzinę, rozmawialiśmy sobie o różnych duperelach. Później musiał już iść, a ja zostałam sama. Godzina 14.30. Reszta dnia sama... Może odwiedzę tatę?

*********************************
Także ten, no... Krytykujcie, jak się nie podoba, chwalcie, jak wam się podoba... Mi samej osobiście nie bardzo podoba się ten rozdział. W następnych będzie działo się więcej, obiecuję ;) Już w kolejnym rozdziale poznamy nową bohaterkę :D

Czytasz=komentujesz=motywujesz

A, i jeszcze jedno ;D Mam dla was propozycję. Może macie jakieś konkretne wymagania co do tego bloga, jakieś propozycje na nowych bohaterów, wydarzenia..? Jak tak, to wysyłajcie swoje pomysły na ZagubionaWSwiecieMarzen@wp.pl ;D mam nadzieję, że ktoś się odezwie ;P /Justyna

Pamiętajcie o polubieniu stronki: https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo ;P


 W ten magiczny, świąteczny czas
Niech będzie radosny każdy z Was...
Kolorowej choinki, kolęd śpiewania,
Miodowego makowca, przy wigilijnym stole biesiadowania.
Bogatego Mikołaja, złotej gwiazdki z nieba,
Śnieżnego opłatka, a w Nowym Roku
wszystkiego czego nam trzeba!
Wesołych Świąt mordki ;* / Justyna. 




piątek, 20 grudnia 2013

Rozdział 43


- Przyszłam po swoje rzeczy. – powiedziałam chłodno, kiedy Aleks otworzył mi drzwi. Spojrzał na targaną przeze mnie średniej wielkości torbę podróżną, w której miałam ciuchy, które wzięłam na wyjazd do Rzeszowa. Nie miałam ich wcześniej gdzie zostawić, musiałam taszczyć je ze sobą.
- Wyprowadzasz się? – zapytał, patrząc na mnie z bólem i żalem.
- Tak. Wpuścisz mnie?
   Odsunął się, robiąc mi miejsce, żebym mogła przejść. Bez słowa skierowałam się na górę, do sypialni, gdzie jeszcze kilka dni temu razem spaliśmy... Podeszłam do szafy, otworzyłam ją i sięgnęłam z jej dna swoją walizkę, do której spakowałam się, gdy wprowadzałam się do Alka. Zaczęłam pakować najważniejsze rzeczy i moje ulubione ubrania. Spakowałam kosmetyki, ładowarkę i inne potrzebne duperele. Cały czas czułam na sobie wzrok Aleksa stojącego w progu sypialni, kiedy pakowałam ciuchy, a potem, gdy poszłam do łazienki pakować kosmetyki.
- Resztę zabiorę kiedy indziej. – powiedziałam, zamykając walizkę. Złapałam ja w rękę, przez ramię przewiesiłam swoją torebkę, a torbę z Rzeszowa wzięłam do drugiej ręki.
- Na pewno przemyślałaś tą wyprowadzkę? Zostań... – usłyszałam cichy, ochrypnięty głos Alka.
- Nie. To koniec, Aleks. – powiedziałam, schodząc po schodach, a walizka uderzała o każdy stopień i huk uderzenia rozchodził się echem po cichym mieszkaniu.
 „Już nie cofniesz tego, upadałeś nisko i straciłeś wszystko. Pożegnałam się już nie odzyskasz mnie, zamknęłam ten dział, nie chcę więcej ran. Nie mów nic, daj mi żyć, nie chcę się męczyć znów, szkoda słów, odejdź już, nie ma i nie będzie mnie tu, oddaliłam się od ciebie, strata czasu nie chcę więcej cierpieć i patrzeć jak, jesteś z nią dotykasz ją wciąż. Nie chcę więcej słuchać twoich kłamstw, zabiłeś tę miłość, zabiłeś nas. Odejdź proszę, odejdź gdzie się da. Nie ma dla nas szans, już nie ma nas.”
- Dasz sobie radę? Może cię podwiozę? – zapytał.
- Nie, dzięki. Wezmę taksówkę. – powiedziałam i wyszłam na dwór, zostawiając Alka samego w domu. Wyjęłam z torebki telefon i zadzwoniłam po taksówkę. Przyjechała po piętnastu minutach. Młody kierowca pomógł mi zapakować bagaże do bagażnika, zawiózł mnie pod wskazany adres, po czym pomógł zanieść mi je na trzecie piętro. Zapłaciłam mu za kurs i za pomoc, po czym weszłam do swojego nowego mieszkania.
   Weszłam na korytarz, postawiłam bagaże i zamknęłam drzwi. Korytarz był mały, przytulny, ściany miał kremowe. Po lewej była mała szafka na buty, a nad nią wieszak. Weszłam dalej. Małe mieszkanie – łazienka, kuchnia i dwa pokoje. W jednym była jakaś kanapa, ława i dwa fotele, kilka szafek i telewizor. W drugim łóżko, biurko, kilka szafek. Pomyślałam ponuro, że jakoś się urządzę. Wróciłam na korytarz, zdjęłam buty, wzięłam bagaże i zaniosłam je do mniejszego pokoju, który będzie moją sypialnią. Zaczęłam wypakowywać ubrania i inne drobiazgi. Kosmetyki zaniosłam do łazienki. Poszłam do kuchni, żeby dokładnie sprawdzić jej wyposażenie. Cóż... Szału nie ma, dupy nie urywa. Małe pomieszczenie, stół, trzy krzesła, lodówka i szafki. Przestrzeń pomiędzy stołem a szafkami, żeby można było przejść wynosił około metra, może półtora. Westchnęłam, wiedząc, że ciężko będzie mi się zadomowić samej. A przecież jeszcze kilka tygodni temu miałam w planach wynająć jakieś mieszkanie z Karoliną, miałyśmy chodzić razem na studia... Po raz kolejny pożałowałam, że zgodziłam się wtedy iść na ten mecz.
   Poszłam do dużego pokoju, który będzie służył mi za taki mały salon. Usiadłam na jednym z foteli i włączyłam telewizor. Rozejrzałam się po pustych półkach, przypomniała mi się lodówka z samym światłem w środku... Ogarnęło mnie poczucie pustki. Na dodatek na moim koncie była niewielka część oszczędności, wiedziałam, że będę musiała iść do pracy, jeżeli będę chciała nadal tutaj mieszkać. Co prawda mogłabym wrócić do taty, zamieszkać z nim, albo poprosić go o pomoc, ale nie chciałam się ze wszystkiego tłumaczyć. I tak był wystarczająco dużo przygnębiony śmiercią mamy...
   Nie mając nic do roboty wzięłam do reki laptopa. Zaczęłam szukać wi-fi. Na szczęście w bloku była sieć, podłączyłam się i z nudów zaczęłam przeglądać różne stronki. Kiedy już mi się to znudziło (ile można?) poszłam wziąć prysznic, przebrałam się w piżamę i spróbowałam usnąć. Leżałam na łóżku do 22.00, ale sen nie przychodził. W końcu wygrzebałam się z łóżka i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie, nogi podkuliłam pod siebie i oplotłam je rękami i włączyłam telewizor. Zaczęłam skakać po kanałach aż trafiłam na jakiś film sensacyjny. Zaczęłam go oglądać, zaczął się jakieś piętnaście minut temu.

************************************
   Obudziłam się skulona na kanapie w salonie. Telewizor grał, a przez okno do środka zaglądały jasne promienie słoneczne. Przeciągnęłam się i wzięłam do ręki telefon leżący na ławie: 09.33. Ziewając poszłam wziąć prysznic, po czym założyłam miętowe szorty, biały t-shirt z nadrukiem i kolorowe trampki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Poranna toaleta zajęła mi około godziny. Mieszkałam teraz sama, nie miałam pracy, żadnych zajęć... Miałam masę wolnego czasu, z którym nie wiedziałam, co mam zrobić. Z nudów usiadłam przed telewizorem i zaczęłam skakać po kanałach. Zatrzymałam się na Polsat Sport, wpatrując się w powtórkę meczu Skra-Resovia. Zaczął się dziesięć minut temu. Zaczęłam oglądać, jednak po kilkunastu minutach oglądania przełączyłam, bo na ekranie zobaczyłam przerwę pomiędzy pierwszym a drugim setem i tą kłótnię między Bartkiem i Aleksem.
   Zdenerwowana wyłączyłam telewizor i odrzuciłam pilota na bok na kanapę. Kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Burczący brzuch jednak mi podpowiedział, czym mam się zająć.
   Wstałam z kanapy i poszłam do swojego pokoju po torebkę. Wrzuciłam do niej telefon i portfel, w którym niestety, ale moje zapasy gotówki nie były zbyt wielkie. Coś mi mówiło, że będę musiała albo znaleźć pracę, albo poprosić o pomoc tatę.
   Wyszłam z mieszkania, zamknęłam je na klucz i wrzuciłam je do torebki. Wolnym krokiem zeszłam na dół, po czym ruszyłam na miasto, żeby kupić sobie coś do jedzenia. Po piętnastu minutach spaceru znalazłam jakiś spożywczak. Kupiłam sobie trochę najpotrzebniejszych produktów, m.in.: pieczywo, jogurt, mleko, jajka, masło... Kiedy już miałam dwie torebki jedzenia, ruszyłam w poszukiwaniu jakiegoś sklepu, gdzie mogłabym kupić jakieś wyposażenie do mieszkania. Kupiłam parę drobiazgów i wróciłam do mieszkania. Zjadłam jajecznicę i spojrzałam na zegarek: 12.15. I co ja będę teraz robić sama całymi dniami? Siedziałam przy stole z głową opartą o ręce. Rozmyślałam, jak to teraz będzie samej. Sama w mieszkaniu, bez chłopaka, przyjaciółki... W tym momencie zadzwonił mój telefon.

*************************************
Przepraszam was za to tam na górze. Nie jestem z tego zbytnio zadowolona... :/ Poddaję to waszej opinii. Krytykujcie, wiem, że dziś zawaliłam... Mam nadzieję, że następny będzie zadowalający i nie zawiedziecie się.

Jesteście, czytacie? W takim razie komentujcie, to motywuje :D

 Zapraszam was na stronę: https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo ß lajkujcie ;)
 http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/ - zapraszam również tu :)
/Justyna ;*


niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział 42


PERSPEKTYWA JUSTYNY;
   Po cieszącej wygranej Skry, następnego dnia wróciliśmy do Bełchatowa. Wczoraj udało mi się jakoś uniknąć rozmowy z Majką. Unikałam jej cały dzień, nie chciałam zostać z nią sam na sam, bo nie chciałam z nią rozmawiać na temat Aleksa i Karoliny. Najpierw z samego rana poszłam biegać. Potem po śniadaniu poszłam na trening chłopaków, później mecz, a po meczu i po obiedzie poszłam na siłownię, nie mówiąc jej wcześniej, gdzie idę. Po ćwiczeniach na siłowni poszłam sobie pospacerować, weszłam do jakiejś pizzerii i zjadłam powoli kolację, wcale nie spieszyło mi się do powrotu do hotelu, do Majki. Po pizzerii spacerkiem przeszłam się w stronę hotelu, po drodze wchodząc do kilku sklepów. W pokoju byłam po 19.00. Od razu poszłam pod prysznic, podczas gdy Majka z Karoliną siedziały na jednym łóżku i oglądały telewizję. Po prysznicu położyłam się spać, ale pomimo wczesnej pory leżenia w łóżku, usnęłam dopiero po jakiś dwóch, grzech godzinach, kiedy to Karola z Majką były juz po toalecie wieczornej i obie leżały już w swoich łóżkach i zgasiły światło i telewizor.
   Teraz siedziałam na trzecim siedzeniu w autokarze licząc od przodu, opierałam głowę o szybę, trzymając ją na zwiniętej bluzie. W uszach miałam słuchawki, oczy miałam zamknięte. Właśnie leciała piosenka "Gabinet luster" Słonia i Miksera.
   "Bo w gabinecie luster jesteśmy tacy sami i sami sobie bardzo często zadajemy rany..."
   Poczułam, jak ktoś siada obok mnie. Czekałam, udając, że śpię, mając nadzieję, że ten ktoś sobie pójdzie. Nie wiedziałam, czy to Majka, czy Aleks, Karola, Bartek, czy może jeszcze ktoś inny. Niestety niedane mi było spokojnie odbyć podróży, bo ktoś delikatnie potrząsnął mnie za ramię.
- Śpisz? – usłyszałam głos Bartka.
- Śpię, bo co? - zapytałam, nie otwierając oczu.
- Tak tylko przyszedłem pogadać...
- Acha. Mów co chcesz.
- Nic. Po prostu chciałem sobie z tobą posiedzieć.
- Chcesz jedną? - zapytałam, kiedy dotarło do mnie, że chwile samotności jak na razie minęły. Wziął ode mnie słuchawkę i włożył do ucha.
- Masz może "Anię"? - zapytał, słysząc dźwięki Demonologii. Bez słowa włączyłam piosenkę i zaczęłam gapić się przez okno. Obserwowanie mijanych drzew i latarni szybko mi się znudziło, więc nie wyłączając muzyki weszłam sobie do Internetu. Zalogowałam się na fejsa i zaczęłam przeglądać posty, odpuszczając sobie na razie sprawdzenie powiadomień. Pierwsze kilka postów nic zwyczajnego. Zdjęcia znajomych, wpisy i inne takie. I nagle na ekranie pojawił się wpis jednej z siatkarskich stron. W szoku patrzyłam na zdjęcie, na którym widać było Aleksa i Bartka i to był akurat moment, jak oboje się szarpali. Jak w transie przeczytałam opis u góry zdjęcia:
"Na wczorajszym meczu Skra-Resovia doszło do małej szarpaniny między dwoma zawodnikami. Wbrew pozorom, nie była to żadna potyczka między graczami dwóch drużyn. Do kłótni doszło między Bartkiem Kurkiem i Aleksem Atanasijević'em grających w Skrze! Nikt nie wie, co doprowadziło do kłótni, sami zainteresowani nie chcieli odpowiadać na żadne pytania, zachowywali się tak, jakby to wcale nie miało miejsca, lecz bardzo dużo kibiców i dziennikarzy zdążyło uchwycić na zdjęciach całe zajście. A my mamy nadzieję, że chłopacy pokłócili się o jakąś błahostkę, o której w tym momencie już nie pamiętają. Razem z innymi kibicami trzymamy kciuki za to, żeby się pogodzili i nie kłócili więcej, bo może to wpłynąć na atmosferę w drużynie."
   Nie mówiąc nic Bartkowi, zaczęłam dalej przeglądać fejsa. Ciekawa byłam, czy on wie, że już razem z Aleksem są na językach kibiców. Spojrzałam na niego katem oka. Patrzył się przed siebie, w jednym uchu miał słuchawkę, którą wcześniej ode mnie wziął. Wyglądał, jakby jednak nie był świadomy tego, że już wszyscy gadają o tamtym zajściu.
   Następny post po prostu zwaliłby mnie z nóg, gdybym tylko nie siedziała. Wpatrywałam się w zdjęcie, na którym byli ci dwaj wcześniej wspomniani siatkarze i ja - w porównaniu do nich niska, drobna dziewczyna, jednocześnie wystraszona, ale i na maksa wkurwiona. Aleks z Bartkiem wpatrywali się w siebie, jakby zaraz mieli sobie skoczyć do oczu, a ja stałam miedzy nimi taka bezradna. Gdyby tylko chcieli, mogliby mnie zepchnąć na bok i zrobić to, o czym każdy z nich zapewne teraz marzył.
"Wczoraj na meczu Skry z Resovią Bartek Kurek ostro pokłócił się z Aleksem Atanasijević'em. Nikt nie wie o co poszło tym dwom siatkarzom grających przecież w tej samej drużynie. Na początku doszło do szarpaniny, potem pomiędzy dwoma skrzatami stanęła jakaś dziewczyna siedząca razem z resztą drużyny i sztabem szkoleniowym. Na hali atmosfera wrzała, wszyscy patrzyli się w stronę tej trójki, aby zobaczyć, co biedzie dalej. Na szczęście nie doszło juz do żadnego spięcia, bowiem interwencja tej dziewczyny, a potem jeszcze i trenera Nawrockiego, który słysząc krzyki swoich dwóch podopiecznych oderwał się od tłumaczenia taktyki reszcie drużyny i doprowadził chłopaków do pionu. Mamy nadzieję, że Aleks z Bartkiem nie będą się juz więcej kłócić, żeby nie zepsuć zgrania w zespole i będą razem wygrywać jeszcze nie jeden mecz."
- Nosz kurwa jasna jebana mać! – zaklęłam, przeglądając szybko następne posty i co i nie raz widząc zdjęcia Bartka, Aleksa i czasem jeszcze siebie.
- Stało się coś? – zapytał Bartek, wyjmując słuchawkę z ucha i spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Sam se zobacz. – opowiedziałam, wręczając mu telefon, na wyświetlaczu którego było zdjęcie naszej trójki. Bartek spojrzał na to, przeczytał opis i oddał mi telefon.
- Można się było tego spodziewać. – powiedział.
- No jasne. Dla ciebie to nic takiego. O tobie zawsze ludzie gadają. Ale tym razem wplatali w to też i mnie! – powiedziałam trochę głośniejszym tonem.
- Jesteś tylko na zdjęciu, nikt nie wie, jak się nazywasz i kim jesteś. Napisali, że siedziałaś razem z reszta drużyny i sztabem szkoleniowym, może pomyśleli, że pracujesz u nas?
- A moi znajomi? Ci, którzy mnie znają? Będą wiedzieli, że to ja.
- Nic ci na to nie poradzę. Justyna, to się stało na meczu, na hali pełnym ludzi z kamerami, aparatami i telefonami. Każdy mógł zrobić nam zdjęcie, kiedy tylko chciał.
- Proszę cię, przesiądź się gdzieś, chciałabym na razie zostać sama. – powiedziałam, czując, że jeśli będziemy tak dłużej dyskutować, to nie doprowadzi to do niczego dobrego.
   Bartek w milczeniu spełnił moja prośbę i przesiadł się gdzieś. Wyłączyłam Internet, włożyłam do uszu słuchawki i włączyłam muzykę. Chciałam ochłonąć i zapomnieć o tym, co przed chwilą zobaczyłam, a muzyka zawsze mi w tym pomagała.
   Nie minęło piętnaście minut, odkąd Bartek się przesiadł, za chwile znowu ktoś siedział obok mnie. Otworzyłam oczy i ujrzałam roześmiana jak zawsze twarz Kłosa.
- Widziałaś już? – zapytał, machając mi telefonem przed nosem. Spojrzałam na niego złowrogo, a on widząc mój wzrok, zaśmiał się:
- Sądząc po twojej zadowolonej minie, to tak.
- Błagam cię, Karol, nie gadajmy o tym, okay? – poprosiłam.
- Ale jesteś sławna, dziewczyno. – zaśmiał się. – Na pewno nie chcesz o tym pogadać? – zapytał z uśmiechem, a gdyby wzrok mógł zabijać, leżałby martwy.
- Czego ty tam słuchasz? – zapytał, wyrywając mi z ucha jedna słuchawkę. Akurat leciała piosenka Zeus „Hipotermia”.
- Chodź do nas na tył. – powiedział Kłos.
- Nie.
- Czemu?
- Bo nie.
- No ale czemu?
- Dobrze wiesz czemu. Wszyscy już wiedza. Zmieńmy temat, okay? – zapytałam.
- Jak chcesz. Rozumiem, że teraz wyprowadzisz się od Alka?
- Chyba nie myślisz, że będę z nim jeszcze mieszkać?
- I gdzie zamierzasz teraz się podziać?
- Jak byliśmy jeszcze w Rzeszowie, zaczęłam szukać jakiś mieszkań. Znalazłam jakieś, zadzwoniłam pod podany numer i wynajęła.
- Gdzie?
- Jakiś blok. – wzruszyłam ramionami.
- Naprawdę chcesz mieszkać w bloku? – zdziwił się Karol.
- Nie. A mam inne wyjście?
- Masz. Przecież możesz przeprowadzić się do mnie i Pawła...
- Nie będę nikomu zawracała głowy. – przerwałam mu.
- Przecież to nie będzie żaden problem. – powiedział Kłos.
- Boże, Karol nie gadajmy już o mnie, proszę.
- To o czym?
- Chłopacy cos mówili, że twoja siostra miała jechać z nami do Rzeszowa? Dlaczego nie pojechała?
- Kasia miała jechać, ale cos jej wypadło. Przyjedzie do mnie za dwa dni. Zapoznam cię z nią, jak przyjedzie. – powiedział.
- Okay. – pokiwałam głową i nic się już nie ozywałam. Karol przez parę minut też się nie odzywał, po czym powiedział:
- Chciałem z tobą pogadać, ale widzę, że nie jesteś w nastroju.
- Nie dziś. – powiedziałam.
- Szkoda mi cię. Tak się przejechałaś na Aleksie. I to już dwa razy...
- Karol. Mieliśmy o nim nie gadać. – przypomniałam.
- No okay. – westchnął, po czym wstał z fotela i odszedł. Do końca podróży już nikt do mnie nie przyszedł, za co byłam im bardzo wdzięczna. Kiedy wysiedliśmy pod halą, pieszo ruszyłam pod adres wskazany przez kobietę, z którą rozmawiałam przez telefon. Miała dać mi klucze do mieszkania. Potem poszłam do domu Alka po swoje rzeczy. Na miejscu byłam jakieś dwie godziny po naszym powrocie do Bełchatowa, było około siedemnastej.
*****************************************************************************

Zapraszam też tu : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/  ;) Komentujesz = motywujesz ;3