piątek, 22 listopada 2013

Rozdział 35


   Siedziałam na balkonie, nawet wtedy, gdy dostałam gęsiej skórki i zrobiło mi się zimno. Patrzyłam niebo, rozmyślając nad sobą i swoim zachowaniem. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Karoliny:
- Długo zamierzasz tu jeszcze siedzieć? – zapytała.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłam idąc z tobą na tamten mecz. – powiedziałam.
- Dlaczego?
- Bo wtedy nie poznałabym Aleksa, Bartka, nie przyszłabym na trening, nie poznała Zbyszka... Życie byłoby o wiele łatwiejsze. – odpowiedziałam.
- Mylisz się. Nie poznałabyś osób, które teraz są z tobą, wspierają cię po twojej stracie. Gdyby nie Aleks, Jarek już dawno mógłby ci cos zrobił. Dobrze, że Alek zabrał cię wtedy do Serbii. O pogrzebie tez oni pomyśleli. Gdyby nie to, że byłaś ze mną meczu, to Majka nie poznałaby Maćka i byłaby teraz sama.
- Ale za to nie poznałabym Bartmana i nikt by mi nie truł dupy, żebym do niego wróciła. – powiedziałam, przypominając sobie moja wcześniejszą rozmowę z nim.
- Czyli chodzi o Bartmana? – Karolina usiadła obok mnie.
- Tak. Przez niego pokłóciłam się z Bartkiem, a myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi... – westchnęłam.
- Pokłóciliście się, to i się pogodzicie. – Karolina mocno mnie przytuliła. – A o co się pokłóciliście? – zapytała.
- Tak naprawdę to o nic. To ja zaczęłam mu słać bez powodu, a on się na mnie zdenerwował i też powiedział mi parę słów szczerości... Ale nie gadajmy już o tym. Chce odpocząć i iść spać. – powiedziałam, wstając i wchodząc do pokoju. Maja już spała. Kiedy Karolina weszła za mną, zauważyłam, że ona też już ma na sobie piżamę. Sięgnęłam wiec z walizki jakiś t-shirt Aleksa i poszłam do łazienki. Wzięłam prysznic i założyłam koszulkę, po czym poszłam spać.

***************************************
   Mecz miał być o 12.30. O 11.00 skrzaty poszły na trening, a ja z Karolina i Majką usiadłyśmy na trybunach obserwując ich ostatnie przygotowania przed meczem. Bartek oczywiście unikał mojego wzroku, za co trochę byłam mu wdzięczna, ale też zła.
   Mecz zaczął się równo z czasem. Już na samym początku zauważyłam, że Bartkowi dziś nie Idzie gra. Wkurzyło mnie to. Zawsze dawał z siebie wszystko, a dziś? Nie mogłam po prostu patrzeć, jak psuje grę całej drużyny i przegrywamy dwa sety.
- Trenerze, niech pan zdejmie Bartka... Proszę... Nie widzi pan, jak on gra? – zapytałam Nawrockiego przy stanie 13:8 w trzecim secie.
- Widzę, że mu dziś nie idzie, ale musi grać, żeby być lepiej przygotowanym na resztę meczy.
- Jak pan uważa... – westchnęłam i ze smutkiem obserwowałam, jak Skra przegrywa dzisiejszy mecz 3:0.
   Następne spotkanie jutro o 15.00. Jeżeli Bartek to przejebie, to chyba go zabiję. Przez niego waliła się gra reszty i jeszcze był zadowolony Rzeszów, że wreszcie pan Kurek cos zawalił. Musiał się wziąć w garść po to, żeby nie zawieść chłopaków, kibiców i utrzeć nosa Zbyszkowi, który podszedł do mnie po meczu, mówiąc:
- Nie wolałabyś teraz cieszyć się ze mną niż pocieszać Aleksa?
- Wal się, Bartman! – powiedziałam, nie mając ochoty z nim rozmawiać.
- Tylko pytam. Chcę wiedzieć, czy na pewno przemyślałaś nasze rozstanie.
- Mówiłam ci już, że nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, wiec spieprzaj.
- Okej, tylko najpierw muszę jutro znowu ograć Skrę i potem znikam. – powiedział i odszedł. Dzięki Bogu.
   Wróciliśmy do hotelu. Prawie nikt się nie odzywał, przygnębiony dzisiejszą porażką. Byłam zła, nie dość, że na Bartmana za wczoraj i dziś, to jeszcze na to, że wczoraj pokłóciłam się z Bartkiem i że to przez to najprawdopodobniej Kurek zawalił mecz. Musiałam z nim pogadać. I to natychmiast.
   Zanim weszliśmy do hotelu podeszłam do niego i powiedziałam mu, że musimy pogadać. Spojrzał na mnie w milczeniu, ale skinął głowa. Poczekaliśmy, aż reszta wejdzie, po czym zawróciliśmy się, chcą iść do parku, żeby spokojnie porozmawiać.
- Justyna, gdzie wy idziecie? – usłyszałam pytanie Aleksa.
- Ja... Musze porozmawiać z Bartkiem. – odpowiedziałam i napotkałam wzrok Atanasijević’a. Patrzył na mnie, jakby mnie nakrył na całowaniu z Bartkiem. A przecież sam niedawno zrobił to z Karoliną.
- Aleks, nic się miedzy nami nie dzieje. Chcę z nim tylko porozmawiać. – powiedziałam, widząc jego wzrok.
- Nie możecie porozmawiać w hotelu? – zapytał Alek. Doskonale wiedziałam, że jest zazdrosny, no ale przecież nie miał powodu.
- Wiesz... przyjaciele czasem musza porozmawiać w spokoju, tak bez innych... – zaczęłam mu wyjaśniać. – A wczoraj pokłóciłam się z Bartkiem i chciałam go przeprosić, wyjaśnić... No ogólnie pogadać...
- A propos wczoraj, to gdzie ty byłaś? I kiedy wróciłaś?
- A co to jakieś przesłuchanie?
- Nie, tylko jesteś moją dziewczyną i nagle znikasz w obcym mieście, nie wiem, gdzie jesteś...
- Powiedziałam ci przecież przez telefon, że niedługo wrócę!
- No tak, ale mimo to i tak się o ciebie martwiłem. Byłaś sama...
- Nie byłam sama. – przerwałam mu.
- A z kim?
- Aleks, nie mam zamiaru rozmawiać na takie tematy na ulicy. I to jeszcze jak jesteś w takim nastroju. Możemy porozmawiać później, jak już trochę ochłoniesz po meczu i tak bez publiczności?
- Rozmowa z Bartkiem jest teraz ważniejsza niż ze mną?
- Nie, tylko ty cały czas jeszcze pamiętasz o tym meczu, jak będziemy teraz rozmawiać, to możemy się jeszcze pokłócić, a ja tego nie chcę. – powiedziałam.
- Z Bartkiem możesz teraz rozmawiać, nie przeszkadza ci to, że jeszcze nie ochłonął po meczu? – zapytał Aleks.
- Bartek nie jest moim chłopakiem tylko ty! To z tobą będę rozmawiać na temat tego, co się działo wczoraj, a nie z nim. Obiecuję, że jak wrócę, to opowiem ci wszystko po kolei co się działo od mojego wyjścia z hali. Tylko nie gniewaj się na mnie teraz i daj mi porozmawiać z Bartkiem. Rozmowy z przyjaciółmi są potrzebne. – poprosiłam, a on tylko skinął głowa i wszedł do hotelu, a ja razem z Bartkiem poszłam do parku.
 **********************************************************************
Komentujesz = motywujesz ;* / Justyna ;D

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 34


PERSPEKTYWA JUSTYNY:
- Nareszcie jesteś. – odezwał się Zbyszek. – To ja już idę do domu. Na razie! – pożegnał się i odszedł szybkim krokiem.
„No tak, bo przecież nikt nie wytrzyma ze mną dłużej niż kilka minut.” – pomyślałam zła na Zibiego. Wiedziałam, że on też się na mnie zdenerwował. Szczerze? Wisi mi to.
- Świetnie. Z rąk jednego palanta do drugiego. – mruknęłam pod nosem, kiedy Bartek zaczął iść, a ja ruszyłam za nim. Usłyszał. Obejrzał się przez ramię na mnie, po czym powiedział:
- Chcesz, to mogę zadzwonić do Bartmana, żeby się wrócił i odprowadził cię do hotelu, ja nie musze tego robić.
- To nie rób. Nikt cię nie prosił. Poradzę sobie sama. – powiedziałam, stając w miejscu. On również się zatrzymał.
- Myślisz, że nie wolałbym teraz siedzieć w pokoju, rozmawiać i żartować z resztą niż odprowadzać jakąś rozkapryszoną dziewuchę do hotelu, bo wcześniejsza eskorta jej nie odpowiadała? – zapytał dziwnym tonem. Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło, a nawet zabolało. Myślałam... Boże, co ja tak w ogóle myślałam?! Że jesteśmy przyjaciółmi? To po co się tak do niego odzywałam? Bo byłam zła na Bartmana. A ja już taka jestem, że jak na kogoś jestem wkurwiona, to wyżywam się na wszystkich. Dobrze o tym wiedziałam, ale zamiast przeprosić, albo chociaż przestać, ciągnęłam dalej:
- Nie prosiłam cię o to, żebyś po mnie przyszedł. To Zibi do ciebie zadzwonił bez mojej zgody.
- Nie każdy ma robić to, co ty sobie zażyczysz. Chciał, to do mnie zadzwonił.
- A nie mógł zadzwonić do Aleksa? – zapytałam.
- Może do Alka nie miał numeru? – zapytał Kurek kpiącym tonem.
- Nie musiał do ciebie dzwonić ani mnie odprowadzać. Wróciłabym sama. – nadal upierałam się przy swoim.
- Tak. A po drodze ktoś by cię napadł, okradł, pobił albo zgwałcił. – rzucił Bartek, wyraźnie na mnie zły.
- A ty byś był wtedy zadowolony, bo nie musiałbyś się użerać z jakąś rozkapryszoną dziewuchą. – powiedziałam, siadając na schodkach jakiegoś sklepu i czekając, Az sobie pójdzie. On jednak podszedł do mnie szybkim krokiem i mówiąc:
- Teraz to przegięłaś. – wziął mnie na ręce i przerzucił przez rami.
- Kurek, debilu, postaw mnie na ziemię! – krzyknęłam, kiedy znalazłam się na górze.
- Nie, bo inaczej ze mną nie pójdziesz.
- Bartek, downie jeden, puść mnie, bo inaczej ktoś tu zaraz przyjdzie i pomyśli, że chcesz mi cos zrobić! – krzyknęłam, uderzając go kilka razy w plecy.
- Jak będziesz tak krzyczeć, to na pewno. – rzucił, nie zwracając uwagi na moje krzyki, prośby i uderzenia w plecy. Zrezygnowana poddałam się dalszej walce i w milczeniu czekałam, aż Kurek wreszcie postawi mnie na ziemi. Doczekałam się tego po jakiś piętnastu minutach drogi. Postawił mnie przed wejściem do hotelu, a ja szybko weszłam do środka, zamykając mu jeszcze drzwi przed nosem. Po chwili usłyszałam czyjeś przyspieszone kroki, a potem ktoś mnie złapał za ramiona i obrócił do tyłu. Stanęłam twarzą w twarz z Kurkiem. A raczej z jego klatą. Uniosłam wzrok i spotkałam jego wzrok. Był zły. Bardzo zły.
- Co ty sobie wyobrażasz? Nie po to wszyscy zawracają sobie głowę, żebyś była bezpieczna a nawet zadowolona, żebyś ty miała wszystko w dupie i jeszcze była chamska dla tych osób. Nie wiem, jak Aleks z tobą wytrzymuje.
   Zabolały mnie jego słowa. Zabolało mnie to, że poruszył kwestie Alka i naszego związku. Jakby wątpił w to, że będziemy ze sobą dłużej niż kilka dni. Tak na dobra sprawę, ja te się tego obawiałam.
„Boję się, że przestanie się o mnie starać, że zrezygnuje, bo tak trudno mnie zrozumieć, bo jestem taka uparta i taka trudna...”
   No ale Aleks się starał. I ja też. Próbowałam odbudować nasze relacje sprzed tych wszystkich wydarzeń... Po tym, jak Bartek przyłapał go z Karoliną... Odpędziłam szybko te wspomnienia. Przebaczyłam mu, Bartek też przebaczył Karolinie.
   W jego słowach zabolało mnie cos jeszcze. Jeszcze wczoraj tak mnie wspierał, a dziś był dla mnie taki oschły... No ale cóż. Zasłużyłam. Wiedziałam o tym dobrze, ale i tak kłóciłam się z nim dalej. Wiedziałam, że jeżeli stracę przyjaciela, to tylko z mojej winy.
- Nie wiem, jak Karolina z tobą wytrzymuje. Ją tez wszędzie nosisz wbrew jej woli? – zapytałam.
- Nie, ona w przeciwieństwie do ciebie wie, że chcę dla niej dobrze i troszczę się o nią. I nie wybrzydza, kiedy ktoś chce ja odprowadzić bezpiecznie do domu.
- Już ci to mówiłam, powtórzę jeszcze raz: trzeba było siedzieć na dupie w hotelu i nie wychodzić po mnie, trafiłabym sama!
- Tak, a po drodze ktoś by cię...
- Znowu zaczynasz tą swoja gadkę? – przerwałam mu.
- Justyna, co z tobą? Dlaczego tak się zachowujesz?
- Po prostu jestem wkurwiona na Zbyszka.
- I musisz się na mnie wyzywać? – zapytał.
- A może zasłużyłeś? – zapytałam.
- Czym? – spojrzał mi w oczy.- Wal się. – mruknęłam, odwróciłam się i poszłam do schodów, nie czekając aż przyjedzie winda. Szybko pokonałam drogę na trzecie piętro i weszłam do mojego pokoju, który dzieliłam z Majką i Karoliną. Obie były w środku, wiec szybko je minęłam i poszłam na balkon. Usiadłam na ziemi i oparłam się…e o ścianę. Na balkon wyszły dziewczyny.
- Cos się stało? – zapytała Majka, kucając obok mnie i obejmując ramieniem. Odsunęłam jej rękę i powiedziałam;
- Nic mi nie jest. Zostawicie mnie samą, dobrze? – poprosiłam, a one spełniły moją prośbę.
   Dlaczego tak się zachowałam? Dlaczego wyżywałam się na Bartku? Przecież on nie był niczemu winny. I wtedy przyszła do mnie odpowiedź na moje pytanie:
Jestem okropna i nie do zniesienia.
*********************************************************************************

Czytacie? ;D/ Justyna

piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 33


PERSPEKTYWA JUSTYNY:
   Wkurwiona na maksa odeszłam od Zbyszka i ruszyłam w stronę hotelu. Czy on musi się wszędzie wpieprzać? Nie dociera do niego to, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego?
   Kiedy byłam blisko hotelu, w ostatnim momencie skręciłam w jakąś uliczkę. Nie miałam ochoty iść teraz do pokoju i tłumaczyć Karolinie i Majce, dlaczego jestem taka zapłakana. Szłam ze spuszczoną głową, a po moich policzkach leciały łzy. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz: Karolina. Wzięłam trzy głębokie wdechy, po czym odebrałam:
- Justyna? Gdzie ty jesteś? Wyszliśmy z hali, a ciebie nigdzie nie ma! Gdzie jesteś? – usłyszałam spanikowany głos swojej przyjaciółki.
   Rozejrzałam się po okolicy. Nie poznawałam jej, nie wiedziałam, którędy przyszłam...
- Ja... jestem niedaleko hotelu. Niedługo będę. Nie martwcie się. – powiedziałam, siląc się na spokojny głos.
- Na pewno wszystko w porządku? – zapytała Karola.
- Tak, na pewno. Niedługo będę. – rozłączyłam się, choć w słuchawce słychać jeszcze było dźwięk głosu Karoliny.
   Rozejrzałam się ponownie. Słońce powoli zachodziło, niedługo będzie ciemno. Nie znałam tego miasta. Spanikowana, odwróciłam się i ruszyłam w stronę, z której przyszłam, choć nie wiedziałam dokładnie, którędy mam iść. Pomyślałam, że jak kogoś spotkam, to zapytam się, gdzie jest najbliższy hotel. Krążyłam już jakiś czas, kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, ze zdziwieniem zobaczyłam, że chodzę tak już ponad półtorej godziny. Kiedy doszłam do głównej ulicy, spotkałam tam grupę osób mniej więcej w moim wieku. Ruszyłam szybkim krokiem, żeby ich wyminąć. Kiedy już byłam za nimi, usłyszałam komentarz jednego z chłopaków:
- Hej, mała. Zgubiłaś się?
   Po tym komentarzu usłyszałam śmiech reszty, po czym odezwała się jakaś dziewczyna:
- Widzieliście, jakie ona miała buty? W życiu bym takich nie założyła.
- A czego ona tak ryczała? Widzieliście? Była cała rozmazana.
- Ja bym się ludziom na oczy tak nie pokazywała na jej miejscu.
   Zacisnęłam pięści, powstrzymując się od tego, żeby tam nie podejść i nie wygarnąć im. Nagle usłyszałam za sobą czyjeś przyspieszone kroki i po chwili jeden z tamtych chłopaków stał przede mną.
- Mała, co ty taka zapłakana? Pocieszyć cię?
- Spieprzaj. – mruknęłam i próbowałam go wyminąć, kiedy on złapał mnie za rękę.
- Puszczaj.
- Co ty taka niechętna? Chodź do mnie, zabawimy się. – powiedział mi do ucha, a ja zaczęłam się wyrywać. Trzymał mnie za mocno.
- Czego chcesz? Odwal się ode mnie!  -zawołałam, a z boku usłyszałam jeszcze głośniejsze śmiechy jego towarzyszy.
- Jeszcze nie wiesz?
- Wiesz, nie. Taka tępa jestem, że nie wiem, po co jacyś debile zaczepiają wieczorem jakieś dziewczyny. – powiedziałam, nadal szarpiąc rękę.
- Mam nadzieję, że debil to nie było o mnie. – chłopak spojrzał na mnie ze złością w oczach.
- Tak. – powiedziałam, pewnie patrząc mu w oczy. – A oprócz tego pasują do ciebie jeszcze określenia takie jak frajer, palant – mówić to, wiedziałam, że igram z ogniem, i że to może się dla mnie źle skończyć, ale nie mogłam się powstrzymać, wiec kontynuowałam - i wiele, wiele innych i być może gorszych... – urwałam, kiedy dostałam od niego siarczysty policzek.
- Cofnij to, co powiedziałaś. – mruknął chłopak, trzymając nade mną uniesioną rękę. Mimo to odpowiedziałam:
- Wal się. – i znowu, tym razem mocniej. Przekręciłam głowę w bok, pod wpływem jego uderzenia i nie unosiłam jej, żeby nie patrzeć na ę jego twarz. On jednak złapał mnie za włosy, pociągnął i mimo woli spojrzałam na niego.
- Bądź grzeczna, a nic ci się więcej nie stanie. – powiedział chłopak, po czym poczułam mocne szarpniecie, kiedy ktoś przyłożył temu chłopakowi i pod wpływem uderzenia zatoczył się do tyłu, ciągnąc mnie za sobą. Kiedy wreszcie pościł, cofnęłam się, patrząc, jak nieznajomy dotyka palcami krwawiącego nosa.
- Ty też bądź grzeczny, to tobie też nic więcej się nie stanie. – usłyszałam za sobą głos osoby, która jest ostatnią, jaką chciałabym teraz widzieć, a mimo to i tak podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
   Kiedy Justyna wtuliła się we mnie, wiedziałem, że niedługo będzie znowu moja.
- Chodź, idziemy. – powiedziałem, obejmując ją i odchodząc od tamtej grupki.
- Skąd ty się tu wziąłeś? – zapytała po kilku chwil milczenia.
- Wracałem do domu po treningu. – odpowiedziałem.
- I teraz idziemy...? – zapytała.
- Tak, do mnie. – powiedziałem.
- O nie, Zbyszek, ja musze wracać do hotelu. – powiedziała, wyswobadzając się z moich objęć.
- A trafisz tam? – zapytałem, unosząc do góry brew.
- Trafię. – powiedziała pewnie, wyjmując z kieszeni telefon.
- Zostaw, ja cię odprowadzę. – powiedziałem, widząc, że chce do kogoś zadzwonić.
- Nie potrzebuję więcej twojej pomocy. Dziękuję, że uratowałeś mnie przed tamtym chłopakiem. Idź już sobie, chcę wrócić do hotelu. – powiedziała.
- I tak cię odprowadzę, czy tego chcesz, czy nie.
- Nic od ciebie nie chcę, Bartman! – zawołała, odkręcając się i ruszając w stronę, z której przyszliśmy. Wtedy zrozumiałem, że jednak jej nie odzyskam. Ale to nie zmieniło faktu, że chciałem ją odprowadzić, żeby nikt jej już więcej nie napadł.
- W jakim hotelu się zatrzymaliście – zapytałem, ale ona milczała. Ponowiłem pytanie, a ona znowu nic. Wyjąłem więc z kieszeni telefon i wybrałem numer Kurka.
- Zbyszek? – zdziwił się, odbierając telefon. W tle usłyszałem jakiś harmider.
- Tak. Bartek, posłuchaj, dzwonię, żeby się zapytać, w jakim hotelu się zatrzymaliście. – powiedziałem, a Justyna, słysząc te słowa zatrzymała się i spojrzała na mnie pytająco.
- A co chcesz? – zapytał Kuraś, na co ja mu odpowiedziałem zgodnie z prawdą:
- Wiesz, że wieczorami w mieście bywa niebezpiecznie. Chciałem odprowadzić Justynę.
- Justynę? A gdzie ona jest?
- Jest teraz ze mną. Powiedz nazwę hotelu i zaraz będziemy na miejscu.
- Nie. – zaprzeczył szybko. – To ty powiedz, gdzie jesteście, ja po nią przyjdę. – powiedział.
- A nie mogę ja jej odprowadzić? – spytałem zażenowany.
- Nie sadzę, żeby Justyna była z tego faktu zadowolona. – powiedział Kuraś.
- Bo nie jest. Ale nie pozwolę jej wrócić samej.
- Daj mi ja do telefonu, okay?
   Zgodnie z prośbą Bartka, podałem Justynie telefon, a ona przykładać go do ucha, powiedziała:
- Bartek zabierz mnie stąd. Nie wytrzymam ani chwili dłużej z Zibi w pobliżu.
- Zbyszek, gdzie jesteśmy? – zapytała, kiedy wysłuchała odpowiedzi Kurka. Podałem jej miejsce, a ona przekazała to Bartkowi,. Po czym się rozłączyła.
- Bartek zaraz będzie. Możesz już sobie iść. – powiedziała, oddając mi telefon.
- Chyba cię gnie. Poczekam tu z tobą, dopóki Bartek nie przyjdzie. Nie zamierzam zostawiać cię samej.
- Bartman, w co ty grasz? Czego ty ode nie chcesz? Idź sobie do domu i nie zawracaj sobie głowy byłą. – powiedziała.
- Martwię się o ciebie. – odpowiedziałem szczerze.
- To dziwne, bo ja wcale nie chcę, żebyś się o mnie martwił. Chcę, żebyś się ode mnie odpierdolił i zostawił w spokoju! – zawołała.
- Co ja ci zrobiłem, że nawet nie chcesz, żebym odprowadził cię do hotelu? – zapytałem.
- Ja cię nawet nie chcę widzieć, rozumiesz?
- Ale dlaczego? Co ja ci zrobiłem?
„Wystarczy, że się urodziłeś, panie Bartman...” – pomyślałam gorzko, ale powiedziałam tylko:
- Mam cię dość. Po prostu. Denerwujesz mnie.
- Przepraszam, ale po prostu taki jestem. Jak mi na kimś zależy, to robię wszystko, żeby nic mu się nie stało. – znów zacząłem grę.
- To odejdź, jak nie chcesz, żebym się zaraz pocięła. Bo jak na ciebie patrzę, to odechciewa mi się żyć.
- O co ci chodzi? – zapytałem.
- Gdybym miała wybrać najgorszy dzień w moim życiu, jak myślisz, który by to był? Zgadłeś: ten bym wybrała. – powiedziała, odwracając się do mnie tyłem.
- Justyna, dlaczego taka jesteś? Dlaczego mnie tak nie cierpisz?
- Jak sobie pomyślę, ile przez ciebie kłóciłam się z Aleksem...
- Czyli o to chodzi, tak? O Aleksa?!
- Zibi, czego się drzesz? Chcesz obudzić cały Rzeszów? – naszą kłótnię przerwał Bartek.
*****************************************************************************

;D i Jak wam się podoba? / Justyna;3

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 32


    O 06.00 wyjechaliśmy spod hali. Na miejscu okazało się, że nie tylko ja zabrałem ze sobą na wyjazd swoją dziewczynę – Bartek również zabrał Karolinę, a Maciek Majkę.
   Razem z Justyną usiadłem na pierwszym miejscu przed tyłem. Zająłem miejsce od okna. Po naszej drugiej stronie usiadł Bartek z Karoliną. Myślałem, że Karola usiądzie z brzegu, żeby pogadać ze swoją przyjaciółką, ale ona usiadła od okna. Na tyle usiadł Kłos, Zati, Muzaj, Kinga i Winiar. Oczywiście siedzący na tyle zaczęli odwalać, a ja, Justyna i Bartek śmialiśmy się z nich. Karolina za to była jakaś przygaszona, cały czas się patrzyła  okno, nie odkręcała się na tył. A przecież powinna być szczęśliwa. Wiadomość o tym, że jest w ciąży z Bartkiem rozeszła się już po całej drużynie, ale nie dotarła jeszcze do mediów, o co Bartek nas poprosił, żebyśmy nikomu nic nie rozgadali. Zgodnie z obietnicą trzymałem język za zębami, ciekawy byłem ile wytrzyma np. taki rozgadany Kłos albo roztargniony Winiar.
   Smutek Karoliny jakoś mnie zaintrygował. Obserwowałem ją, próbując jakoś zrozumieć, czemu się nie cieszy. Niestety, nic nie wywnioskowałem z tego jej ciągłego patrzenia w okno. Po jakimś czasie jej zachowanie się zmieniło. Kiedy Bartek coś mówił, albo wybuchał śmiechem, ona patrzyła na niego ukradkiem, a na jej twarzy malowały się ciężkie do odczytania uczucia. Powiedziałbym, że widziałem u niej smutek, przerażenie (nie wiem, skąd), miała przepraszający wzrok, jakby czegoś żałowała... Może chodziło o te dziecko? Może wcale nie planowała zajść w ciąże, jeszcze nie teraz, może czekała do ślubu, może miała nadzieję, że Bartek jej się oświadczy, pobiorą się i dopiero potem będą myśleć o dziecku... A może w ogóle nie chciała zajść w ciążę?
   Spróbowałem jakoś zapomnieć o tym, co zauważyłem i dalej żartować i rozmawiać z osobami siedzącymi najbliżej, dzięki czemu podróż minęła mi szybciej.
   W Rzeszowie byliśmy o 11.00, pojechaliśmy do hotelu, odpoczęliśmy po podróży, zjedliśmy obiad i półtorej godziny po posiłku poszliśmy na trening. To był nasz ostatni trening przed jutrzejszym meczem. Ostatni sprawdzian formy i rozgrywamy mecz towarzyski z Resovią, a za tydzień mecz odbywa się u nas.

PERSPEKTYWA JUSTYNY:
   Na wyjeździe miałam pokój z Majką i Karoliną. Nawrocki stwierdził, że nie potrzeba rozpraszać chłopaków przed meczem. Pogodzona z tym, że przez te dwie noce nie będę spała ze swoim chłopakiem, zaniosłam swoje rzeczy do pokoju, po czym po odpoczynku i obiedzie poszłam z chłopakami na trening. Przyglądałam się ich grze, a kiedy nadszedł koniec treningu i chłopacy zaczęli schodzić z hali do szatni, na boisko weszli zawodnicy Resovii. Modląc się, żeby tylko Zibi mnie nie zobaczył, razem z Karoliną i Majką zeszłyśmy z trybun i poszłyśmy w stronę wyjścia.
- Myślałaś, że uciekniesz? – usłyszałam czyjś głos za plecami, kiedy sięgałam klamki.
- Krzysiek...- odetchnęłam z ulgą, słysząc głos inny niż ten Zbyszkowy.
- No ja wiem, że pewnie spodziewałaś się Zbyszka, ale mogłabyś okazać choć trochę radości, że widzisz starego przyjaciela. – powiedział, na co się uśmiechnęłam.
- Właśnie o to chodzi, że nie chce spotkać Zbyszka. – mówiąc to wspięłam się na palce i zaczęłam rozglądać po hali, ale na szczęście Zbyszek stał zwrócony do nas tyłem pogrążony w rozmowie z Achremem.
- No wspominał coś wcześniej, że ze sobą zerwaliście.
- No właśnie. Więc jeśli pozwolisz, to pójdę już, bo nie chcę, żeby mnie zobaczył. Porozmawiamy kiedy indziej. – uśmiechnęłam się przepraszająco. – Cześć.
   Praktycznie wybiegłam z hali i ustałam na parkingu czekając na resztę. Karolina z Majką poszły pod szatnię, żeby tam poczekać na chłopaków, a ja usiadłam na jednej z ławek na zewnątrz. Po chwili drzwi do hali otworzyły się i ze środka wyszedł... Co? Zbyszek? Skąd on kurwa wie, że tu jestem?
- Igła chyba nie potrafi nic zachować w tajemnicy, co? – rzuciłam kpiąco, kiedy usiadł obok mnie.
- To on wiedział, że jesteś na hali? – zdziwił się Bartman, na co ja zapytałam:
- To nie powiedział ci?
- Nie, Pit mi powiedział. Widział cię, jak siedziałaś na trybunach.
- Taaa... to po co przyszedłeś? – zapytałam.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
- Chciałem pogadać. – zawsze, jak dziewczyna ze mną zerwała pierwsza, przeprowadzałem z nią ta rozmowę, po której się powrotem schodziliśmy, a po jakimś czasie to ja z nią zrywałem. Oczywiście takie rozmowy nie odzywały się często, bo to zawsze ja zrywałem z laskami.
- No to słucham. – powiedziała  oschle.
- Na pewno przemyślałaś nasze rozstanie? – zapytałem. Takie gierki zawsze działały na dziewczyny. O ile były puste i naiwne, ale po odpowiedzi Justyny zrozumiałem, że będę musiał bardziej się postarać o to, żeby do mnie wróciła, bo ona to raczej naiwna nie jest.
- Boże, Zbyszek, jak dla mnie to było wieki temu, zapomniałam już o tobie.
- Co, znalazłaś sobie już pocieszenie? – zapytałem kpiąco.
- A ty to już pewnie nie jedno. – odpyskowała.
- Nie. Byłem zbyt przybity naszym rozstaniem, żeby moc znaleźć sobie inną. Cały czas byłem pogrążony w rozmyślaniach o tobie.
- Taaa, jaaasne. Uważaj, bo ci uwierzę. – prychnęła.
- Nie myślałaś może o tym, żeby do mnie wrócić?
- Chyba śnisz. – rzuciła.
   Kurde, z nią nie będzie tak łatwo jak z tymi innymi panienkami.
- Co noc śnię o tobie, mój aniele. – powiedziałem.
- Tak? Bo ja unikam cię jak diabła.
- Dlaczego nie chcesz do mnie wrócić. Przecież pasowaliśmy do siebie.
- Bo już cię nie kocham? Po za tym był to związek na odległość, mam już innego chłopaka, a w ostatnim czasie tyle się zdarzyło z moim życiu...
- Co się zmieniło? – zapytałem.
- Gdybyś wtedy przy mnie był, to byś wiedział. – odparła.
- No powiedz. – poprosiłem.
-Na pewno chcesz wiedzieć? – zapytała, a ja pokiwałem głowa, choć tak naprawdę nie obchodziło mnie to. – Prześladował mnie były, ale na razie na szczęście nie daje o sobie znaku, więc już myślę, że o mnie zapomniał, po za tym byłam na kilka dni w Serbii, potem jak wróciłam dowiedziałam się, że moja matka ma raka, wkrótce umarła, dwa dni temu był jej pogrzeb... – to mówiąc miała łzy w oczach. – A ciebie wtedy przy mnie nie było, nie obchodziło cię to co się u mnie dzieje, nawet się ze mną nie kontaktowałeś, nie dowiadywałeś się, co u mnie, nie pocieszałeś, wspierał mnie i kochał wówczas ktoś inny.
- Przykro mi z powodu twojej straty. – naprawdę było mi przykro.
- A, i jeszcze w między czasie próbowałam popełnić samobójstwo, ale mi się nie udało. A szkoda. Nie musiałabym tu teraz być i użerać się z jakimś namolnym byłym. Więc goń się i wypierdalaj na zawsze z mojego życia! – powiedziała, a po policzku pociekła jej łza, kiedy wstała z ławki i odeszła.
- Justyna, ty naprawdę próbowałaś się zabić? – zawołałem za nią, ale nie usłyszałem odpowiedzi. Tylko się obejrzała, ze łzami lecącymi po policzkach, spojrzała na mnie smutnym wzrokiem, po czym poszła.
*****************************************************************

Komentujesz= motywujesz ;D

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 31


   Nie pamiętam, jak wróciłam na cmentarz. Nie pamiętam, jak wróciłam do domu. Pamiętam tylko, że było mi ogromnie smutno, nie robiłam nic, tylko płakałam i prawie w ogóle z nikim nie kontaktowałam. Pamiętam tylko rękę Bartka, która prowadziła mnie na cmentarz, a potem mocne objęcie Aleksa, kiedy prowadził mnie do samochodu. Nic więcej. Teraz leżałam w naszej sypialni, otulona kocem i patrzyłam się w przestrzeń, wspominając mamę. Przed oczami miałam jej obraz – wesołej, zadowolonej z życia kobiety. Odpowiedzialnej, pewnej siebie, z poczuciem humoru. Miała kochającego męża i dwie córki, którzy teraz opłakiwali jej odejście.
- Przyniosłem ci herbaty. – powiedział Aleks, wchodząc do pokoju i niosąc mi kubek z parującym płynem.
- Dzięki, ale nie mam ochoty. – powiedziałam, ocierając oczy chusteczką.
- Wypij, za godzinę będzie kolacja.
- Nie jestem głodna.
- Justyna, no! Ja wiem, że to dla ciebie trudne, ale postaraj się żyć tak, jak dawniej.
- Aleks, ja nie potrafię zapomnieć... – załkałam.- Ja ci nie mówię, że masz zapomnieć, tylko masz żyć, jak dawniej. Masz pamiętać o swojej mamie, ale nie zaniedbywać siebie i swoich bliskich. Nie możesz zaszyć się w domu i ciągle siedzieć i płakać. Musisz chodzić na wykłady, skończyć studia, ułożyć sobie życie... Proszę, zrób to dla mnie. I dla reszty swoich bliskich.
- Aleks, proszę, zostaw mnie na razie samą. Ja... Obiecuję, że postaram się żyć jak wcześniej, ale od jutra, dobrze? Teraz chciałabym zostać sama.
- Dobra, dziś się mnie pozbędziesz, ale jutro nie będzie tak łatwo. – powiedział i wyszedł.

PERSPEKTYWA ALEKSA:
   Wiedziałem, że Justynie nie jest łatwo. Trudno jest się pozbierać po tym, jak umiera bliska ci osoba, a ktoś, kogo kocha, całuje twoja przyjaciółkę, a ty próbujesz popełnić samobójstwo. Jednak wiedziałem, że jej się uda. Justyna jest silna, musi tylko zebrać się w sobie i próbować żyć tak, jak przed tym wszystkim. Wiem, że ją na to stać. Rozumiem, że musi zostać trochę sama, czasem potrzebna jest samotność, wyciszenie, żeby się pozbierać i ogarnąć swoje myśli. Nie miałem nic przeciwko, ale bałem się. Bałem się tego, że jak stracę ją z oczu, to może znów spróbować się zabić. Nie miałem jednak nic do gadania, bo Justyna cały czas wypraszała mnie z sypialni, a gdybym tam został, to zapewne sama by z niej wyszła albo nakrzyczałaby na mnie, że nie rozumiem, co się do mnie mówi, że chce, żebym wyszedł, zostawił ją w spokoju itp.
   Poszedłem do kuchni i usmażyłem naleśniki. Posmarowałem je grubą warstwą nutellą, którą Justyna tak bardzo lubiła i zaniosłem jej do sypialni cały talerz naleśników i kubek kakao.
- Aleks, proszę, wyjdź. – powiedziała, jak tylko wszedłem do środka. Nie widziała, że niosłem jej kolację, bo leżała na łóżku odwrócona do ściany.
- Przyniosłem ci kolację. – powiedziałem.
- Idź sobie. Nie jestem głodna. – mruknęła.
- Masz zjeść, bo inaczej stąd nie wyjdę.
- Nie dociera do ciebie, że nie chcę/ - zapytała, a ja postawiłem tacę z jedzeniem na stoliku nocnym, siadłem na brzegu łóżka i potrząsnąłem ją delikatnie za ramię.
- Nie wyjdę stąd, dopóki nie zjesz. – zagroziłem.
- Mówiąc, żebyś mi codziennie gotował, nie miałam na myśli wpychania we mnie jedzenia na siłę. – powiedziała, ale odkręciła się w moją stronę.
- Zjesz dobrowolnie. – powiedziałem, podając jej tacę z kolacją. – Ewentualnie mogę cię nakarmić. – dodałem.
- Potrafię się posługiwać widelcem. – Justyna uśmiechnęła się, co od razu poprawiło mi humor.
- Oooo, to już jakiś postęp. – zaśmiałem się.
   Justyna zaczęła zajadać się naleśnikami, po czym spytała:
- Nie wiesz może, czy Majka gadała z Maćkiem.
- Miała z nim rozmawiać, ale czy sobie wszystko wyjaśnili... – wzruszyłem ramionami.
- Podasz mi telefon? Zadzwonię do niej. – powiedziała, a ja wstałem i podałem jej komórkę. Wykręciła numer siostry i zaczęła rozmawiać. Po kilku minutach rozłączyła się i opowiedziała mi, czego dowiedziała się od Majki. Ta dziewczyna z kawiarni to podobno jakaś znajoma Macka. Od początku wiedziałem, że Muzaj nie zdradzałby Majki. To nie ten typ chłopaka, którzy chodzą z jedną, a drugą mają na boku.
- Pewnie chciałabyś teraz wziąć relaksująca kąpiel i porządnie się wyspać przed jutrzejszym wyjazdem? – zapytałem, kiedy Justyna pochłonęła ostatni naleśnik.
- Ciekaw byłem, co odpowie. Na 90% byłem pewien, że zapomniała o jutrzejszym wyjeździe do Rzeszowa.
- O matko, dobrze, że mi przypomniałeś, bo bym zapomniała! – zawołała, podrywając się z łóżka, zbijając przy okazji talerz po naleśnikach.
- Zamieszkanie ze mną chyba nie było dobrym pomysłem. – skrzywiła się, parząc na rozbite naczynie. – Jak tak dalej pójdzie, to zdemoluję ci cały dom. – dodała, po czym zaczęła zbierać ostre kawałeczki.
- Zostaw, ja sprzątnę, a ty się pakuj na jutro. O 06.00 wyjeżdżamy...
- Kurwa! – zawołała, podrywając się do góry.
- Mówiłem, żebyś to zostawiła... – westchnąłem, kiedy na jej palcu zobaczyłem szkarłatna ciecz. Sięgnąłem chusteczkę z pudełka stojącego na łóżku, który przyniosłem Justynie, kiedy tak leżała i połkała, po czym owinąłem jej palca. Zaprowadziłem ją do łazienki, gdzie opatrzyłem tą małą, niegroźną rankę i kazałem wziąć relaksująca kąpiel, podczas gdy ja poszedłem posprzątać szkło. Chciałem ją spakować, ale się nie zgodziła, mówiąc, że chciałaby jakoś wyglądać na tym wyjeździe. Poirytowany poszedłem do sypialni i skończyłem pakować siebie, a po jakiejś godzinie usłyszałem wołanie Justyny. Podszedłem do drzwi od łazienki, a ona powiedziała:
- Przynieś mi jakąś swoją koszulkę...
- Na co ci? – zapytałem, choć domyślałem się odpowiedzi.
- Do spania, a do czego innego? – odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
- Nie masz swojej piżamy? – spytałem.
- Mam, ale męskie t-shirty są wygodniejsze. – powiedziała, a ja udałem się do sypialni i wyłaje z szafy jakąś koszulkę. Poszedłem z powrotem do łazienki i powiedziałem, że przyniosłem jej coś do spania.
- Wejdź! – krzyknęła, a ja otworzyłem drzwi.
   Justyna stała przy lustrze, owinięta tylko ręcznikiem, rozczesując swoje wilgotne włosy. Stała do mnie tyłem, jej twarz widziałem w odbiciu lustra. Zmierzyłem jej od góry do dołu. Na jej ciele widać jeszcze było gdzieniegdzie kropelki wody, wilgotne włosy przykleiły się do karku i ramion. Naszła mnie ochota, żeby do niej podejść, zacząć całować po szyi i ściągnąć z niej ten ręcznik. Zamiast tego jednak podałem jej koszulkę, muskając palcami jej palce. Wyszedłem i położyłem się do łóżka, a po kilku minutach Justyna również wyszła z łazienki, ubrana w mój t-shirt. Znów zacząłem lustrować ją wzrokiem, zatrzymując spojrzenie na dłużej na jej długich i zgrabnych nogach, odsłoniętych prawie w całej okazałości, zasłaniał je tylko mój sięgający jej do połowy ud podkoszulek...
- Ekhm. – Justyna odchrząknęła i zmusiłem się przesunąć swój wzrok z jej ud na twarz. – Czy ty to przypadkiem nie musisz się wyspać? – zapytała, podchodząc do szafy i sięgając stamtąd walizkę.
- O nie. – zaprzeczyłem. – Poczekam na ciebie.
- No to trochę się naczekasz, bo będę się pakować. – powiedziała, a ja domyśliłem się, że trochę to potrwa.
- Pomóc ci? – zapytałem.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie sama. – powiedziała, wkładając do walizki jakieś ubranie.
- Przecież możesz wybierać ubrania, a ja będę je pakował. – powiedziałem, wstając z łóżka.
- JN dobrze. – powiedziała, podając mi jakieś ubranie. Włożyłem je do walizki i takim sposobem zapełnili ją całą, po czym położyliśmy się spać, bo jutro o 06.00 był już wyjazd do Rzeszowa, którego Tyche się obawiałem...
******************************************************************

:)