PERSPEKTYWA KAROLINY:
Weszłam do łazienki, nadal mając w uszach słowa Justyny. Miała rację.
Musiałam powiedzieć Bartkowi prawdę, niezależnie od tego, jakie to będzie miało
konsekwencje. Bałam się jego reakcji, kiedy usłyszy, że go okłamałam, ale
zasługiwał na prawdę. Zasługiwał tym, że pomimo tego, że nie łączy nas już
żadne uczucie (bynajmniej od jego strony, bo ja nadal go kochałam), nie opuścił
mnie i związał się ze mną ponownie, gdy usłyszał o dziecku. Był naprawdę dobrym
człowiekiem, nie chciał, aby jego dziecko wychowywało się bez ojca, nawet gdyby
oznaczało to jego nieszczęście i związanie się z kobietą, której nie kochał.
Nie chciał też, żeby jakiś obcy facet wychowywał jego dziecko, o czym dał mi do
zrozumienia podczas naszej rozmowy, kiedy to po raz pierwszy go okłamałam:
- Bartek... Jestem w ciąży. Będziemy mieli
dziecko.
Przez chwilę milczał, rozważał to, co powiedziałam, po czym odezwał się
spokojnym i opanowanym głosem:
- W takim razie... Może byśmy do siebie
wrócili? Dziecko musi mieć oboje rodziców.
- Mogę wychowywać je sama. Albo z kimś, jeżeli
się jeszcze zakocham. - powiedziałam mu wtedy, choć wiedziałam, że on nie odpuści
i nie zgodzi się na to. Po prostu nie chciałam, żeby myślał, że tak bardzo mi
na nim zależy, że chcę, żeby mnie nie opuszczał...
- Nie pozwolę, żeby jakiś obcy facet
wychowywał moje dziecko. Chcę, żebyśmy wychowywali je razem, albo jak się
urodzi, to zgłaszam sprawę do Sądu i będę wychowywał je sam.
- I myślisz, że ja ci na to pozwolę? Też
nie chcę, żeby moje dziecko miało jakąś inną mamusię.
- Skoro mamy mieć dziecko, to może byś się
do mnie wprowadziła? Jak zaczniesz rodzić, chciałbym być blisko ciebie i być
przy narodzinach.
- Daj mi jeszcze trochę czasu. Wprowadzę się
do ciebie. Za kilka dni.
Teraz stałam przed umywalka w łazience jakiegoś z rzeszowskich hoteli i
wspominałam tą rozmowę. Minęło od niej już więcej niż kilka dni. Jakieś dwa
tygodnie, ale i tak nie wprowadziłam się jeszcze do Bartka.
Odkręciłam kurek z zimną wodą, nabrałam trochę na dłonie i przemyłam nią
twarz. Lodowata woda zmyła mi mój rozmazany makijaż i zmniejszyła trochę
zaczerwienienie wokół oczu. Przetarłam twarz ręcznikiem i sięgnęłam po swoją
kosmetyczkę leżącą na półce obok lustra. Wyjęłam tusz i pomalowałam rzęsy, po
czym użyłam kredki. Świerzy makijaż zamaskował ślady po tym, że płakałam.
Posiedziałam jeszcze chwilkę w łazience i kiedy byłam juz gotowa, opuściłam
moje bezpieczne schronienie i wyszłam do pokoju. Justyna leżała na łóżku z
jakąś książką w ręku. Spojrzała na mnie znad lektury, ale nic się nie odezwała.
Ja również nic nie powiedziałam i wyszłam z pokoju na korytarz. Skierowałam się
do pokoju Bartka. Może to nie był najlepszy pomysł, żeby mówić mu to przed
jutrzejszym meczem, ale jeżeli miała mu to powiedzieć, to dzisiaj, zaraz.
Zapukałam. Otworzył mi jego współlokator - Michał W.
- Cześć Misiek. Jest może Bartek?
- Tak, jest. Wejdź. - powiedział, odsuwając
się od progu i robiąc mi miejsce, żebym przeszła.
- Wiesz, co? Wolałabym pogadać z nim na osobności... - zaczęłam.
- Nie ma sprawy, juz się zmywam. -
powiedział i chciał wyjść, ale zagrodziłam mu drogę.
- Nie, naprawdę nie trzeba. My pójdziemy
się przejść.
- Ale i tak miałem iść do Mariusza...
- Michał, z kim ty tam tak długo
rozmawiasz? - usłyszeliśmy głos Bartka z głębi pokoju, po czym podszedł do nas.
- Bartek, masz może trochę czasu? -
zapytałam, czując, że mój żołądek zaciska się w supeł. Coraz bardziej
stresowałam się tą rozmową, tym wyznaniem prawdy. Układałam w głowie tysiące
scenariuszy naszej rozmowy i wszystkie kończyły się źle. No ale czego ja mogę oczekiwać
od chłopaka, którego w tak perfidny sposób okłamałam?
- Jasne. - powiedział, wychodząc na
korytarz. Ruszyliśmy w stronę windy, zostawiając Winiara samego w pokoju.
Droga do windy minęła nam w ciszy. Żadne się nie odzywało. Bartek o nic
nie pytał, a ja nie wiedziałam, jak mam zacząć. W windzie również się nie
odzywałam. Cisza była bardzo uciążliwa, a powietrze w windzie było tak gęste,
że praktycznie można je było dotknąć palcami.
Wyszliśmy z hotelu i zaczęliśmy iść chodnikiem. Ruchliwa i głośna ulica
nie była jednak dobrym miejscem na rozmawianie o tego typu rzeczach.
- Może wejdziemy tutaj? - zaproponowałam,
kiedy mijaliśmy jakąś kawiarnię.
Bartek bez słowa otworzył i przytrzymał mi drzwi, po czym wszedł za mną
do lokalu. Zajęliśmy miejsce przy jednym z dwuosobowych stolików w głębi sali,
po czym praktycznie od razu dopadła nas kelnerka. Spojrzała kokieteryjnie na
Bartka, uśmiechając się uwodzicielsko.
- Co podać? - zapytała tonem, który zapewne
miał na celu zwrócenie uwagi Bartka na siebie. Rozejrzałam się po sali i
napotkałam wzrok pozostałych dwóch kelnerek pracujących w kawiarni, które teraz
stały i rzucały zazdrosne spojrzenia to na koleżankę z pracy, to na
obsługiwanego przez nią sławnego klienta, jakby żałowały, że to nie one dopadły
go pierwsze i że to nie one mają okazje go obsłużyć i przy okazji spróbować
poderwać.
- Poproszę kawę.
- A co dla pani? - kelnerka zwróciła się do
mnie z obojętnością, że zmiana w jej głosie była bardzo wyczuwalna w porównaniu
z jej poprzednim tonem.
- Cappuccino.
Kelnerka odeszła, kręcąc biodrami, a ja spojrzałam na Bartka. Patrzył na
mnie tymi swoimi boskimi niebieskimi tęczówkami, próbując odgadnąć, dlaczego
wyciągnęłam go z hotelowego pokoju. Przenikał mnie wzrokiem, próbując odczytać
coś z mojej twarzy. A to mnie dodatkowo krępowało. Spuściłam wzrok czując, że
jeszcze chwila, a się wycofam i stchórzę, że nie powiem niczego Bartkowi, a co
najgorsze, że zaraz tu się popłaczę.
- Czy to coś ważnego? - zapytał Bartek,
przerywając tą niezręczna ciszę. - O czym chcesz ze mną porozmawiać?
- Bartek, ja... zachowałam się bardzo nie fair
w stosunku do ciebie... - urwałam, nie wiedząc, co mówić dalej. Bartek milczał,
nie zadawał pytań, co wcale nie ułatwiało mi przeprowadzenia tej rozmowy.
- Pierwsza sprawa to taka, że znowu
całowałam się z Aleksem. Dziś. Niedawno. - zamilkłam, czekając na jego reakcję.
On wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy nie malowały się żadne uczucia ani
emocje.
- Wiesz, że zraniłaś tym nie tylko mnie? -
zapytał w końcu, kiedy cisza przeciągała się, a ja byłam coraz bardziej
wycofania się od wyjawienia mu tej drugiej, znacznie gorszej prawdy.
- Wiem... - powiedziałam cicho. -
Rozmawiałam juz z Justyną... Było mi ciężko, czułam się niezręcznie, kiedy
widziałam na jej twarzy taki smutek i przygnębienie, które było wywołane przeze
mnie... Wiem, że się na mnie zawiodła...
- Nie tylko ona.
- Wiem, Bartek. Jestem świadoma swoich
błędów, wiem, że zrobiłam źle i nie potrafię sobie wybaczyć, że skrzywdziłam
tym najbliższe mi osoby. Ale... jest jeszcze coś, o czym musisz wiedzieć...
Tak cholernie ciężko było mi to powiedzieć. Ale wiedziałam, że musze mu
to powiedzieć. Nie mogłam juz dłużej żyć w kłamstwie.
- Bartek, tak naprawdę nie...
- Pańska kawa. - usłyszałam głos kelnerki,
stawiającej przed Bartkiem filiżankę ciemnego napoju.
- Proszę. - powiedziała, stawiając przede
mną cappuccino.
Musiała przyjść akurat w tym momencie? Byłam tak blisko powiedzenia
Bartkowi prawdy, a ona mi przerwała. Teraz musiałam znów spiąć się w sobie, pokonać
wszelkie wątpliwości i powiedzieć mu prawdę. Tylko najpierw musiałam poczekać, aż
ta kelnerka się odczepi.
- Czy podać coś jeszcze? - oparła się o
nasz stolik tak, że jej cycki o mało co nie wypłynęły na wierzch z jej
głębokiego dekoltu.
- Nie, nic nie chcemy. - powiedział Bartek,
nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem. Widziałam po nim, że jest ciekawy, co
chcę mu powiedzieć i chce jak najszybciej poznać prawdę.
- Proszę dać znać, jeżeli będzie pan chciał
coś zamówić. - powiedziała i odeszła, ponownie kręcąc biodrami. Przewróciłam
oczami, widząc jej nieudolne próby poderwania Bartka i na samą myśl, że ja
miałam szanse spędzić z nim tyle wspaniałych i miłych chwil, a teraz zrujnuje
nasze relacje na zawsze, zachciało mi się płakać.
- Powiesz mi, jaka jest ta druga sprawa? -
zapytał Kurek, kiedy kelnerka była już w bezpiecznej odległości od nas. Wzięłam
głęboki wdech i powiedziałam:
- Okłamałam cię. Nie jestem w ciąży. Nie
będziemy mieli dziecka.
Cisza. Bartek nic nie mówi, ale po jego twarzy i oczach widzę, że jest
na mnie wściekły. Wcale mu się nie dziwiłam. Wiedziałam, że na to zasłużyłam.
- I co się stało, że nareszcie powiedziałaś
mi prawdę? - Bartek mówił cicho, jego głos był spokojny, przez co jeszcze
bardziej się denerwowałam. Już bym wolała, gdyby na mnie nakrzyczał, nasłał mi
niż był taki spokojny.
- Zrozumiałam, że źle zrobiłam, i że nie zasługujesz
na to, żebym cię okłamywała. Nie możesz zmarnować sobie życia będąc ze mną z
powodu dziecka, którego nie ma.
- No właśnie. Nie ma. A co byś mi powiedziała
powiedzmy za trzy, cztery miesiące, kiedy powinnaś mieć trochę większe oznaki ciąży
niż udawane mdłości i nudności? - zapytał.
- Nie wiem... Właśnie dlatego mówię ci
teraz prawdę. Bo wiem, że długo bym na tym kłamstwie nie pociągnęła, a poza
tym, nie chcę być z kimś, kto jest ze mną tylko i wyłącznie dla dziecka.
Proszę, nie gniewaj się na mnie... Ja to zrobiłam, bo cię kochałam, a ty nie
chciałeś ze mną być, chciałam zatrzymać cię jakoś przy sobie... Teraz wiem, że
to było okropne z mojej strony. Przepraszam... Nie chciałabym, żeby nasze
relacje ograniczały się do rzucania oschłego "cześć" i omijania bez
jednego spojrzenia. Zrozumiem, jeżeli
mnie znienawidzisz, jeżeli nie będziesz chciał mnie więcej widzieć...
Zasłużyłam sobie na to. Tylko wiedz, że ja ciebie nigdy nie znienawidzę...
Bartek bez słowa wstał i wyszedł z kawiarni.
********************************************************************************
Komentujesz =motywujesz / Justynaa ;*
Przepraszam za spam! Zapraszam na XXXII http://zsiatkowkacalezycie.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńWczoraj dowiedziałam się o tej stronce ( koleżanka poleciła). Tak mnie wkrecilo czytanie, ze wczoraj czytałam do 3 w nocy :) dzisiaj od rana znowu zaczęłam :-) Mam nadzieję, ze będzie coraz to więcej rozdziałów :] Pozdrawiam Kasia :]
OdpowiedzUsuńSuper sie czyta, troche nierealne ale co tam :)
OdpowiedzUsuń