poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 44


- Co tam Karolku? – odebrałam, siląc się na dość swobodny ton, choć w środku czułam, jak powoli rozpadam się przez ogarniający mnie z każdą chwilą coraz większy smutek.
- Hej, dzwonię, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku.
- Wszystko okay. A co miałoby być nie w porządku?
- Jak tam w nowym mieszkaniu?
- Wszystko dobrze. – powiedziałam, ale dobrze wiedziałam, że tak naprawdę jest chujowo. Brakowało mi towarzystwa bliskich.
- Jasne, bo ci uwierzę. Słyszę, że coś nie tak. – powiedział.
- Masz rację. – westchnęłam. – Ciężko mi się będzie przyzwyczaić do mieszkania samej. – wyznałam.
- Podaj mi swój adres, to zaraz do ciebie wpadnę.
- A ty nie masz treningu? – zapytałam.
- Teraz nie, wcześniej miałem, wieczorem znowu. – odpowiedział, a ja podałam mu swój adres.- Będę za jakieś dwadzieścia minut. – rozłączył się, a ja poszła do salonu i włączyłam telewizor. Karol rzeczywiście pojawił się u mnie po jakiś dwudziestu minutach.
- Hej. Mam ciasto. – uniósł do góry torebkę z ciastem w środku.
- O nie... – jęknęłam. – Mam nadziej, że go nie piekłeś go sam.
- Nie. Kasia upiekła, przyjechała wczoraj wieczorem i wziąłem ci kawałek.
- Miała przyjechać za kilka dni. – powiedziałam, idąc do kuchni i wyjmując z jak na razie trochę pustej szafki dwa kubki i herbatę. Wstawiłam wodę i oboje usiedliśmy przy stole.
- Tak, wiem, ale przyjechała wcześniej. I na dodatek dowiedziałem się, że będzie ze mną mieszkała na czas bliżej nieokreślony, bo zamierza studiować tutaj, w Bełchatowie.
- Na jaki kierunek chce pójść?
- Ubzdurała sobie, głupia, że zostanie siatkarką. – odpowiedział Karol.
- No to powinieneś być z niej dumny, że bierze z ciebie przykład. – uśmiechnęłam się.
- Po co ma mi konkurencję robić? – zapytał z uśmiechem.
- Czyli o to chodzi? – zaśmiałam się, stawiając przed nim kubek z parującą herbatą.
- Nie, ale tak na poważnie, to tak naprawdę ostry zapierdziel. Treningi, mecze, wyjazdy...
- Da radę. – powiedziałam.
- Będzie musiała, jak będzie chciała zrealizować marzenia.
- Jakoś się jej uda, na pewno.
- I tak wyląduje na kasie w Żabce. – zaśmiał się Kłos. – A ty? Dobrze grasz, też będziesz siatkarką?
- No. Ja też będę szła na AWF.
- Też będziesz musiała zapierdzielać. – zaśmiał się.
- Wiem. Ale chociaż będę miała co robić, bo teraz to takie nudy... – westchnęłam.
- Zapisz się do jakiegoś klubu. – zaproponował Karol.- To będzie twój pierwszy krok do zostania siatkarką.
- Chyba tak zrobię.
- Nie chyba, tylko na pewno. Masz się zapisać i robić karierę, a ja potem będę chodził i się chwalił, że znam tą zajebistą siatkarkę Justynę Lisowską. – zaśmiał się Kłos.
- Chwalił? Raczej żalił się. – prychnęłam.
- A to będzie zależało od tego, jak będziesz grać. – uśmiechnął się.
   Nic nie odpowiedziałam tylko wzięłam do ręki kubek i napiłam się herbaty. Zastanowiłam się, jak teraz będzie wyglądało moje życie, gdy zacznę studia, jeśli przyjmą mnie do klubu, bo chyba naprawdę się zgłoszę.
- Aleksa nie było dziś na treningu. – powiedział Karol. Odstawiłam z hukiem kubek na stół i zapytałam:
- Po co mi to mówisz?
- No bo... Może do siebie wrócicie? Widziałaś, jak jest przygnębiony odkąd ze sobą zerwaliście.
- Nie gadajmy o nim. Proszę.
- Szkoda, że już ze sobą nie jesteście. Byliście fajną parą.
- Karol. Bo zaraz oberwiesz. – powiedziałam.
- Acha. Spróbuj szczęścia. – prychnął, a ja dałam mu sójkę w bok.
- I tak nie bolało.
- To zaraz zaboli. – zaśmiałam się i uniosłam rękę, żeby mu doprawić, kiedy mój telefon dał o sobie znać. Spojrzałam na wyświetlacz.
- Nieznany numer. – powiedziałam do Kłosa, unosząc do góry brew.
- Odbierz.- powiedział, a ja wcisnęłam zieloną słuchawkę.
- Tak, słucham?
- Dzień dobry, mówi Waldemar Dąbrowski, prezes klubu siatkarskiego z Bełchatowa dziewcząt. Dodzwoniłem się do pani Justyny Lisowskiej?
- Tak, o co chodzi? – zapytałam ciekawa, po co dzwoni do mnie prezes jakiegoś klubu.
- Słyszałem, że pani bardzo dobrze gra. Nie chciałaby pani grać w naszym klubie? – zapytał, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Zatkało mnie. Po chwili wrócił mi głos:
- Yyy... tak, zastanawiałam się, czy by nie zapisać się do jakiegoś klubu, ale jeszcze nigdzie się nie zgłaszałam... Skąd pan ma mój numer? – ta sprawa nie dawała mi spokoju.
- My, łowcy talentów, mamy swoje źródła. – zaśmiał się.
- Nie rozumiem. Czy ktoś panu o mnie powiedział?
- Powiedzmy, że pewna osoba była na tyle miła, żeby powiedzieć mi o pani talencie.
- Czyli nie powie mi pan, kto to?
- Nie powiem. To jak, zgadza się pani?
- Rozważę jeszcze t propozycję, dobrze?
- Dobrze. Starczą pani trzy dni?
- Tak, myślę, że przez ten czas zdążę się zastanowić.
- W takim razie zapraszam za trzy dni o 10.00  na trening. W razi gdyby namyśliła się pani wcześniej, treningi są codziennie co drugi dzień o 10.00, a w pozostałe dni o 17.00.
- Dobrze, dziękuję bardzo za propozycję.
- Liczę, że pani przyjdzie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia. – rozłączyłam się i w osłupieniu wpatrywałam się w swój kubek z herbatą.
- Kto to był? – usłyszałam pytanie Karola.
- Prezes klubu siatkarskiego. Chciał, żebym przyszła na trening.
- Zapisałaś się?
- Nigdzie się nie zapisywałam. I nikomu nie dawałam swojego numeru... – powiedziałam i napotkałam rozbawiony wzrok Kłosa. Nagle wszystko ułożyło się w logiczną całość.
- To ty tam byłeś i dałeś im mój numer! – zawołałam oskarżycielsko. – To dlatego namawiałem mnie dziś, żebym się zapisała.
- Ktoś musiał się o ciebie zatroszczyć i im powiedzieć.. – uśmiechnął się. – Dobrze grasz, więc myślę, że cię przyjmą.
- A pytałeś mnie w ogóle czy ja chcę? – zapytałam.
- Niedawno mówiłaś, że chyba się zapiszesz. – przypomniał.
- Dobra, mam trzy dni, żeby się zastanowić.
- Dziewczyno, ty się jeszcze będziesz zastanawiać? Idziesz jutro i już!
- Czy ja wiem...
- I tak nie masz nic do roboty.
- Przekonałeś mnie. – uśmiechnęłam się. - Pójdę jutro.
- I o to chodzi. – zaśmiał się. – Kasia też będzie tam trenować. Ma iść jutro na trening. Może przyjdziesz do mnie i zawiozę was obie? Przy okazji ją poznasz.
- Mogę wpaść. O której?
- O 09.00.
- Okay.
   Karol posiedział u mnie jeszcze z godzinę, rozmawialiśmy sobie o różnych duperelach. Później musiał już iść, a ja zostałam sama. Godzina 14.30. Reszta dnia sama... Może odwiedzę tatę?

*********************************
Także ten, no... Krytykujcie, jak się nie podoba, chwalcie, jak wam się podoba... Mi samej osobiście nie bardzo podoba się ten rozdział. W następnych będzie działo się więcej, obiecuję ;) Już w kolejnym rozdziale poznamy nową bohaterkę :D

Czytasz=komentujesz=motywujesz

A, i jeszcze jedno ;D Mam dla was propozycję. Może macie jakieś konkretne wymagania co do tego bloga, jakieś propozycje na nowych bohaterów, wydarzenia..? Jak tak, to wysyłajcie swoje pomysły na ZagubionaWSwiecieMarzen@wp.pl ;D mam nadzieję, że ktoś się odezwie ;P /Justyna

Pamiętajcie o polubieniu stronki: https://www.facebook.com/jestsiatkarzjestzwyciestwo ;P


 W ten magiczny, świąteczny czas
Niech będzie radosny każdy z Was...
Kolorowej choinki, kolęd śpiewania,
Miodowego makowca, przy wigilijnym stole biesiadowania.
Bogatego Mikołaja, złotej gwiazdki z nieba,
Śnieżnego opłatka, a w Nowym Roku
wszystkiego czego nam trzeba!
Wesołych Świąt mordki ;* / Justyna. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz