piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 53


   Słowa Bartka docierały do mnie jakby z oddali. Nie powiem, to był dla mnie szok, czego się przed chwilą dowiedziałam.
„Jak to wyjeżdżasz?! Dlaczego mnie zostawiasz?! Jesteś moim przyjacielem!!! Nie możesz!!! Masz zostać!!! Proszę...” – cisnęło mi się na usta, ale żadne słowa nie chciały mi się przecisnąć przez gardło. Patrzyłam tylko na Bartka pełna smutku i rozgoryczenia. Czułam, że moje oczy robią się szkliste.
   Uwielbiam ten moment, w którym twoje słowa rozpierdalają moje wnętrze do granic.
- Dlaczego..? – udało mi się tylko wykrztusić.
- Dostałem propozycję gry w Maceracie. Przemyślałem wszystkie plusy i minusy... Zdecydowałem wyjechać. W tamtym roku zrezygnowałem z kontraktu z Dynamo, w tym chciałbym spróbować czegoś nowego. No i w Lube mam na to szansę. – tutaj zrobił przerwę i spojrzał na mnie wyczekująco, jakby się spodziewał jakiejś reakcji. Kiedy milczałam, on kontynuował:
- Poza tym... Muszę zapomnieć o pewnych wydarzeń. Jak wyjadę z Polski, oderwę się trochę od tego, co było tutaj...
- Po co tu przyszedłeś? – zapytałam, głos mi drżał. – Wyjeżdżasz, żeby zapomnieć i przed wyjazdem jeszcze do mnie przychodzisz?
- Nie wyjeżdżam, żeby zapomnieć o tobie. Wyjeżdżam, żeby zapomnieć o tym całym kłamstwie, o tym, jak Aleks skrzywdził moją najlepszą przyjaciółkę... – powiedział, patrząc mi w oczy.
- Najlepszą przyjaciółkę, którą chcesz zostawić na rok? – zakpiłam.
- Justyna, ten rok zleci szybko, zobaczysz. Zaczniesz studia, poznasz nowych znajomych, znajdziesz sobie chłopaka, będziesz trenować... Nawet nie zauważysz mojej nieobecności. – powiedział i ujął moją dłoń leżąca na stole.
   Czasem wystarczy usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni. Wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.”
- Nie możesz zostać? Nie może być wszystko tak, jak dawniej? – zapytałam.
- Stare rzeczy muszą ustępować nowym. Ale... Ja tu wrócę. A wtedy się spotkamy, obiecuję.
- Skąd wiesz, że wrócisz akurat do Bełchatowa? – zapytałam.
- Ale do Polski na pewno. A wtedy do ciebie przyjadę. Będzie mi cię brakować... Zabrałbym cię ze sobą, ale nie mogę. Masz tutaj swoje życie...
- Ty też masz tutaj swoje życie. – powiedziałam, kładąc nacisk na „tutaj”.
- Tak, ale moje życie jest praktycznie w ciągłym ruchu. Ciągle gdzieś jeżdżę, wyjeżdżam, zmieniam miejsce zamieszkania... Naprawdę ciężko mi zostawiać to wszystko, ciebie, ale muszę wyjechać...
   Przez chwilę milczeliśmy. Potem Bartek znów się odezwał, bo ja nie mogłam wydobyć z siebie głosu:
- Muszę już iść. Przyszedłem ci tylko powiedzieć o tym, ze wyjeżdżam i pożegnać się.
- Kiedy wyjeżdżasz? – mój głos był lekko zachrypnięty.
- Za dwa dni. O 12.00 mam samolot w Łodzi. – powiedział, podnosząc się z miejsca. Stał kilka sekund, wpatrując się we mnie, podczas gdy ja nadal siedziałam, próbując przetrawić jego słowa.
- To... do zobaczenia. – powiedział i skierował się do wyjścia.
- Zaczekaj! – zawołałam i dogoniłam go. Wpatrywałam się w niego przez chwilę, po czym wspięłam się na palce, ujęłam jego twarz w dłonie i wpiłam się w jego usta. Zaskoczony Kurek z początku nic, żadnej reakcji, ale po chwili odwzajemnił mój pocałunek. Objął mnie w talii, całując coraz zachłanniej. Po chwili się opamiętałam. Oderwałam się od niego i ze spuszczonym wzrokiem powiedziałam:
- Przepraszam... Po prostu... Ciężko mi się pogodzić z twoim wyjazdem. Będzie mi cię cholernie brakować.
- Justyna, ja tu wrócę, obiecuję... Będę cię też odwiedzał. Ufasz mi?
   Bo słowa „ufam ci” czasami mają większą moc niż „kocham cię”
- Ufam. – powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy, po czym Bartek wyszedł z mieszkania, zostawiając mnie samą wśród pustych czterech ścian, samotną jak nigdy dotąd.

*************************************

   Wiadomość o tym, że na rok stracę kogoś bliskiego podziałała na mój organizm pobudzająco. Na wieczornym treningu grałam chyba najlepiej w swojej krótkiej i skromnej karierze siatkarskiej. Musiałam się na czymś wyżyć za moją stratę. A że trafiło na piłkę...
- No, no, Justyna, nie poznaje cię dzisiaj. Zawsze miałam mocne i precyzyjne ataki i serwy, ale dzisiaj... – trener pokręcił głowa z niedowierzaniem. – przechodzisz sama siebie.
- Po prostu musze rozładować emocje... wyżyć się na czymś. – odpowiedziałam mu.
- Rozumiem, że chodzi o tego fizjoterapeutę? – zapytał i nie dając mi okazji zaprzeczyć, dodał:
- Policja się nim zajęła, za dwa tygodnie, dzień przed pierwszym sparingiem z Warszawą. Mam nadzieję, że po rozprawie nadal będziesz tak grać, nie tylko przed. – uśmiechnął się, a ja nie mogłam zdobyć się na nic więcej niż tylko kiwnięcie głową.
   Kiedy przebierałam się po treningu, podeszła do mnie Karolina.
- Co ci jest? Nie wyglądasz dziś najlepiej? Stało się coś?
- Wszystko okay. – skłamałam.
- Przecież widzę, że coś nie tak. Znam cię, mnie nie oszukasz.
- Po prostu mam dziś gorszy dzień.
- Czy ja słyszę, że ktoś ma gorszy dzień? – obok nas pojawiła się Kasia i spojrzała na mnie z uśmiechem.
- W takim razie zapraszam tego kogoś do siebie na piżama party. – zaśmiała się, a ja spojrzałam na nią z miną „WTF?!”
- Babski wieczór dobrze ci zrobi. – powiedziała, a z jej twarzy nie schodził uśmiech. Boże, skąd ona bierze tyle radości i pozytywizmu?! No tak, nazwisko „Kłos” mówi samo przez się. Ich familia chyba jest cała taka optymistycznie nastawiona do życia...
- Karolina, masz pół godziny, żeby jechać do domu, zabrać jakąś piżamę, szczoteczkę do zębów, czy co tam ci jeszcze potrzebne, a potem przyjeżdżasz do mnie. To samo ty. – wskazała palcem na mnie. – Poczekajcie tu chwilę, znajdę jeszcze Nikolę. – powiedziała i już jej nie było, bo poleciała zaprosić jeszcze naszą kapitan, z która zdążyłyśmy się już zakumulować. Po chwili była z powrotem.
- Nikola będzie u nas za godzinę. A co ty się jeszcze nie ubrałaś? – zapytała mnie. – Ruchy, ruchy, musimy jeszcze o monopolowy zahaczyć. – powiedziała, zarzucając swoją torbę na ramię i ze zniecierpliwieniem stając obok mnie i czekając, aż się zbiorę.
- A Karol nie będzie miał nic przeciwko, jeśli urządzimy sobie w jego mieszkaniu babski wieczór? – zapytałam, kończąc się przebierać.
- Nie ma go dziś w domu. Razem z Pawłem poszli do Konstantina oglądać jakiś mecz czy coś. – machnęła ręką. – W każdym razie, na pewno ich nie będzie.
   Kiedy już się ogarnęłam, razem z Kasią zapakowałyśmy się do jej samochodu. Pojechała do mojego mieszkania, żebym zabrała piżamę.
- Masz dziesięć minut i widzę cię z powrotem. – powiedziała, parkując pod blokiem.
- Chodź, nie będziesz tutaj na mnie czekać. – odezwałam się i po chwili razem z Kasią wspinałyśmy się po schodach na trzecie piętro. Kiedy już byłyśmy na mojej klatce, Kaśka powiedziała:
- Nie mogą zamontować tutaj windy? – spojrzała na mnie z pretensją w oczach. – Rozumiem, mieszkać na parterze czy pierwszym piętrze, ale wspinać się tak na trzecie?! – zawołała, a jej głos rozniósł się echem po pustej klatce schodowej.
- Cicho, bo zaraz sąsiedzi będą mieli pretensje, że sprowadzam nie wiadomo kogo i robię hałas w całym bloku. – zaśmiałam się, szukając kluczy.
- A co ty się sąsiadami przejmujesz? – zapytała Kasia.
- Staram się być z nimi w raczej pokojowych stosunkach. – powiedziałam, wkładając klucz do zamka. Zastygłam, słysząc głos Szymona za sobą:
- Nie ładnie tak koleżanki okłamywać.
- Co? – zapytałam z roztargnieniem, odwracając się w jego stronę.
- Powiedziałaś, że wolisz być z sąsiadami w pokojowych stosunkach, a przypomnę ci, że jeszcze wczoraj groziłaś mi, że przyłożysz mi w mordę. – powiedział z tym swoim uśmieszkiem.
- Zasłużyłeś. – burknęłam, otwierając drzwi i wchodząc do środka, bo nie miałam ochoty się z nim użerać.
- Kto to był? – zapytała Kaśka, kiedy weszłyśmy do kuchni, a ja rzuciłam klucze na stół.
- Mój sąsiad. – odpowiedziałam krótko, idąc do swojego pokoju. Kaśka przyszła za mną i obserwując, jak wypakowuję z torby strój na trening i wkładam tam piżamę.
- O co mu chodziło z tym przywaleniem w mordę? - zapytała, opierając się o futrynę. Opowiedziałam jej krótko tą historię, chodząc po mieszkaniu i wkładając do torby kolejno: kosmetyczkę, szczoteczkę do zębów, paczkę chipsów i paluszki, które kupiłam ostatnio, a ona chodziła za mną, słuchając moich słów jak kazania.
- No to niezły początek znajomości. – zaśmiała się.
- Już gdzieś to słyszałam. – mruknęłam.
- Gdzie? – Kaśka jednak to usłyszałam.
- Nieważne. – westchnęłam. – Dobra, zbierajmy się, bo będziemy na miejscu ostatnie. A jak już wcześniej wspomniałaś, trzeba zahaczyć o monopolowy. – przypomniałam jej.


********************************

Ten rozdział troszkę długi wyszedł :D Mam nadzieję, że dobrze Wam się go czytało ;P Nie wiem, może komentujcie, żeby mnie o tym przekonać ;)

Pewnie wiele z Was się nie spodziewało takiego zwrotu akcji. Wyjazd Bartka do Włoch... Dobre posunięcie z jego strony? A może wręcz przeciwnie? Komentujcie, wyrażajcie swoje zdanie ^^

Pozdrawiam i zachęcam do dalszego czytania oraz do polubienia stron:
 Zapraszam także tu : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/
/Justyna ;*

6 komentarzy:

  1. Lzy na oczy sie cisna gdy czytam o wyjezdzie Bartosza.... do tego ten smutek Justyny :(((
    A moze ona pojedzie z nim? :))
    Tak byloby najmniej boleśnie.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam :) Wszytko się okaże w następnym rozdziale. ;p / Justyna ;D

      Usuń
  2. Rozdział super :D Jak każdy oczywiście. Szkoda tego wyjazdu Bartka. ;* ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bartek wyjeżdża ? :( Smutno będzie :(
    Rozdział super. :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Również pozdrawiam ;* oczywiscie że zajrzę ;D /Justyna

      Usuń