Słowa
Bartka docierały do mnie jakby z oddali. Nie powiem, to był dla mnie szok,
czego się przed chwilą dowiedziałam.
„Jak to wyjeżdżasz?! Dlaczego mnie
zostawiasz?! Jesteś moim przyjacielem!!! Nie możesz!!! Masz zostać!!!
Proszę...” – cisnęło mi się na usta, ale żadne słowa nie chciały mi się
przecisnąć przez gardło. Patrzyłam tylko na Bartka pełna smutku i rozgoryczenia.
Czułam, że moje oczy robią się szkliste.
Uwielbiam ten moment, w którym twoje słowa
rozpierdalają moje wnętrze do granic.
- Dlaczego..? – udało mi się tylko
wykrztusić.
- Dostałem propozycję gry w Maceracie.
Przemyślałem wszystkie plusy i minusy... Zdecydowałem wyjechać. W tamtym roku
zrezygnowałem z kontraktu z Dynamo, w tym chciałbym spróbować czegoś nowego. No
i w Lube mam na to szansę. – tutaj zrobił przerwę i spojrzał na mnie
wyczekująco, jakby się spodziewał jakiejś reakcji. Kiedy milczałam, on
kontynuował:
- Poza tym... Muszę zapomnieć o pewnych
wydarzeń. Jak wyjadę z Polski, oderwę się trochę od tego, co było tutaj...
- Po co tu przyszedłeś? – zapytałam, głos
mi drżał. – Wyjeżdżasz, żeby zapomnieć i przed wyjazdem jeszcze do mnie
przychodzisz?
- Nie wyjeżdżam, żeby zapomnieć o tobie.
Wyjeżdżam, żeby zapomnieć o tym całym kłamstwie, o tym, jak Aleks skrzywdził
moją najlepszą przyjaciółkę... – powiedział, patrząc mi w oczy.
- Najlepszą przyjaciółkę, którą chcesz
zostawić na rok? – zakpiłam.
- Justyna, ten rok zleci szybko, zobaczysz.
Zaczniesz studia, poznasz nowych znajomych, znajdziesz sobie chłopaka, będziesz
trenować... Nawet nie zauważysz mojej nieobecności. – powiedział i ujął moją
dłoń leżąca na stole.
Czasem wystarczy usiąść obok i czyjąś dłoń
zamknąć w swojej dłoni. Wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.”
- Nie możesz zostać? Nie może być wszystko
tak, jak dawniej? – zapytałam.
- Stare rzeczy muszą ustępować nowym.
Ale... Ja tu wrócę. A wtedy się spotkamy, obiecuję.
- Skąd wiesz, że wrócisz akurat do
Bełchatowa? – zapytałam.
- Ale do Polski na pewno. A wtedy do ciebie
przyjadę. Będzie mi cię brakować... Zabrałbym cię ze sobą, ale nie mogę. Masz
tutaj swoje życie...
- Ty też masz tutaj swoje życie. – powiedziałam, kładąc nacisk na „tutaj”.
- Tak, ale moje życie jest praktycznie w
ciągłym ruchu. Ciągle gdzieś jeżdżę, wyjeżdżam, zmieniam miejsce
zamieszkania... Naprawdę ciężko mi zostawiać to wszystko, ciebie, ale muszę
wyjechać...
Przez chwilę milczeliśmy. Potem Bartek znów się odezwał, bo ja nie
mogłam wydobyć z siebie głosu:
- Muszę już iść. Przyszedłem ci tylko
powiedzieć o tym, ze wyjeżdżam i pożegnać się.
- Kiedy wyjeżdżasz? – mój głos był lekko
zachrypnięty.
- Za dwa dni. O 12.00 mam samolot w Łodzi.
– powiedział, podnosząc się z miejsca. Stał kilka sekund, wpatrując się we
mnie, podczas gdy ja nadal siedziałam, próbując przetrawić jego słowa.
- To... do zobaczenia. – powiedział i
skierował się do wyjścia.
- Zaczekaj! – zawołałam i dogoniłam go.
Wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym wspięłam się na palce, ujęłam
jego twarz w dłonie i wpiłam się w jego usta. Zaskoczony Kurek z początku nic,
żadnej reakcji, ale po chwili odwzajemnił mój pocałunek. Objął mnie w talii,
całując coraz zachłanniej. Po chwili się opamiętałam. Oderwałam się od niego i
ze spuszczonym wzrokiem powiedziałam:
- Przepraszam... Po prostu... Ciężko mi się
pogodzić z twoim wyjazdem. Będzie mi cię cholernie brakować.
- Justyna, ja tu wrócę, obiecuję... Będę
cię też odwiedzał. Ufasz mi?
Bo słowa „ufam ci” czasami mają większą moc
niż „kocham cię”
- Ufam. – powiedziałam cicho, patrząc mu w
oczy, po czym Bartek wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie samą wśród pustych
czterech ścian, samotną jak nigdy dotąd.
*************************************
Wiadomość o tym, że na rok stracę kogoś bliskiego podziałała na mój
organizm pobudzająco. Na wieczornym treningu grałam chyba najlepiej w swojej
krótkiej i skromnej karierze siatkarskiej. Musiałam się na czymś wyżyć za moją
stratę. A że trafiło na piłkę...
- No, no, Justyna, nie poznaje cię dzisiaj.
Zawsze miałam mocne i precyzyjne ataki i serwy, ale dzisiaj... – trener
pokręcił głowa z niedowierzaniem. – przechodzisz sama siebie.
- Po prostu musze rozładować emocje...
wyżyć się na czymś. – odpowiedziałam mu.
- Rozumiem, że chodzi o tego
fizjoterapeutę? – zapytał i nie dając mi okazji zaprzeczyć, dodał:
- Policja się nim zajęła, za dwa tygodnie,
dzień przed pierwszym sparingiem z Warszawą. Mam nadzieję, że po rozprawie
nadal będziesz tak grać, nie tylko przed. – uśmiechnął się, a ja nie mogłam
zdobyć się na nic więcej niż tylko kiwnięcie głową.
Kiedy przebierałam się po treningu, podeszła do mnie Karolina.
- Co ci jest? Nie wyglądasz dziś najlepiej?
Stało się coś?
- Wszystko okay. – skłamałam.
- Przecież widzę, że coś nie tak. Znam cię,
mnie nie oszukasz.
- Po prostu mam dziś gorszy dzień.
- Czy ja słyszę, że ktoś ma gorszy dzień? –
obok nas pojawiła się Kasia i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- W takim razie zapraszam tego kogoś do
siebie na piżama party. – zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią z miną „WTF?!”
- Babski wieczór dobrze ci zrobi. –
powiedziała, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Boże, skąd ona bierze tyle
radości i pozytywizmu?! No tak, nazwisko „Kłos” mówi samo przez się. Ich
familia chyba jest cała taka optymistycznie nastawiona do życia...
- Karolina, masz pół godziny, żeby jechać
do domu, zabrać jakąś piżamę, szczoteczkę do zębów, czy co tam ci jeszcze
potrzebne, a potem przyjeżdżasz do mnie. To samo ty. – wskazała palcem na mnie.
– Poczekajcie tu chwilę, znajdę jeszcze Nikolę. – powiedziała i już jej nie
było, bo poleciała zaprosić jeszcze naszą kapitan, z która zdążyłyśmy się już
zakumulować. Po chwili była z powrotem.
- Nikola będzie u nas za godzinę. A co ty
się jeszcze nie ubrałaś? – zapytała mnie. – Ruchy, ruchy, musimy jeszcze o
monopolowy zahaczyć. – powiedziała, zarzucając swoją torbę na ramię i ze
zniecierpliwieniem stając obok mnie i czekając, aż się zbiorę.
- A Karol nie będzie miał nic przeciwko,
jeśli urządzimy sobie w jego mieszkaniu babski wieczór? – zapytałam, kończąc
się przebierać.
- Nie ma go dziś w domu. Razem z Pawłem
poszli do Konstantina oglądać jakiś mecz czy coś. – machnęła ręką. – W każdym
razie, na pewno ich nie będzie.
Kiedy już się ogarnęłam, razem z Kasią zapakowałyśmy się do jej
samochodu. Pojechała do mojego mieszkania, żebym zabrała piżamę.
- Masz dziesięć minut i widzę cię z
powrotem. – powiedziała, parkując pod blokiem.
- Chodź, nie będziesz tutaj na mnie czekać.
– odezwałam się i po chwili razem z Kasią wspinałyśmy się po schodach na
trzecie piętro. Kiedy już byłyśmy na mojej klatce, Kaśka powiedziała:
- Nie mogą zamontować tutaj windy? – spojrzała
na mnie z pretensją w oczach. – Rozumiem, mieszkać na parterze czy pierwszym
piętrze, ale wspinać się tak na trzecie?! – zawołała, a jej głos rozniósł się
echem po pustej klatce schodowej.
- Cicho, bo zaraz sąsiedzi będą mieli
pretensje, że sprowadzam nie wiadomo kogo i robię hałas w całym bloku. – zaśmiałam
się, szukając kluczy.
- A co ty się sąsiadami przejmujesz? –
zapytała Kasia.
- Staram się być z nimi w raczej pokojowych
stosunkach. – powiedziałam, wkładając klucz do zamka. Zastygłam, słysząc głos
Szymona za sobą:
- Nie ładnie tak koleżanki okłamywać.
- Co? – zapytałam z roztargnieniem,
odwracając się w jego stronę.
- Powiedziałaś, że wolisz być z sąsiadami w
pokojowych stosunkach, a przypomnę ci, że jeszcze wczoraj groziłaś mi, że
przyłożysz mi w mordę. – powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
- Zasłużyłeś. – burknęłam, otwierając drzwi
i wchodząc do środka, bo nie miałam ochoty się z nim użerać.
- Kto to był? – zapytała Kaśka, kiedy
weszłyśmy do kuchni, a ja rzuciłam klucze na stół.
- Mój sąsiad. – odpowiedziałam krótko, idąc
do swojego pokoju. Kaśka przyszła za mną i obserwując, jak wypakowuję z torby
strój na trening i wkładam tam piżamę.
- O co mu chodziło z tym przywaleniem w mordę?
- zapytała, opierając się o futrynę. Opowiedziałam jej krótko tą historię,
chodząc po mieszkaniu i wkładając do torby kolejno: kosmetyczkę, szczoteczkę do
zębów, paczkę chipsów i paluszki, które kupiłam ostatnio, a ona chodziła za
mną, słuchając moich słów jak kazania.
- No to niezły początek znajomości. –
zaśmiała się.
- Już gdzieś to słyszałam. – mruknęłam.
- Gdzie? – Kaśka jednak to usłyszałam.
- Nieważne. – westchnęłam. – Dobra,
zbierajmy się, bo będziemy na miejscu ostatnie. A jak już wcześniej
wspomniałaś, trzeba zahaczyć o monopolowy. – przypomniałam jej.
********************************
Ten rozdział troszkę długi
wyszedł :D Mam nadzieję, że dobrze Wam się go czytało ;P Nie wiem, może
komentujcie, żeby mnie o tym przekonać ;)
Pewnie wiele z Was się nie
spodziewało takiego zwrotu akcji. Wyjazd Bartka do Włoch... Dobre posunięcie z
jego strony? A może wręcz przeciwnie? Komentujcie, wyrażajcie swoje zdanie ^^
Pozdrawiam i zachęcam do
dalszego czytania oraz do polubienia stron:
/Justyna ;*
Lzy na oczy sie cisna gdy czytam o wyjezdzie Bartosza.... do tego ten smutek Justyny :(((
OdpowiedzUsuńA moze ona pojedzie z nim? :))
Tak byloby najmniej boleśnie.
Pozdrawiam serdecznie
Również pozdrawiam :) Wszytko się okaże w następnym rozdziale. ;p / Justyna ;D
UsuńRozdział super :D Jak każdy oczywiście. Szkoda tego wyjazdu Bartka. ;* ;)
OdpowiedzUsuńTakie życie :D Dziękuję ;*
UsuńBartek wyjeżdża ? :( Smutno będzie :(
OdpowiedzUsuńRozdział super. :)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)
Również pozdrawiam ;* oczywiscie że zajrzę ;D /Justyna
Usuń