poniedziałek, 22 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 28

Kiedy weszłam do sali, zobaczyłam siedzącego przy łóżku Bartka. Na mój widok usmiechnął się niepewnie i podniósł się z krzesła.
- Dlaczego nie przyszedłeś razem z chłopakami? - zapytałam.
- Byłem u Karoliny. - wyjaśnił, po czym dodał - Po tym wszystkim, co wydarzyło się miedzy nią a Aleksem, pomyślałem, że może miedzy nami by się jakoś ułożyło, ale...
- Bartek... Ja jestem z Aleksem. - przerwałam mu.
- Po tym wszystkim, co ci zrobił? - spytał z niedowierzaniem. - Zresztą, to i tak nie ma znaczenia, bo muszę wrócić do Karoliny.
- Jak to: musisz? - zdziwiłam się.
- Karolina jest w ciąży. Nie mogę jej tak zostawić.
- A jesteś z nią szczęśliwy?
- Szczerze? Sam już nie wiem. Niby ją kocham, ale nie mogę zapomnieć o tym, co się wydarzyło? A jeśli to jest dziecko Aleksa?
Zaskoczyła mnie ta sugestia.
- Ty chyba nie mówisz poważnie.
- A jesteś pewna, że to było tylko jednorazowe spotkanie?
- A który to tydzień? - zapytałam.
- Drugi czy trzeci...
- Przecież Aleks był wtedy w Serbii. - powiedziałam z ulgą. Gdyby to było dziecko Aleksa, to nie wybaczyłabym jemu i Karolinie do końca życia.
- Justyna, ja wiem, że ja muszę zaopiekować się tym dzieckiem, ale pamietaj, że nadal coś do ciebie czuję.
- Zostańmy przyjaciółmi. Tak bedzie lepiej dla nas wszystkich. Nie mów Karolinie o tym, co do mnie czujesz. Może to tylko chwilowe.
- Może masz rację... Wiesz, co? Moje dziecko będzie miało ładną chrzestną. - zaśmiał się Bartek.
- No, piękną, zabawną, inteligentną, a w dodatku skromną... - roześmialiśmy się, po czym wpadłam na pewien pomysł - Może uczcimy to kawałkiem ciasta?
- Kupiłaś ciasto?
- Można tak powiedzieć. - odpowiedziałam, krojąc mu kawałek sernika. Wręczyłam mu talerzyk i usiadłam na łóżku.
- A ty ze mną tego nie uczcisz? - zapytał Bartek.
- Chcesz, żeby dziecko miało chrzestną, czy nie?
Nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami i spróbował kawałek. Uważnie obserwowałam jego reakcję. Zaczął żuć sernik, a ja nie mogłam się powstrzymać żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Która cukiernia ma dość swoich klientów i otruwa ludzi? - zapytał, kiedy udało mu się przeżuć ciasto.
- Skra Bełchatów. Mówi ci to coś? - zaśmiałam się.
- Oni upiekli ci ciasto? - zaśmiał się. - Cukierki w serniku to coś nowego. Który to taki pomysłowy?
- Szfagier.
- Czyj szfagier?
- Mój szfagier.
- Nie mów, że Karol. Mieć go w rodzinie? To nie wróży nic dobrego. - zaśmiał się.
- Rodziny się nie wybiera, ale chyba bym się jej wtedy wyparła.
- No to kto w końcu ma zaszczyt być twoim szfagrem?
- Taki zaszczyt nie przypada byle komu. - powiedziałam z uśmiechem, po czym dodałam - Maciek chodzi z Majką.
- No to niedługo wesele?
- No jak pan młody będzie zamierzał upiec tort, to ja poważnie zastanowię się, czy przyjść na te wesele. A kiedy wasz ślub? - spytałam, a widząc jego zmieszaną minę, dodałam - Przepraszam, nie powinnam była pytać.
- Nie o to chodzi. Po prostu nie rozmawialiśmy o tym. Dopiero co się z nią pogodziłem. - powiedział a ja przytaknęłam.
- Jedziesz z nami do Rzeszowa? - spytał.
- Tak, a Karolina jedzie?
- Raczej tak. Jeszcze siostra Karola ma jechać z nami.
- A jak się nazywa?
- Kasia. Kiedyś ją poznałem. Fajna dziewczyna.
- Oj, bo Karolina będzie zazdrosna.
- A ty nie? - spytał, a ja nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć.
Poważnie zastanowiłam się nad tym, co czuję do Bartka. Ufałam Bartkowi, ale nie mogłam zrobić tego Alkowi. Jak on by się wtedy poczuł? Jednego dnia mówię mu, że zależy mi na nim, a następnego dnia przychodzi Bartek, opowiada, że nie jestem mu obojętna, a ja od razu się z nim wiążę. Sama nie wiem czego chcę. Nigdy nie umiałam podejmować decyzji. Zresztą nie mogłam pozwolić, żeby dziecko nie miało ojca.
- Bartek... - zaczęłam.
- Wiem, wiem, nie powinienem, ale to silniejsze ode mnie. Muszę lecieć do Karoliny. Pa. - powiedział i wyszedł.
- Pa. - powiedziałam, kiedy drzwi się już zamknęły. Położyłam się na łóżku i zasnęłam.

******************************************************************************************

O 10.00 obudził mnie Aleks:
- Wstawaj, śpiochu. Wracamy do domu.
Wstałam z łóżka i spakowałam swoje rzeczy. Przebrałam się : http://allani.pl/zestaw/727502 i poszliśmy po wypis. Następnie udaliśmy się do samochodu. Droga minęła nam szybko. Po chwili byliśmy już pod moim domem. Aleks po wyłączeniu silnika, spytał:
- Justyna, może zamieszkasz razem ze mną?
Spojrzałam na niego, aby upewnić się, czy mówi to na poważnie. W jego oczach widziałam niepewność. - Najpierw zamieszkamy u mnie, a potem wybudujemy sobie jakiś duży dom z ogrodem. - uśmiechnął się.
- No nie wiem, czy to dobry pomysł...
- Nie martw się, wazony już wszystkie pochowałem. - zaśmiał się, a ja odwzajemniłam jego uśmiech.
- Jak już wybudujemy ten wielki, piekny dom z ogrodem, to wazony będziemy przechowywali w specjalnych gablotach. - roześmiałam się.
- To jak? Wprowadzisz się do mnie?
- Wieczorem. Muszę się spakować.
- O której będziesz gotowa? To przyjadę po ciebie.
- Mam jeszcze coś do załatwienia. Około 20.00 będę. - powiedziałam i wysiadłam z samochodu, całując wcześniej Alka na pożegnanie.
Weszłam do domu i skierowałam się do salonu, gdzie siedział tata z Majką.
- Przepraszam, że zostawiłam was samych z tym wszystkim. - powiedziałam i przytuliłam ich po kolei.
- Już powoli się z tym pogodziliśmy. - powiedział tata. - Musimy podzękować twoim przyjaciołom, bo załatwili wszystko związane z pogrzebem.
- No, Majka, gratulacje. - uśmiechnęłam się do niej.
- No ja też ci gratuluję. Maciek mi powiedział, że w końcu jesteście z Alkiem razem.
- A propo Aleksa, przeprowadzam się do niego. - oznajmiłam im, wchodząc na górę.
- Kiedy? - zawołał tata, a ja odkrzyknęłam:
- Dzisiaj.
Weszłam do swojego pokoju i przebrałam się http://allani.pl/zestaw/719531 Potem sięgnełam z szafy walizkę i spakowałam trochę rzeczy. Po resztę wrócę później. Do oddzielnej torby wrzóciłam kosmetyki, zdjęcia i różne rzeczy, ktore są dla mnie ważne.
Zeszłam do kuchni po jogurt. Zjadłam go, a następnie postanowiłam zadzwonić do Karoliny. Wybrałam jej numer.
- Halo? - spytała.
- Hej.
- Cześć. Cieszę się, że się odezwałaś. Od razu chcałabym cię przeprosić. Głupio wyszło.
- To prawda, ale nie czuję do ciebie żalu. Gratulacje. Bartek mówił, że jesteś w ciąży. Halo? Jesteś tam? - spytałam bo się nie odezwała.
- Jestem, jestem.
- To jeszcze raz gratuluję. - uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Dzięki. - odpowiedziała krótko. W jej głosie wyczuwałam strach. - Słyszałam, że jesteś z Alkiem. Również gratuluję.
- Dzięki. Wprowadzam się do niego wieczorem.
- To życzę szczęścia. - powiedziała.
Pogadałyśmy jeszcze chwilę, po czym postanowiłam zbierać się do wyjścia.
Dziesięć po ósmej byłam na miejscu. Zapukałam do drzwi, ale Aleks nie otwierał. Może mnie wystawił? Postanowiłam wejść sama. Uchyliłam drzwi. To co ujrzałam wywołało u mnie uśmiech na twarzy.

sobota, 20 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 27

PERSPEKTYWA ALEKSA:
Cały czas siedziałem na korytarzu szpitalnym. Około godziny drugiej w nocy zdecydowałem się do niej zajrzeć. Nie mogłem dłużej wytrzymać. Nawet jak patrzyłem w ścianę, widziałem jej piękny uśmiech.
Otworzyłem drzwi. Spojrzałem na nią. Chyba spała. Nie wahając się usiadłem na krzesełku obok. Pogładziłem jej brąz włosy. Nagle się odezwała:
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz, że po tym co zrobiłeś nie chcę cię znać?! - prawie wykrzyczała.
- I tak nie odpuszczę. - złapałem ją za rękę. - Kocham cię. Kiedy ty to w końcu zrozumiesz? Mam ci to wykrzyczeć?
- Ale ja cię już nie kocham... - powiedziała ze łzami w oczach, wyjmując rękę z mojego uścisku.
- Nie wierzę. - powiedziałem. - Kogo ty chcesz oszukać?
- Możesz zostawić mnie samą? - wyszeptała.
- Nigdzie nie pójdę. - powiedziałem stanowczo, a ona odkręciła się do mnie plecami. - Naprawdę myślisz, że to coś da? - spytałem podchodząc do niej z drugiej strony, a ona się znów odkręciła. - Justyna, do cholery jasnej, nie zachowuj się jak dziecko!
- Ja? To ty się zachowujesz jak... dupek. Najpierw robisz mi nadzieję, a potem przystawiasz się do mojej przyjaciółki! Traktujesz mnie jak rzecz, jak swoją zabawkę. A teraz? Teraz przychodzisz i myślisz, że wszystko będzie okay? Nie, koniec! Już nie będę taka naiwna. - wygłosiła swój monolog. - A teraz wyjdź. - dodała.
- Wiem, że zachowałem się jak idiota. Naprawdę tego żałuję, ale nie mogę przestać o tobie myśleć. Wiesz co? Moje życie bez ciebie nie ma sensu. Oczywiście, jest wiele dziewczyn, które zabiłyby się o mnie - zaśmiałem się - ale mi zależy tylko na tobie. - powiedziałem, a ona zaczęła płakać. Podeszłem do niej i ją przytuliłem. Zdziwiłem się, bo mnie nie odepchnęła.
- Aleks... Zależy mi na tobie... ale ja nie wiem... czy ci jeszcze kiedykolwiek zaufam.
- Wiem, że to trudne... ale może spróbujemy? - spytałem niepewnie.
- Może... - uśmiechnęła się przez łzy.
- Naprawdę? - spytałem, niedowierzając jej słowom.
- No chyba, że nie chcesz. - roześmiała się, a ja nic nie powiedziałem tylko pocałowałem ją w policzek. - Idź głupku do domu, odpocznij. - dodała.
- Nie, zostanę z tobą.
- A ty przypadkiem za trzy dni nie jedziesz na mecz do Rzeszowa?
- No jadę.
- A chcesz żebym z tobą pojechała?
- No jasne, że tak.
- Ale mogę jeszcze nie wrócić do zdrowia... Bo będę się o ciebie zamartwiać, że przeze mnie zawalisz mecz. - powiedziała.
- Przekonałaś mnie, ale jutro po trenigu tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. - zaśmiałem się i pocałowałem ją na pożegnanie. - Odpoczywaj. - powiedziałem i wyszedłem.

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
Sama nie wiem czy dobrze zrobiłam. Czułam coś do tego Serba, ale nie wiedziałam czy to można nazwać miłością. Cały czas martwiłam się o Bartka. Postanowiłam, że rano do niego zadzwonię.
Rano obudził mnie jakiś hałas. Otworzyłam oczy i nad sobą ujrzałam kilkunastu skrzatów.
- No w końcu, już nie mogliśmy się doczekać, kiedy nas odwiedzisz, więc zrobiliśmy to za ciebie. - zaśmiał się Karol.
- To dla ciebie. - zza pleców Zati wyjął bukiet herbacianych róż.- To od całego teamu. - wręczył mi je, a ja go ucałowałam w policzek.
- Ej, ej...Wiem, że krótko ze soba chodzimy, bo od drugiej trzydzieści, ale...
- Drugiej trzydzieści trzy. - zaśmiałam się.
- Wiemy, wiemy. Aleks od razu nas poinformował. - pokiwał głową Cupko.
- A gdzie jest Bartek? - spytałam, rozglądając się po sali.
- Nie było go na treningu. Podobno jest przeziębiony. - powiedział Muzaj.
- Chyba raczej ma alergię... Na Aleksa. - powiedział Plina, a ja zgromiłam go wzrokiem.
- A o której macie trening? - spytałam.
- No właśnie z niego wróciliśmy. - odpowiedział Karol.
- To która godzina? - spytałam.
- 12.30 - odpowiedział mój chłopak.
- To nie koniec niespodzianek. - powiedział Muzaj.
- Młody przemawiaj. - zaśmiał się Plina.
- A więc, razem z całą drużyną upiekliśmy ci ciasto. - powiedział Maciek, a ja wybuchnęłam śmiechem.
- Ciasto? - spytałam z niedowierzaniem.
- A dlaczego się tak dziwisz? Nie wierzysz w nasze zdolności kulinarne? - spytał urażony Karol.
- Już jedno płukanie żołądka dziś miałam. - uśmiechnęłam się.
- Panowie, idziemy. - powiedział stanowczo Kłos. - Ta pani nie jest godna aby sporzyć to ciasto upieczone z sera mąki... Plina? Co ty tam jeszcze wrzuciłeś? - spytał.
- Mleko, jajka, cukier. Aaaa i jeszcze młody wrzucił jakieś kolorowe cukierki. - zaśmiał się Daniel.
- Mam nadzieję, że to nie żadne środki przeczyszczające, ani pigułki gwałtu. - powiedziałam z uśmiechem.
- A to już się trzeba młodego zapytać. - zaśmiał się Plina.
- A tylko by spróbował. - pogroził palcem Aleks.
Chłopaki wzięli się za krojenie ciasta. Szczerze? Bałam się spróbować tego wynalazku. Jakoś nie wyobrażam sobie ich w kuchni. Ciekawa jestem czy kuchnia na tym nie ucierpiała.
Po chwili włożyli mi na tależyk kawałek sernika, jeżeli to było można nazwać sernikiem. W środku były te cukierki, które dodał Muzaj.
- No, spróbuj. - zachęcił mnie Karol.
- Może wy pierwsi. W końcu to wasz wypiek. Kucharze powinni najpierw przetestować swoje dzieło. - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Ale to ciasto dla ciebie. Nie gadaj, tylko jedz. - nie odpuszczał.
- Może lepiej żeby był przy tym lekarz. - zaśmiał się młody. No cóż. Spróbowałam.
W smaku było nawet okay... Chociaż... Jedynym minusem było twarde ciasto przypalone od dołu.
- I jak? - spytał z dumą Aleks, a ja pokiwałam głową. Nie mogłam nic powiedzieć, bo nadal ,,żułam" ciasto. Do sali wszedł lekarz.
- Pani Justyno, jutro będziemy mogli wypisać panią ze szpitala. Na szczęście, leki, które pani połknęła nie były aż tak groźne. Proszę więcej nie robić takich głupot. - powiedział i wyszedł.
- No, to jak? Rzeszów czeka. - zaśmiał się Zator.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - powiedziałam.
- Niby dlaczego? Odpoczniesz, zrelaksujesz się... - powiedział Karol.
- I Alka na oku będziesz miała. - zaśmiał się Cupko, a Alek walnął w ramię.
- Przekonałeś mnie. - puściłam do Konstantina oczko. - A kiedy jest ten wyjazd?
- W poniedziałek. - odpowiedział Atanasijević.
- A co z pogrzebem? - zapytałam.
- Wszystko załatwiliśmy. O nic nie musisz się martwić. Pogrzeb w niedzielę o 14.00.
- Dziękuję. Nie miałam do tego głowy. A co z tatą i z Majką.
- Może niech Maciek się wypowie. W końcu to jego teść i dziewczyna. - powiedział Zator.
- Czyli bedziemy rodziną? Co nie szfagier? - zaśmiałam się.
- Na pewnie.
- A nie masz jeszcze z jednej ładnej siostry? - zaśmiał się Karol.
- Przykro mi. - odpowiedziałam z uśmiechem.
- Maciek pilnuj tej twojej Majki. - zaśmiał się Cupko.
- No to powiecie mi wreszcie co z nimi? - zapytałam.
- Pomyśleliśmy, że nie będziemy ich jeszcze gorzej denerwować i nic im nie mówiliśmy. - powiedział Maciek.
- To dobrze.
- Powiedzieliśmy, że nocowałaś u Aleksa.
Rozmawialiśmy tak jeszcze około godziny, kiedy przyszedł lekarz i zabrał mnie na ,,ostatnie" badania. Wracając do sali, pielęgniarka powiedziała, że panowie, którzy byli wcześniej już poszli, i że ktoś na mnie czeka.
*************************************************************************
Przepraszamy, że tyle musieliście czekać.;)

wtorek, 2 kwietnia 2013

ROZDZIAŁ 26

Kiedy zobaczyłam mamę, od razu zaczęłam płakać. Była bardzo chuda i wycieńczona. Podeszłam do jej łóżka i delikatnie ujęłam jej rękę. Dlaczego ona musiała tak cierpieć? Wolałabym być na jej miejscu. Przecież Majka i tata się załamią. Usiadłam na krzesełku obok łóżka i zaczęłam mówić do niej, a raczej do siebie, bo przecież ona była nieprzytomna.
- Mamo, dlaczego nam to robisz? Musisz być silna. Zrób to dla mnie, dla taty, a przede wszystkim dla Mai. Prosze cię, obudź się.
Kiedy to mówiłam, cały czas trzymałam ją za rękę, a z oczu leciały mi łzy. Niespodziewanie, ręka mamy się poruszyła. Sama nie wiem, może to tylko złudzenie. Spojrzałam na jej twarz. Miała otwarte oczy. To było jak światełko w tunelu.
- Mamo! Tak się cieszę, idę po lekarza. - powiedziałam i chciałam już odejść, kiedy ona mocno ścisnęła moją dłoń. Kiedy się odezwała, jej głos był cichy i słaby.
- Obiecaj, że się nimi zaopiekujesz... Pamiętaj, kocham cię. - powiedziała i zamkneła oczy.
- Mamo. Mamo, obódź się. Otwórz oczy... Proszę... - wyszeptałam i usłyszałam długi, przeciągły dźwięk, oznaczający, że mamy serce przestało bić ,,biiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip!"
- Nie! Mamo! Proszę, obódź się! Nie możesz mi tego zrobić! Nie teraz! Potrzebuję cię! Proszę, nie odchodź! - wywrzeszczałam na cały szpital. Tata z Majką, słysząc mój krzyk, wbiegli do sali, a razem z nimi dwóch lekarzy.
- Ratujcie ją! - krzyczałam. Po chwili przyszła pielęgniarka i wyprowadziła mnie i Majkę z sali. Próbowała nas uspokoić, ale to i tak nic nie dało.
-A jak pani by się czuła, jakby pani mama właśnie umierała? - wykrzyczałam.
- Proszę się uspokoić. Też pewnie bym się zachowywała. Proszę. - podała mi wodę.
Po kilku minutach wyszedł lekarz.
- Ona żyje, prawda? - zapytałam.
- Przykro mi. - odpowiedział, a ja poczułam, że moje życie straciło sens.
Nie mogłam już dłużej tego wszystkiego znieść. Wybiegłam ze szpitala. Nie wiedziałam, gdzie iść. Byłam cała zrozpaczona. Nie myśląc o swoim życiu szłam środkiem drogi. Prawie każdy samochód na mnie trąbił, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Stracić dwie osoby w jeden dzień...
Szłam przed siebie, aż w końcu wylądowałam przed swoim mieszkaniem. Kiedy weszłam, spojrzałam na ścianę, gdzie wisiało zdjęcie mamy. Kompletnie się załamałam. Podeszłam do barku i wyjęłam wino, które tata trzymał na specjalną okazję. Odkorkowałam trunek i zaczęłam pić prosto z butelki. Po tym winie zaczęłam pić następne. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Poszłam do łazienki gdzie w apteczce przechowywaliśmy różne leki. Wzięłam pierwszą z brzega buteleczkę z tabletkami i wróciłam do salonu. Wysypałam na dłoń kilkanaście tabletek i połknęłam je wszytskie na raz. Wzięłam do ręki butelki napoczętego wina i wybełkotałam:
- Twoje zdrowie, Aleks.
Opróżniłam butelkę do końca, po czym poczułam jak leki zczęły działać. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam.

PERSPEKTYWA ALEKSA:
Siedziałem w domu i rozmyślałem o Justynie. Powinienem być na treningu, ale trener, widząc, że gra mi się nie układa, dał mi kilka dni wolnego. Nie mogłem znieść złości Bartka. Wogóle ze mną nie rozmawiał. Postanowiłem wyjaśnić z Lisowską całą tą sprawę. Bardzo mi na niej zależało i nie chciałem jej stracić.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do niej. Drzwi wejściowe były uchylone, co bardzo mnie zdziwiło.
- Justyna? - zawołałem, ale nikt nie odpowiadał. Wszedłem do domu i zacząłem jej szukać. Znalazłem ją leżącą na podłodze w salonie. Obok leżały dwie butelki po winie i jakieś lekarstwa. Kiedy dotarło do mnie, co ona zrobiła, upadłem na kolana i sprawdziłem czy żyje. Jej oddech był płytki, a tętno ledwo wyczuwalne. Zadzwoniłem po pogotowie. Po piętnastu minutach była już karetka. Zabrali ją do szpitala na płukanie żołądka, a mnie wypytywali o jej dane.
- Jak się nazywa? - spytała pielęgniarka.
- Justyna Lisowska. - powiedziałem załamanym głosem.
- Lisowska? To nie jest może córka pani Iwony Lisowskiej?
- Tak, a coś się stało?
- Pani Iwona dzisiaj zmarła. - poinformowała mnie pięlęgniarka, a ja wreszcie zrozumiałem, dlaczego Justyna próbowała popełnić samobójstwo. Najpierw zawiodła się na mnie, a potem jej mama umarła...
- Pani Justyna będzie żyła. - usłyszałem głos lekarza, który wyszedł z sali. - Zrobiliśmy jej płukanie żołądka i za kilka godzin powinna odzyskać przytomność.
- Czy mogę do niej wejść? - spytałem, a kiedy lekarz kiwnął głową szybko wszedłem do sali. Usiadłem obok łóżka i ująłem jej dłoń. Czuwałem przy niej, aż w końcu zasnąłem.
Obudziłem się, kiedy poczułem, jak ktoś ściska mnie za rękę. Spojrzałem na Justynę, która również już nie spała. Na jej twarzy malowała się złość.
- To ty mnie uratowałeś?
- Tak. Przyjechałem do ciebie, żeby z tobą porozmawiać, ale znalazłem cię leżącą na podłodze.
- Trzeba było mnie tam zostawić! - krzyknęła.
- Wiesz, jak ja się przestraszyłem? Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo mi się tak podobało! I tak nie mam dla kogo żyć!
- Musisz żyć. Twój tata cię potrzebuje. Maja cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję...
- Wyjdź! Nie chcę cię widzieć! - zawołała. Nie chciałem jej dodatkowo denerwować, więc szybko opóściłem salę. Zostałem jednak na korytarzu. Nie chciałem jej stracić. Dopiero po tym pocałunku z Karoliną, zrozumiałem ile Justyna dla mnie znaczyła i jak bardzo ją kochałem. Szkoda tylko, że ona mnie nie kocha... Nagle usłyszałem głos Bartka:
- Co ty tu robisz?
- Sam mógłbym cię o to spytać. - odpowiedziałem.
- Przyszedłem, bo mama Justyny ma raka. Myślałem, że Justyna jeszcze tutaj jest, ale nigdzie jej nie widzę. - powiedział Bartek.
- Jej mama nie żyje. - powiadomiłem go.
- To po co tutaj siedzisz?
- Justyna próbowała popełnić samobójstwo.
- Czy ją kompletnie pojebało?! - spytał. - To przez ciebie chciała cię zabić. I jeszcze miałeć czelność tu przychodzić?
- Jakbyś chciał wiedzieć, to gdyby nie ja, to Justyna mogłaby już nie żyć! - krzyknałem zdenerwowany.
- Masz zostawić ją w spokoju! Przez ciebie tylko cierpi! - wykrzyczał Bartek. Kłócilibyśmy się dalej, ale przyszła pielęgniarka i nas uspokoiła.
- Niech się panowie uspokoją. Ja rozumiem, że pewnie bardzo panią Justynę lubicie, ale te kłótnie wcale jej nie pomogą. Jeżeli dalej będziecie się kłócić, to będę musiała was z tąd wyprosić. - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Oboje nie chcieliśmy z tąd wychodzić, więc umilknęliśmy i w spokoju siedzieliśmy na korytarzu. O 22.00 Bartek pojechał do domu, ale ja zostałe. Nie mogłe opóścić Justyny.