Przepraszam, przepraszam, przepraszam! :(
Mam pewne problemy z komputerem.... Postaram się dodać rozdział jutro :) Jeśli chcecie, żebym was powiadomiła o nowym rozdziale, to podajcie swój ask, lub napiszcie w komentarzu, pod tym postem :)
Jeszcze raz przepraszam!
Trzymajcie się ciepło ;**
czwartek, 30 stycznia 2014
niedziela, 26 stycznia 2014
Rozdział 57
Nie mogłam się skupić na piłce. Już przez godzinę niby byłam obecna na
treningu, ale głowę miałam zaprzątnięto czymś innym. Cały czas myślałam o tym,
że dziś stracę przyjaciela ze Bartek wyjeżdża z Polski i nie wiem, kiedy go
zobaczę. Już kilka razy zostałam ochrzaniona przez trenera za to, że jestem
dziś roztargniona i ćwiczenia źle mi idą.
- Justyna, co z tobą dzisiaj?! – krzyknął
na mnie już chyba po raz siódmy w ciągu godziny, kiedy podczas ćwiczenia
zagrywki trafiłam w taśmę. – Już trzeci raz pod rząd zepsułaś zagrywkę! Piętnaście
kółek! Już!
Zaczęłam
robić kółka. Nawet nie liczyłam, cały czas myślałam o wyjeździe Bartka. W
pewnym momencie zerknęłam na wieli zegar wiszący na hali. Piętnaście po jedenastej.
Bartek będzie w Polsce jeszcze przez 45 minut...
- Trenerze, nie czuję się najlepiej... –
powiedziałam, gdy podbiegłam do niego.
- Ile kółek zrobiłaś? - zapytał.
- Nie wiem, nie liczyłam. Słabo mi... –
skłamałam.
- Nie dasz rady ćwiczyć?
- Głowa mnie boli i coś czuję, że za chwilę
moje śniadanie zostanie zwrócone... – wymamrotałam.
- Dobra, to wracaj do domu, wykuruj się i
widzę cię jutro na wieczornym treningu.
- Dziękuję trenerze. – powiedziałam i
pognałam do szatni. Szybko się przebrałam i wyszłam z hali. Rozejrzałam się po
okolicy, nie wiedząc, co ze sobą począć. Oczywiście nic mi nie było. Po prostu
chciałam zostać wtedy być sama a nie w otoczeniu koleżanek z klubu, trenera...
i Magdy z Sandrą, które już na początku treningu mnie zaczepiły:
- Czy ja źle usłyszałam, czy wczoraj Aleks
chciał ci powiedzieć, że cię kocha, a ty mu przerwałaś? – zapytała Magda tym
swoim kpiącym, irytującym głosem.
- Może. – wzruszyłam ramionami.
- Co może? – zapytała Magda. – Może chciał
ci powiedzieć czy może nie chciał? – spytała, niezadowolona moją odpowiedzią.
- Może byście się odwaliły wreszcie? To
moja sprawa z kim i o czym gadam. – powiedziałam i odeszłam, a one od tamtej
pory nie odzywały się już do mnie tylko obserwowały mnie z daleka.
Decyzję podjęłam szybko. Myśl zrodziła się w mojej głowie i już w następnej
chwili biegłam w dobrze mi znanym kierunku. Po niecałych dziesięciu minutach
biegu zatrzymałam się przed drzwiami mieszkania Karola i zaczęłam dzwonić
dzwonkiem. Byłam zniecierpliwiona, nie przestałam dzwonić, póki Karol nie
otworzył.
- Boże, kobieto, co ty chcesz, żebym
ogłuchł? – zapytał, po czym nie czekając na moją odpowiedzieć, zaczął nawijać, prowadząc
mnie do kuchni:
- Wejdź, może się czegoś napijesz? Kasi
jeszcze nie ma, jest na treningu... – w tym momencie się zatrzymał, przez co o
mało na niego nie wpadłam. Odwrócił się w moją stronę i zapytał:
- Czy ty przypadkiem nie powinnaś teraz być
na...
- Powinnam. – przytaknęłam.
- No właśnie wydawało mi się coś nie halo,
że stoisz na progu mojego domu cała zasapana w czasie, kiedy powinnaś być na
treningu.
- Wiesz, która godzina? – zapytałam.
- Wpół do dwunastej. – odpowiedziałam, patrząc
na zegarek.
- No właśnie. Potrzebuję podwózki do Łodzi
w trybie natychmiastowym. – powiedziałam, łapiąc go za rękę i ciągnąc do
wyjścia.
- Czekaj, zaraz mi rękę urwiesz. – zawołał.
Kidy zwolniłam, szarpnął się, przez co się zatrzymałam.
- Rozumiem, ze chcesz się zobaczyć z
Bartkiem?
- Gratuluję błyskotliwości Karolku. –
powiedziałam z lekka kpiącym tonem, potem dodałam błagalnie. – proszę, jedźmy
już.
- Okay, zaczekaj, pójdę po kluczyki. –
powiedział lecąc na górę po schodach.
- Tylko szybko! – zawołałam jeszcze za nim.
Po
chwili zbiegł z powrotem na dół, a w jego ręku rytmicznie brzdękał pęczek
kluczy, kiedy schodził po schodach.
Zapakowaliśmy się oboje do jego samochodu, po czym ruszyliśmy w drogę do
Łodzi.
- Jezu, Karol, gadaj coś, bo zaraz chyba
zwariuję. – powiedziałam, kiedy mijaliśmy znak z przekreślonym napisem
„Bełchatów”.
- Wiesz, to trochę niezręczna sytuacja, w
końcu niecodziennie zawożę dziewczyny do Łodzi w ekspresowym tempie, łamiąc
przy tym chyba wszystkie przepisy, albo i więcej, żeby się mogły spotkać z
chłopakiem, którego uważają za przyjaciela, a w rzeczywistości czują do niego
coś więcej... – Kłos wygłosił swój monolog, na co odpowiedziałam mu swoim:
- Nie czuję do Bartka nic więcej! To jest
tyko mój przyjaciel. Po prostu... ciężko mi się z nim rozstać. Może i znam go
krócej niż Karolę, ale jest dla mnie tak samo ważny, jak ona. Nie mogłam wytrzymać
tych kilku dni bez Karoli, bez Bartka tez nie wytrzymam. A sytuacja jest o tyle
gorsza, że on wyjeżdża na Bóg wie jak długo.
- On tu wróci. Na pewno wróci. Zobaczysz.
Za rok, czy dwa zobaczymy go z powrotem w Polsce. – zapewnił mnie Kłos.
Przez resztę drogi Karol zagadywał mnie na najróżniejsze tematy. O
sparingach, o meczach, o tym, że Kasia już mu powiedziała, że zdaję prawo jazdy
<on oczywiście też nie oszczędził sobie kilku żartów na ten temat>, o
tym, jak mi się mieszka samej, a nawet o dziurawej sytuacji polskich dróg,
kiedy to wjechaliśmy w jedną i szarpnęło samochodem.
Po
około dwudziestu minutach dojechaliśmy do Łodzi. Byłam Karolowi wdzięczna za
to, że tak szybko przebył drogę między Bełkiem a Łodzią, ale kiedy stanęliśmy w
korku, straciłam resztki cierpliwości: do siebie, do innych, do świata i w
ogóle do życia.
- Nosz kurwa jebana mać! – zawołałam,
uderzając w deskę rozdzielczą.
- Kobieto, spokojnie. Masz jeszcze... –
spojrzał na zegarek. – dziesięć minut.
- A ten korek? Nie no, ja tu nie
wytrzymam... Karol, ja biegnę. Ty jedź na lotnisko, czekaj na mnie na parkingu.
Ja lecę. – powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Biegnąc chodnikiem Łodzi, mijając ludzi, cieszyłam się w duchu, że
założyłam dziś trampki. Dziękowałam też Bogu za to, że znałam Łódź – miałam
ciocię w Łodzi i dość często ją odwiedzałam, ale zmarłam dwa lata temu...
Na
reszcie dobiegłam na lotnisko. Zaczęłam przedzierać się przez dość spory tłum
ludzi. Było lato, teraz sporo osób wyjeżdżało na wakacje i lotnisko było
tłoczne.
Przystanęłam na chwilkę i zaczęłam się rozglądać. W pewnej odległości
zauważyłam wysoką postać Bartka, która górowała nad reszta osób na lotnisku.
Wpatrując się w ten jeden punkt, czyli głowę Bartka wystającą ponad tłum, zaczęłam
biec w jego stronę.
- Bartek! Bartek, zaczekaj! – zawołałam.
Niestety nie odwrócił się. Może nie usłyszał? – Bartek, stój! – krzyknęłam, ale
żadnej reakcji. Może nie wie, że to do niego? Nie spodziewał się, że ktoś za
nim przyjedzie... A jednak to zrobiłam. Co mi odwaliło?
- Kurek, debilu, stój! – krzyknęłam, kiedy
byłam jakieś dziesięć metrów od niego, a on był coraz bliżej wejścia do
samolotu.
Słysząc swoje nazwisko, Bartek przystanął. Ja również się zatrzymałam,
nie mogłam się ruszyć. Z zapartym tchem patrzyłam, jak Bartek się odwraca i
rozgląda po lotnisku, próbując wypatrzeć osobę, która go zawołała.
Stanęłam na palcach, aby mógł mnie lepiej dostrzec. Kurek błądził
jeszcze chwilę, po czym jego wzrok padł na mnie.
************************************
Huehuehuehuehuehuehuehue :D
Znowu w kluczowym momencie :P
Uwielbiam to robić ;D Czujecie to napięcie, zniecierpliwienie, czekanie na
kolejny rozdział..? :) Hahahah nie gniewajcie się, to dla wzrostu
zainteresowania moim opowiadaniem :P
Czy na miejscu Justyny
pojechałybyście za Bartkiem na lotnisko? ^^ W ogóle w jakim celu? :P Na pewno
kierowane impulsem, emocjami... ;)
I co ja miałam jeszcze
napisać..? A, no tak, KOMENTUJCIE :*
To motywuje, naprawdę
:D
POLUBILIŚCIE JUŻ TEN FANPAGE?
https://www.facebook.com/Jestsiatkarzjestzwyciestwo
JAK NIE, TO TERAZ MACIE
OKAZJĘ :*
Pozdrawiam :) /Justyna
czwartek, 23 stycznia 2014
Rozdział 56
Niby powinnam przeprosić, że tak na niego wpadłam, ale gapiłam się na
niego, nie mogąc wykrztusić z siebie ani słowa. Było mi tak cholernie ciężko,
kiedy sobie pomyślałam, że to najprawdopodobniej nasze ostatnie spotkanie, że
bardzo długi czas go nie zobaczę...
- Nie wyjeżdżaj... proszę... – udało mi się
wykrztusić. Czułam, jak do moich oczu napływają łzy, kiedy tak staliśmy,
patrząc na siebie. Wpatrywałam się w te boskie niebieskie tęczówki Bartka, a on
w moje pełne łez oczy.
- Będę tęsknić. – wychrypiałam i mocno go
przytuliłam, wtulając twarz w jego tors. On również mnie objął, pochylił głowę
i schował twarz w moich włosach. Trwaliśmy tak chwilę, nie odzywając się, tylko
rozkoszując się ostatnimi chwilami razem przed jego wyjazdem.
- Będzie mi ciebie tak cholernie brakowało.
– powiedziałam, a po policzku poleciała mi pojedyncza łza.
- Też będę tęsknic. – powiedział, po czym
pocałował mnie w czubek głowy.
- Nie chcę, żebyś wyjeżdżał...
- Będę cię odwiedzać. Obiecuję. –
powiedział, a po chwili pocałował mnie jeszcze w czoło.
- Muszę już iść się przebrać. – powiedział,
a ja dopiero teraz zauważyłam, że jest jeszcze w stroju, w którym ćwiczył. – To...
do zobaczenia. – dodał, odwrócił się i odszedł do szatni. Stałam, ocierając łzy
lecące po policzkach.
- No, no. Justyna, kto by się spodziewał. –
usłyszałam za sobą czyjś kpiący głos. Odwróciłam się i zobaczyłam Magdę. –
Wielka miłość z Bartoszem Kurkiem, a tu nagle nasz kochany gwiazdor wyjeżdża do
Włoch i zostawia swoją panienkę w Polsce. – powiedziała z szyderczym
uśmieszkiem.
- To nie jest żadna miłość. – wycedziłam przez
zęby.
- Och, uwierz mi, że to tak wyglądało. –
odezwała się Sandra, która stała obok Magdy.
- Czułe słówka „będę tęsknić”, a potem
pocałunek najpierw w główkę, potem w czółko. Och, ach. – powiedziała Magda
kpiąco.
- Jesteśmy z Bartkiem tylko przyjaciółmi.
Nic więcej nas nie łączy. – powiedziałam, ocierając łzy.
- Hahaha, być może z jego strony to jest
przyjaźń, bo ty to wyglądasz na jakąś napaloną hotkę. – powiedziała Sandra.
- „Nie, Bartek, nie wyjeżdżaj’ –
powiedziała Magda, zmieniając ton głosu na bardziej piskliwy.
- Nic o mnie nie wiecie, jakim prawem mnie
oceniacie? – zapytałam. – Powiedziałam, że się z Bartkiem tylko przyjaźnimy.
Wiele razem przeszliśmy, wspieraliśmy się w trudnych chwilach, kiedy nasze
najbliższe osoby zawiodły lub kiedy mieliśmy jakieś inne problemy... –
powiedziałam, po czym zamilkłam. Nie, nie wspieraliśmy się. To ON MNIE cały
czas wspierał: wypadek Aleksa; okres, w którym Atanasijević był w śpiączce,
kiedy jeszcze go kochałam; śmierć mojej matki; zdrada Aleksa; strata
przyjaciółki... Ja tylko wspierałam go wtedy, gdy Karolina go zdradziła z MOIM
chłopakiem. I na dodatek się z nim kłóciłam, gdy powiedział mi szczerą prawdę o
mnie, gdy byliśmy w Rzeszowie. „Myślisz, że nie wolałbym teraz siedzieć w
pokoju, rozmawiać i żartować z resztą niż odprowadzać jakąś rozkapryszoną
dziewuchę do hotelu, bo wcześniejsza eskorta jej nie odpowiadała?...Nie każdy
ma robić to, co ty sobie zażyczysz...Co ty sobie wyobrażasz? Nie po to wszyscy
zawracają sobie głowę, żebyś była bezpieczna a nawet zadowolona, żebyś ty miała
wszystko w dupie i jeszcze była chamska dla tych osób. Nie wiem, jak Aleks z
tobą wytrzymuje.” – wspomnienia tamtej kłótni i słowa Bartka wróciły i uderzyły
z taką siłą, że o mało co nie rozryczałam się przy tych dwóch jędzach stojących
przede mną.
- Nie łódź się. Ty myślisz, że się
przyjaźnicie, ale on traktuje cię jak zwykłą zabawkę, jak fankę, która się
przyczepiła i nie chce zostawić go w spokoju... – z twarzy Magdy nie schodził
złośliwy uśmieszek.
- Dlaczego tak mówisz? - zapytałam. – Nie
wiem... może mi zazdrościsz, że mam przyjaciela, a tobie każdy obrabia dupę za
plecami?
- Ja nie mam ci czego zazdrościć. Na
pierwszy rzut oka widać, że Kurek się tylko tobą bawi. – powiedziała Magda.
- Nie znasz go, nie waż się tak o nim mówić.
– powiedziała zła. Myślałam, że już nie da się mnie dzisiaj gorzej wkurwić, ale
pomyliłam się. Zagotowało się we mnie, kiedy zobaczyłam w oddali korytarza
wysoką sylwetkę Atanasijević’a. Modląc
się w duchu, żeby mnie nie zauważył, zwróciłam się do Sandry i Magdy:
- Bardzo przyjemnie mi się z wami
rozmawiało, ale musze już lecieć. Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej. Na
razie! – powiedziałam i odwróciłam się na pięcie. Zrobiłam już dwa kroki, kiedy
usłyszałam za sobą wołanie:
- Justyna! Zaczekaj! Muszę z tobą
porozmawiać!
Dlaczego Bóg nie wysłuchał mych próśb??
Odwróciłam się, przygryzając wargę, niepewna,
czy mam tu zostać i z nim gadać. Napotkałam wzrok Magdy i Sandry. To, że stoję
na środku korytarza i tulę się z Kurkiem, wyznając sobie nawzajem, że będziemy tęsknić,
było dla nich niezłym szokiem, a jak jeszcze Aleks chciał ze mną gadać, nie
wiedziały, co mają ze sobą zrobić.
Aleks podbiegł do mnie, po drodze mijając Sandrę z Magdą.
- Justyna... ja musze z tobą pogadać.
- Aleks, my nie mamy o czym rozmawiać.
- Przepraszam.
- Nie przepraszaj, tylko zejdź mi z oczu.
- Przepraszam, że tak na ciebie atakowałem.
Przeze mnie masz teraz całe czerwone ręce. – powiedział i ujął moje dłonie.
Podniósł je do góry i zaczął oglądać moje przedramiona, które rzeczywiście były
czerwone.
- Ja... nie chciałem. Nie wiem, dlaczego
tak na ciebie atakowałem. Kiedy cię zobaczyłem, zezłościłem się. Nie na ciebie,
tylko na siebie. Na siebie, że spieprzyłem to, co razem budowaliśmy. Ledwo u
mnie zamieszkałaś, a za kilka dni przeze mnie się wyprowadziłaś...
-Aleks, skończ już. – przerwałam mu, czując
się nieswojo, kiedy tak trzymał mnie ręce, patrzył mi w oczy mówiąc te rzeczy.
A poza tym czułam na sobie wzrok dziewczyn.
- Nie. – powiedział stanowczo. – Musze ci
to powiedzieć. Dobrze wiesz, że cię koch...
- Aleks! – przerwałam mu, a ponad jego
ramieniem zauważyłam zdumiony wzrok Magdy i Sandry.
- Co Aleks? Musze ci to powiedzieć. Za
kilka dni wyjeżdżam, nie wiem, kiedy wrócę do Polski, czy w ogóle tutaj wrócę,
więc chciałbym ci teraz wszystko powiedzieć...
- Jezu... to skoro się tak uparłeś, to może
nie tutaj. – powiedziałam, pokazując oczami w stronę dziewczyn. Aleks obejrzał
się przez ramie, bo stał do nich tyłem i zrozumiał o co mi chodzi.
- Okay, to wyjdźmy na zewnątrz. Może się przejdziemy?
– zaproponował.
- Ty nie myśl, że ja będę z tobą niewiadomo
ile gadać. – powiedziałam, ruszając w stronę wyjścia. – Powiesz, co masz mi powiedzieć
i do widzenia. I koniec naszych rozmów.
Wyszliśmy z hali i odeszliśmy kawałek. Nie odzywałam się, czekałam aż
Aleks zacznie. Kiedy już myślałam, że w ogóle się nie odezwie, powiedział:
- Przepraszam za to wszystko, co przeze
mnie przeszłaś. Za nasze kłótnie, za to, że całowałem się z Karoliną... Wiem,
że cię skrzywdziłem. I nic mnie nie usprawiedliwia. Mówię ci to, żebyś
wiedziała, że tego żałuję. Żałuję, że przeze mnie tyle przeszłaś, że często
było między nami niewesoło. Przeze mnie miałaś te miesiące zepsute, a przecież mogłaś
się bawić, niczym nie martwić... Mogłaś spotykać się z innymi znajomymi, nie ze
mną... Jeżeli jest jakiś sposób, żebym to naprawił przed moim wyjazdem, to
proszę cię, powiedz. Postaram się jakoś odpłacić ci te wszystkie dni, w które
przeze mnie płakałaś, byłaś na mnie zła... tylko powiedz, co mogę dla ciebie
zrobić.
- Nie rob nic. Po prostu odejdź. –
wyszeptałam. Spojrzał na mnie ze smutkiem i tęsknotą.
- Za kilka dni wyjeżdżam. Wiem, że między
nami wszystko skończone, i że nie chcesz mnie już znać, ale ja o tobie będę
pamiętał. Nawet jak zakocham się w jakiejś innej dziewczynie, ty nadal będziesz
w moim sercu. Pomimo tego, co złego się między nami działo, to i tak
przeżyliśmy razem wiele miłych chwil o których zawsze będę pamiętał. Czy...
mogę cię przytulić? Ostatni raz?
-zapytał niepewnie, a ja nie wiedząc, co mam odpowiedzieć, tylko
skinęłam głowa. Aleks mnie objął, trwaliśmy tak kilka chwil, po czym odszedł.
Ja również wróciłam do domu. Jutro o 10.00 trening, a wieczorem kino z
Marcelem. Jutro Bartek wyjeżdża...
No i mamy kolejny rozdział :D
56. dla Was :) Podoba się? Piszcie w komentarzach ^^ Mam nadzieję, że Was nie
zawiodłam ;) Ciekawa jestem ile osób to jeszcze w ogóle czyta :D Jesteście ze
mną? To na co czekacie? Zostawcie jakiś ślad :P
Czytasz=komentujesz=motywujesz
;D
LIKE DLA
Zapraszam także tu : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/
Pozdrawiam ;* /Justyna
wtorek, 21 stycznia 2014
Rozdział 55
- Podstawowy skład na boisko, rezerwowe na
razie na trybuny. – powiedział nasz trener, więc usiadłam na trybunach.
Patrzyłam, jak na boisku rozstawia się nasza drużyna oraz skrzaty: Aleks,
Kurek, Winiar, Kłos, Plina, Woicki i Zatorski na libero. Westchnęłam. Tak mi
się nie chciało tutaj zostać i przebywać w jednym pomieszczeniu z Aleksem... A
z Bartkiem? Niby chciałabym spędzić z nim jak najwięcej czasu, jutro o 12.00 w
końcu wyjeżdża, ale nie miałam ochoty tak siedzieć i patrzeć, jak gra na swoim
ostatnim treningu tutaj, w Polsce. Mało interesowało mnie to, co się dzieje na
boisku, jakoś wolałam patrzeć się cały czas na swoje stopy lub podłogę.
Wszędzie, byleby nie na Bartka, za którym już tęskniłam. On nie może wyjechać...
Przyjaciele tak po prostu nie opuszczają innych...
Poczułam, jak moje oczy robią się szkliste. Zamrugałam kilka razy,
powstrzymując się przed płaczem. Nagle usłyszałam głos Izy, która siedziała
obok mnie.
- Justyna, a ty co taka smutna? Patrz i
podziwiaj, nie co dzień ma się okazję oglądać trening Skry a nawet z nimi grać!
– powiedziała do mnie podekscytowana Iza, która siedziała obok mnie, a z mojej
drugiej strony siedziała Karola.
- Taaak? Chcesz, to możesz mnie zastąpić,
ja z chęcią zwinę się do domu. – powiedziałam.
- Ej, jestem środkową, nie zastąpię
przyjmującej. A tak w ogóle to dlaczego nie chcesz zostać?- zapytała, patrząc
na mnie.
- Nieważne. – mruknęłam.
- Oj powiedz. – nalegała. Przewróciłam
oczami i zaczęłam mówić:
- Wiesz... Ja w siatkówkę tylko gram. To
Karolina z naszej dwójki zawsze interesowała się nie tylko grą, ale też
śledziła postępy naszej kadry... Odkąd pamiętam, zawsze kibicowała Skrze. Ja
się w tym wszystkim nie orientowałam, dopóki... – w porę urwałam. Po co zaraz
wszyscy maja wiedzieć o moich relacjach z poszczególnymi siatkarzami? Zamilkłam
i odwróciłam głowę od Izy, zmuszając się do patrzenia na boisko.
- Dopóki co? – zapytała.
- Nic. – rzuciłam takim tonem, że Iza
pojęła, że nie mam ochoty o tym gadać.
Przez kilka akcji nie działo się nic szczególnego. W pewnym momencie na
hali rozbrzmiał głos Kłosa:
- Trenerze, kiedy wstawi pan na boisko
Kasię? – zapytał naszego trenera.
- W następnym secie. – odpowiedział mu, a
Kłos znów się odezwał:
- Justyna z Karoliną też wejdą?
- Też, a co?
- Nic, po prostu chcę je
sprawdzić, jak się do tych sparingów przygotowały. – powiedział Kłos z
uśmiechem zacierając ręce, jakby obmyślił jakiś chytry plan.
- Justyna, nic nie mówiłaś,
że znasz Karola Kłosa! – powiedziała do mnie oskarżycielsko Iza. „Dzięki Karol,
ty to wszystko potrafisz spieprzyć...” – pomyślałam gorzko.
- Może nie chciałam? -
odpowiedziałam jej pytaniem na pytanie. Ona wtedy wzruszyła ramionami.
Tak więc czekałam na swoją kolej, ale teraz zmusiłam się jakoś, żeby
patrzeć, obserwować i wyszukać jakieś najmniejsze luki w drużynie Skry, choć
szczerze wątpiłam, żebym jakieś znalazła.
Po
jakimś czasie obserwowania przyłapałam się na tym, że mój wzrok co chwila
wędruje ku Bartkowi. Skarciłam się za to w duchu, ale to i tak nic nie dało,
cały czas patrzyłam się na niego. Po chwili zawstydzona spuściłam wzrok i
poczułam, jak się czerwienię, kiedy on mnie na tym przyłapał. „Justyna, co z
tobą? Wcześniej byłaś taka pewna siebie, a teraz?!” – pomyślałam i podniosłam
wzrok. Zdążyłam zauważyć, jak Kurek się zagapia i psuje atak.
Po
tym secie na boisko weszłam ja i Martyna na przyjęcie, Karola na atak, Kasia na
rozegranie, Iza i Daria środkowe i Oliwia na libero. Zajęłyśmy swoje pozycje.
Spojrzałam pewna siebie na przeciwników. Nie mogłam teraz odpuścić, pokazać, że
jestem niepewna, że w siebie nie wierzę. Napotkałam wzrok Bartka. Patrzyłam na
niego obojętnie przez chwilę, a kiedy rozbrzmiał gwizdek zaczęliśmy grę.
Pierwsza akcja: piłka była nasza, serwowała Karolina. Jak zawsze walnęła
z wyskoku. Piłka zahaczyła o taśmę i po chwili grozy spadła na boisko
przeciwnika, a skrzaty nie zdążyły tego wyratować. Drugi serw. Karola znów
serwuje z wyskoku, Zati przyjmuje, Woicki wystawia i Aleks atakuje. Oczywiście
atak poleciał w moja stronę. Rzuciłam się na parkiet i udało mi się wyratować
piłkę, ale nie udało mi się skierować jej do Kasia, wystawiła Iza i Martyna
zaatakowała. Chłopacy obronili, tym razem atakował Kurek. On nie skierował jej
na mnie, z jednej strony byłam mu za to wdzięczna, bo wciąż czułam skutki odebrania
ataku Aleksa. „Czyli tak to teraz będzie wyglądać? Najpierw zakochani, a teraz
wrogowie?” – pomyślałam.
Większość ataków Aleksa szło na mnie. Ręce miałam całe czerwone, piekły
mnie lekko, a w środku cała się gotowałam. Dzięki złości grało mi się lepiej i
miałam kilka naprawdę pięknych akcji, większość oczywiście obronili, no bo co
dorośli, doświadczeni siatkarze do siatkarek-nastolatek? Ale kilka razy
zdarzyło mi się z powodzeniem zakończyć akcję, raz miałam nawet asa.
Po
drugim secie wynik meczu miał się oczywiście tak: 2:0 dla Skry.
- Dobrze, dziewczyny, teraz chciałbym nieco
pokombinować... – powiedział trener w przerwie między jednym a drugim meczem.
Słuchałam go jednym uchem, bo byłam zajęta obserwowaniem Aleksa. Patrzył na
mnie niby ze smutkiem, ale też ze złością. Nagle jego wzrok powędrował na moje
ręce, które sobie masowałam, stojąc niedaleko trenera i po jego twarzy widać
było, że dopadły go lekkie wyrzuty sumienia.
- Zrobimy mieszany skład. Kilka
podstawowych, kilka rezerwowych. Atak Karolina, przyjęcie Patrycja i Justyna,
środkowe Nikola i Daria, rozegranie na razie Sandra, później wejdzie Kasia,
przed sparingami zdecyduję, która wejdzie... i podstawowa libero Ola.
Znowu weszłam na boisko. Napotkałam przepraszające spojrzenie Aleksa,
ale wisiało mi to. Unikałam jego wzroku tak samo jak i Bartka. Ale napotkałam
za to dziwne spojrzenia dziewczyn. Aż mnie nosiło kiedy tak się wszyscy na mnie
patrzyli. Kiedy Sandra mi wystawiła wyskoczyłam najwyżej jak umiałam i
przywaliłam w piłkę. Jeszcze w życiu nie udał mi się taki piękny atak. Cały
mecz starałam się tak bardzo, żeby tylko nie pokazać, że w rzeczywistości nie
jestem pewna, jak się zachowywać w obecności Alka, Bartka... Już sama nie
wiedziałam, jakie będą relacje między nami.
Po
skończonym meczu (3:0 dla Skry, jakżeby inaczej), musieliśmy podziękować sobie
za grę. Kiedy przybijałam piątkę z Bartkiem i Aleksem, na żadnego z nich się
nie patrzyłam. Od reszty słyszałam pochwały typu „świetnie grasz”, „zajebiste
ataki”, „nie narób wstydu na tych sparingach” <Kłos>, a kiedy przybijałam
piątkę z Bartkiem, nie powiedział nic, od Aleksa za to usłyszałam ciche
„przepraszam” i miałam dziwne wrażenie, że nie chodziło tylko o te ataki, ale o
to wszystko co zrobił... Miał przy tym taki wyraz twarzy... Jego oczy...
Nic nie odpowiedziałam, szybko poszłam razem z dziewczynami do trenera.
Pochwały, uwagi, bla, bla, bla... Prawie go nie słuchałam, tak byłam zła na ten
dzisiejszy trening, ale kiedy usłyszałam swoje imię, zaczęłam słuchać:
- Justyna, szło ci dziś bardzo dobrze. W
prawdzie chodzisz do tego klubu bardzo krótko, ale jeszcze nie widziałem tak
dobrego meczu w twoim wykonaniu. Oby tak dalej. Zastanowię się nad wystawieniem
cię w wyjściowej szóstce. – powiedział. Powinnam się wtedy cieszyć, ale tylko
kiwnęłam głową, nie byłam w stanie myśleć o niczym innym oprócz siatkarzy
przysłuchującym się temu, co mówi nasz trener i wzroku Alka i Bartka jaki
czułam na sobie. W końcu nie wytrzymałam i nie czekając na resztę ani na to, aż
trener skończy, poszłam do szatni.
Kiedy już się prawie przebrałam, do środka weszła reszta drużyny. Na mój
widok umilkły, przed wejściem do szatni na bank musiały coś o mnie gadać. Magda
z Sandrą zmierzyły mnie dziwnym wzrokiem. Zauważyłam to i zapytałam:
- Nie macie do roboty nic lepszego tylko patrzenie
się na mnie?
- Nie, tylko tak się dziwimy... – zaczęła
Sandra, ale urwała.
- Czego? – zapytałam, niezbyt uprzejmym
głosem.
- No bo zamiast tam zostać chwilę, pogadać
z nimi, wysłuchać ich porad, uwag, w końcu oni się znają na grze, coś by
podpowiedzieli, a ty uciekasz? – zapytała z irytacją.
- Co cię to obchodzi? Nie chciałam tam
zostać, bo nie chciałam widzieć pewnych osób, jasne? – zapytałam zdenerwowana.
Po prostu dziś miałam predyspozycje do wkurwiania się na cały świat.
- Czekaj, czekaj, bo ja tu czegoś nie
czaję. – powiedziała Magda, a reszta drużyny przysłuchiwała się naszej nieco
głośnej rozmowie.
- Magda, nie masz własnych spraw? -
zapytałam. Niby grałam krótko w tym klubie, ale zdążyłam się przekonać, że
Sandra i Magda, dwie przyjaciółeczki, to największe plotkary, jakie spotkałam.
- Mam, ale twoje są ciekawsze. –
powiedziała mi prosto w twarz. – O co chodzi z tymi siatkarzami? – zapytała, a ja
myślałam, że zaraz wyjebie jej z liścia.
- Kaśka, weź mnie trzymaj, bo nie ręczę za
siebie. – powiedziałam do przebierającej się obok mnie siostry Kłosa.
- Odpierdolcie się od niej, zajmijcie
własnymi sprawami. – powiedziała, stojąc między mną i nimi. Postanowiłam je
zignorować i dokończyłam się przebierać. Magda z Sandra nic już się do mnie nie
odzywały. W pewnej chwili zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz:
Marcel.
- Cześć Marcel. – odebrałam telefon.
- Hej. Dzwonię, żeby ci przypomnieć, że w
sobotę idziesz ze mną na mecz. – zaśmiał się.
- Wiem, pamiętam. – odpowiedziałam.
- Chciałem się zapytać o cos jeszcze... –
powiedział niepewnie.
- Co tam?
- Poszłabyś jutro ze mną do kina? –
usłyszałam jego pytanie.
- Yyy... A o której? – zapytałam.
- O 18.00 zaczyna się film, wpół do
przyszedłbym po ciebie.
- Zgoda. Będę czekać.
- Okay. Dzięki, że się zgodziłaś. Pa. –
rozłączył się.
Byłam w szatni wcześniej niż reszta, dlatego też przebrałam się
szybciej. Nie czekając na nikogo wyszłam z szatni. Szłam w stronę wyjścia,
grzebiąc w torbie, szukając słuchawek, przez co nie patrzyłam się przed siebie
i nie zauważyłam jakiegoś dwumetrowca, dopóki na niego nie wpadłam.
*********************************
Jej, jak to pisałam, to nie
brzmiało to tak głupio jak teraz, jak to czytam ;/ Przepraszam za ten gniot,
nie wyszedł mi ten rozdział. Ech... Następny będzie ciekawszy, obiecuję. :)
Ja myślicie, na kogo Justyna
wpadła? ^^ Ciekawe, czy zgadniecie :P
Komentujcieee, to motywuje :D
Pozdrawiam /Justyna :*
Jak ktoś jeszcze nie polubił
stronki, to teraz ma okazję :D tu macie link:
Zapraszam także tu na nowy rozdział : http://zamarzeniamigoni.blogspot.com/
niedziela, 19 stycznia 2014
Rozdział 54
ZANIM PRZECZYTACIE
TEN ROZDZIAŁ, MAM DO WAS OGROMNĄ PROŚBĘ! KLIKNIJCIE W LINK DO STRONY: https://www.facebook.com/Jestsiatkarzjestzwyciestwo
POMÓŻCIE DOBIĆ DO
2500 LIKE!!!
MACIE ZNAJOMYCH,
KTÓRZY LUBIĄ SIATKÓWKĘ? POLEĆCIE IM TĄ STRONĘ. Z GÓRY DZIĘKUJĘ ZA KAŻDY LIKE :*
Siedziałyśmy we cztery na łóżku: ja, Karolina, Kasia i Nikola. każda w
piżamie, z kieliszkiem wina w ręku, które kupiłyśmy z Kasią po drodze - ja
jedną butelkę i ona też. Zaśmiewałyśmy się z czegoś, a ja czułam, jak się powoli
rozluźniam, zapominam o tym, co mnie martwi i żyję chwilą. Dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy
się, słuchając muzyki, którą Kasia włączyła ze swojego laptopa.
Kiedy poczułyśmy się trochę zmęczone, ułożyłyśmy się na podłodze - zrobiłyśmy
sobie prowizoryczne posłania z kołdry, poprzykrywałyśmy się kocami. W końcu
było lato, noc była ciepła, więc nie było nam na podłodze zimno. Usnęłyśmy
około trzeciej nad ranem, a żeby nie zaspać na trening, który miałyśmy mieć o
dziesiątej, ustawiłyśmy sobie budzik na ósmą. Zanim każda się ogarnie,
skorzysta z łazienki...
Kiedy zadzwonił budzik Kasi, wstałyśmy i w piżamach poszłyśmy do kuchni,
żeby zjeść śniadanie. Zaczęłyśmy we cztery robić kanapki, a kiedy na talerzu
piętrzyła się już ich cała góra, usiadłyśmy do stołu i jadłyśmy, popijając je
sokiem. Nagle do kuchni wszedł Karol. Był tylko w pomiętej koszulce i
bokserkach. Jego włosy były roztrzepane, spojrzenie zaspane - widocznie dopiero
co wstał. Wyglądał też na ostro skacowanego. Widać oglądanie meczu nie polega
tylko na kibicowaniu.
Na
jego widok zaczęłyśmy chichotać, a on patrzył na nas zdezorientowany.
- Czy ja czegoś nie pamiętam z wczoraj? Przecież
nie było z nami żadnych dziewczyn... - podrapał się po głowie, a ja i
dziewczyny to śmiałyśmy się już na maksa.
- Boże, Karol ty tępa dzido. - westchnęła
Kasia, nadal się śmiejąc. - Dziewczyny były u mnie, nie u ciebie.
- Aaaa... - powiedział tylko, nalewając
sobie wody do szklanki.
- Ty naprawdę myślałeś, że one by z tobą...
ten teges? - zapytała Kaśka, a ja prawie wyplułam sok, który w tym momencie
piłam. Ona to się lubiła znęcać nad tym bratem, który zrobił się teraz z lekka
czerwony.
- Nie no, Karol, nie wierzę, że ty się
zawstydziłeś. - tym razem odezwałam się ja.
- Nie zawstydziłem się. - burknął.
- Acha. Pierdol, pierdol, ja i tak swoje
wiem. - prychnęła Kaśka.
- Zejdź ze mnie, okay? Nie widzisz, że
ledwo żyję? - wyjąkał Kłos.
- Od kilku piw to się raczej nie umiera. -
odezwała się Karolina, unosząc do góry brew.
- Od piw nie. - jęknął Karol, a my znów się
zaśmiałyśmy.
- No, no, ciekawe, co na to Nawrocki, jak
przyjdziecie na trening skacowani. Wie o tej waszej libacji? - zaśmiałam się.
- Właśnie, o której macie trening? -
zapytała Kaśka.
- O 13.00, po waszym. A wracając do
Nawrockiego, to nie będzie miał wiele do gadania, niedługo od nas odchodzi,
mamy mieć nowego trenera.
- Nie szkoda ci trochę rozstawać się z
obecnym trenerem? - zapytała Kasia.
- No może trochę... Ale taka już jest praca
w tej branży. ciągle się gdzieś wyjeżdża, życie się mienia, otoczenie też... -
powiedział Kłos, a mi przypomniały się słowa Bartka. Też się tłumaczył pracą, że
musi wyjechać, bo tak to juz jest...
- Wiadomo już, kto będzie waszym trenerem?
- zapytałam, próbując zapomnieć o Kurku.
- Jeszcze nie. - Kłos pokręcił głową.
- Dobra, idziemy się ogarnąć, bo o 10.00
mamy trening. - powiedziała Kaśka i wszystkie cztery skierowałyśmy się na górę
najpierw do jej pokoju, szykując sobie ciuchy, które każda wzięła ze sobą, a
potem każda po kolei okupowała łazienkę. Ostatecznie, wszystkie cztery gotowe byłyśmy
na trening już wpół do dziesiątej. Stwierdziłyśmy, że pójdziemy sobie jeszcze
do salonu, gdzie urzędował teraz Kłos i Zati. Pogadałyśmy z nimi chwilę, po
czym pojechałyśmy na trening.
Na
treningu, jak to na treningu - ćwiczenia, gra, potem koniec. Ćwiczyliśmy
dzisiaj dwie i pół godziny, bo trener chce nas dobrze przygotować do nadchodzących
sparingów.
Kiedy wróciłam już do swojego mieszkania, postanowiłam zadzwonić do
taty. Dawno z nim nie gadałam. Rozmawialiśmy kilkanaście minut, kiedy zapytał,
czy zapisałam się już na prawo jazdy.
- Przecież mówiłam, że nie mam...
- Przecież mówiłem, ze ci pomogę. -
przerwał mi stanowczo.
- No dobrze, zapiszę się dziś. -
westchnęłam, po czym w Internecie poszukałam czegoś. Znalazłam numer do
jakiegoś prywatnego instruktora. Zadzwoniłam do niego i zapisałam się. Pierwsze
jazdy miałam mieć jutro o 12.00, bo trening miałam wieczorem.
Po
rozmowie z instruktorem zadzwoniłam do taty, żeby powiadomić go, że już się
zapisałam.
- No nareszcie, może będziesz mnie teraz
częściej odwiedzać. - powiedział.
************************************
Następnego dnia punkt 12.00 zaczęłam jazdy. Moim instruktorem był tak na
oko dwudziestopięcio letni mężczyzna o imieniu Marek. Sprawiał wrażenie miłego
i sympatycznego, podczas jazdy okazało się, że rzeczywiście taki jest.
Na
wieczornym treningu powiedziałam Karolinie, Kasi i Nikoli, że zapisałam się na
kurs i będę zdawać prawo jazdy.
- Dlaczego nie uprzedziłaś wcześniej?
Wiedziałabym, kiedy mam nie wychodzić z domu. – zaśmiała się Karola.
- Jak będziecie słyszeć o jakimś wypadku w
Bełchatowie lub okolicach, to wiecie, kto go spowodował. – Nikola też dodała
swoje. Śmiałyśmy się we cztery, przez co zwróciłyśmy na siebie uwagę trenera.
- A wy z czego się tam tak śmiejecie? Macie
się rozgrzewać, a nie! 10 kółeczek! – zawołał.
- To wszystko przez was. – powiedziałam do
dziewczyn, kiedy zaczęłyśmy biec.
- Przez nas? A kto nas tak nastraszył, że
boimy się wyjść z domu? – zapytała oskarżycielsko Kasia.
- Ja was nie straszyłam. To wy się boicie
nie wiadomo czego. – nadal się broniłam.
- Nie wiadomo czego? – Karoliny brew
powędrowała w górę, a ja już siedziałam cicho. Musiałam się przyzwyczaić do
tych ich docinek, wiedziałam, że się nie skończy, dopóki nie zdam prawka.
Miałam nadzieje, że stanie się to za pierwszym razem. Teraz przynajmniej miałam
co robić w wolnym czasie – uczyłam się na testy. Nie mogłam zawalić, samochód
będzie bardzo pożyteczny.
Po
rozgrzewce trener pozwolił nam podzielić się tak, jak chcemy. Oczywiście byłam
w drużynie razem z Karoliną, Kasią i Nikolą. Wzięłyśmy do siebie jeszcze jedną
środkową, przyjmującą i libero: Izę, Oliwię i Martę.
Po
dwóch setach był remis. W połowie trzeciego zobaczyliśmy wchodzącego na halę
Nawrockiego.
- Dzień dobry. – przywitał się z trenerem.
My również rzuciłyśmy w jego kierunku słowa przywitania, po czym pogrążył się w
rozmowie z naszym trenerem, a my wznowiłyśmy grę. Jednak nie na długo, bowiem
po chwili trener zwołał nas do siebie i powiedział:
- Dziewczyny, mam dla was niespodziankę.
Dwa dni temu rozmawiałem z prezesem Skry, czy nie zgodziłby się, żeby jeden
trening Skra miała z nami i trener Nawrocki powiedział mi właśnie, że chłopacy już
są i przebierają się w szatni. Za chwilę przyjdą, rozgrzeją się krótko i
zagracie z nimi. Jednak z braku czasu, nie każda będzie mogła zagrać. Proszę,
żeby została tutaj wyjściowa szóstka z libero, oraz rezerwowe.
- Trenerze, nie mówił pan jeszcze, kto
będzie na rezerwie. – odezwała się Oliwia, przyjmująca, która była dziś ze mną
w drużynie.
- A tak... No oczywiście ty Oliwia... Yyy...
Weźmiemy jeszcze Darię, Izę, Martynę i waszą trójkę. Justyna, Kasia i Karolina.
Grałyście krótko w klubie, ale pokazałyście, że dobrze gracie i jesteście warte
gry tutaj.
W
jednym momencie ogarnęło mnie wiele różnych i sprzecznych emocji. Ucieszyłam
się, że trener wziął mnie chociaż na rezerwę, wiedziałam, że teraz na pewno
zagram w sparingach. Ale z drugiej strony nie chciałam tu teraz zostać i grać z
chłopakami ze Skry.
- Dziewczyny, macie dziś okazję się
wykazać, zwłaszcza, że już niedługo będzie nas mniej w drużynie. – usłyszałam
słowa Nawrockiego. – Jak już wiecie z drużyny odchodzi kilku zawodników, ale w
najbliższym czasie przybędzie ich kilku, ale mnie za to już tutaj nie będzie.
Tak więc, jest to ostatni trening Skry w obecnym składzie. – powiedział
Nawrocki. Już miałam podejść do naszego trenera i wykręcić się jakąś wymówką,
ale w tym momencie na halę wkroczył team Skry.
*************************************
Rozdział 54. dla was ;) Jak
Wam się podoba? Komentujcie i wyrażajcie swoje opinie :D
Chciałybyście mieć trening z
chłopakami ze Skry? ;) Kto by nie chciał ^^ Chyba tylko bohaterka naszego
opowiadania :)
Pozdrawiam:
/Justyna :*
Subskrybuj:
Posty (Atom)