Nie mogłam w to uwierzyć. Po tylu dniach ciągłego wyczekiwania Aleks dał jakąś oznakę życia. Spojrzałam na jego twarz i zobaczyłam jak prubuje otworzyć oczy. Zalana łzami, tym razem szczęścia, pobiegłam po lekarza, aby powiadomić go o stanie zdrowia Aleksa. Kiedy razem z doktorem weszliśmy di sali, Aleks nadal miał zamknięte oczy, ale ja wierzyłam, żę on z tego wyjdzie. Aby nie mieć co do tego wątpliwości spytałam lekarza:
- Czy on się kiedykolwiek wybudzi?
- Jego organizm jest bardzo silny, więc już niedługo powinien otworzyć oczy.
Odpoweidź lekarza mnie uspokoiła . Z powrotem usiadłam przy łóżku Alka i ujęłam jego dłoń.
- Proszę się nie martwić. Pani chłopak już niebawem wróci do zdrowia- powiedział lekarz, widząc moją troskę o Aleksa. Po tych słowach wyszedł, nie dając mi szansy na odpowiedź.
Nie mogąc znieść tej przygnębiającej ciszy, znów zaczęłam mówić do Atanasijević'a.
- Aleks, dlaczego mi to robisz? - powiedziałam, a łzy znowu zaczęły mi lecieć po policzkach. - Tak bardzo mi ciebie brakuje... nawet nie wiesz... ile bym dała... żeby jeszcze raz spojrzeć w twoje oczy... Zobaczyć w nich radość... szczęście... No tak... Ja tu otwieram przed tobą serce, a ty wcale mnie nie słyszysz... - powiedziałam ocierając łzy i wysiliłam się na mały uśmiech. Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi, mówiąc:
- Dobra, zbieram się... Nie będę cię już zamęczać... Przyjdę jutro...
Już miałam chwycić za klamkę, kiedy usłyszałam jego szept. Zaskoczona odwróciłam głowę i spostrzegłam, jak Aleks próbuje coś powiedzieć. Podeszłam bliżej, aby lepiej zrozumieć jego słowa:
- Justyna... - wychrypiał i otworzył oczy. - Słyszę...
- Ciii... Nie mów nic. Odpoczywaj, a ja pójdę po lekarza. - powiedziałam, po czym pobiegłam do gabinetu doktora, który zajmował się Aleksem. Po krótce opowiedziałam mu, co stało się po jego wyjściu. Szybko poszedł do sali, gdzie leżał Aleks, a ja zostałam na korytarzu. Oparłam się o ścianę i osunęłam się na podłogę. Schowałam twarz w dłoniach. Musiałam ogarnąć całą tą sytuację. Co ja wogóle wyprawiam? Najpierw odtrącam Aleksa, a potem wyznaję mu miłość? Przecież Zibi nie zasługuje na takie traktowanie. Właśnie, Zbyszek! Muszę do niego zadzwonić. Ale najpierw pójdę sprawdzić. co z Alkiem. Kiedy weszłam do sali, lekarz zwrócił się do mnie:
- Nie ma sensu, żeby pani chłopak leżał w szpitałlu. Wyniki są bardzo dobre, a jego stan znacznie się poprawił. Jeszcze trzy dni spędzi w szpitalu, ale potem będzie mógł zamieszkać w domu. Rodzinna atmosfera pozwoli mu w pełni wrócić do zdrowia. Musimy mu zrobić jeszcze parę dodatkowych badań. Mam nadzieję, że będzie miał się panem kto zająć.
- Mieszkam sam... - powiedział cicho.
- Proszę się nie martwić. Ja się nim zajmę. - powiedziałam. Przecież to przeze mnie się tu znalazł - pomyślałam.
- Nie... - zaprotestował Aleks, ale lekarz go uciszył:
- Proszę oszczędzać siły. Musi się ktoś panem zaopiekować. Teraz muszę iść, ale zajrzę do pana potem.
- Justyna... Poradzę sobie sam...
- Nie ma mowy. - powiedziałam stanowczo. - to przeze mnie tu jesteś. Boję się o ciebie...
- Wiem, słyszałem. - powiedział i lekko się uśmiechnął. - Dziękuję, że się mną tak opiekujesz. A teraz idź odpocznij.
- Pójdę zadzwonić do chłopaków, aby powiadomić ich o tym, że się obudziłeś. A poza tym, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. -powiedziałam i wyszłam zadzwonić do Bartka. Za piętnaście minut powinien tu być. Weszłam z powrotem do Alka i oznajmiłam mu, że niedługo przyjedzie Bartek z Karolem, Mariuszem i Konstantinem.
- Kto wygrał? - spytał słabym głosem.
- Ale że co? - zapytałam, bo nie zrozumiałam jego pytania.
- No... w sobotę.
- A, w sobotę. No... Zibi coś mówił, że bez ciebie SKRA miała osłabiony atak i wygrali.
- Ty nadal zadajesz się z tym Bartmanem? - powiedział. Stwierdziłam, że nie mogę się z nim teraz kłócić. Nie jak jest w takm stanie. Chcąc zmienić temat, spytałam:
- Aleks, pamiętasz może coś z tego wypadku?
- Pamiętam to, że strasznie się zdenerwowałem, jak usłyszałem, że Bartman do ciebie zadzwonił. Jechałem za szybko i moje auto wpadło w poślizg i uderzyłem o drzewo.
Rozmowa znowu zeszła na temat Zibiego. Po raz kolejny postanowiłam zmienić temat:
- Wiesz, że za trzy dni się do ciebie wprowadzam?
- Nie... Poradzę sobie... Z resztą... wracaj do Zbyszka. On cię potrzebuje bardziej niż ja.
Na te słowa poczułam jak łzy pieką mnie w oczy.
- Dlaczego jesteś tak cholernie zazdrosny? W ogóle, nie gadajmy teraz o tym. Porozmawiamy jak wypiszą cię ze szpitala.
Po tych słowach do sali wszedł Bartek z chłopakami. Zaczęli witać Aleksa i opowiadać mu co działo się podczas jego pobytu w szpitalu. Nie chcąc przeszkadzać wyszłam z sali. Postanowiłam zadzwonić do Zibiego.
- Cześć kochanie. Wreszcie sobie o mnie przypomniałaś. - powiedział chłodnym tonem.
- Przepraszam, ale ja musiałam być z Aleksem. Wybudził się, rozumiesz? - powiedziałam zła na niego. Czy on musi być taki egoistyczny?
- To co? Może spotkamy się dzisiaj wieczorem? Póki jeszcze jestem w Bełchatowie.
- No dobra. To podaj mi adres waszego hotelu, to do ciebie przyjadę.
Po chwili Zibi podał mi wszystkie informacje. Mieliśmy się spotkać o 20.00.
- To do zobaczenia. - pożegnałam się i rozłączyłam. Pojechałam do domu, aby przygotować się na spotkanie ze Zbyszkiem. Miałam być u niego za dwie godziny. Zjadłam jogurt i poszłam wziąć prysznic. Założyłam: http://allani.pl/zestaw/547978 . Spojrzałam na zegarek. 19.40. Ku mojemu zdziwieniu rozległo się głośne pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. W drzwiach stał Zibi.
- Cześć kotek. - powiedział i pocałował mnie w usta na powitanie. - Sorki, że przyjechałem wcześniej, ale stęskniłem się za tobą.
- Ja za tobą też.
- Jesteś już gotowa?
- Tak, oczywiście. Możemy już jechać. - powiedziałam i wsiedliśmy do jego samochodu.
- Będziemy musieli wygonić Igłę z pokoju. Ale to nie będzie takie łatwe. - powiedział z poważną miną.
- Czemu? - spytałam zaciekawiona.
- To już taki typ człowieka, że lubi ludzi wkurzać. - zaśmiał się, po czym dodał - Znając Igłę, to urządzi sobie spotkanie z chłopakami w naszym pokoju. Zaprosi: Lotmana, Achrema, Piotrka i tak dalej.
- Nie no spoko. Chętnie ich zapoznam. Słyszałam, że w tej Resovii to sami przystojniacy... - powiedziałam, żeby się z nim podroczyć.
- Jak wysiądziemy z samochodu to się z tobą rozliczę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz