poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział 34


PERSPEKTYWA JUSTYNY:
- Nareszcie jesteś. – odezwał się Zbyszek. – To ja już idę do domu. Na razie! – pożegnał się i odszedł szybkim krokiem.
„No tak, bo przecież nikt nie wytrzyma ze mną dłużej niż kilka minut.” – pomyślałam zła na Zibiego. Wiedziałam, że on też się na mnie zdenerwował. Szczerze? Wisi mi to.
- Świetnie. Z rąk jednego palanta do drugiego. – mruknęłam pod nosem, kiedy Bartek zaczął iść, a ja ruszyłam za nim. Usłyszał. Obejrzał się przez ramię na mnie, po czym powiedział:
- Chcesz, to mogę zadzwonić do Bartmana, żeby się wrócił i odprowadził cię do hotelu, ja nie musze tego robić.
- To nie rób. Nikt cię nie prosił. Poradzę sobie sama. – powiedziałam, stając w miejscu. On również się zatrzymał.
- Myślisz, że nie wolałbym teraz siedzieć w pokoju, rozmawiać i żartować z resztą niż odprowadzać jakąś rozkapryszoną dziewuchę do hotelu, bo wcześniejsza eskorta jej nie odpowiadała? – zapytał dziwnym tonem. Nie powiem, trochę mnie to zaskoczyło, a nawet zabolało. Myślałam... Boże, co ja tak w ogóle myślałam?! Że jesteśmy przyjaciółmi? To po co się tak do niego odzywałam? Bo byłam zła na Bartmana. A ja już taka jestem, że jak na kogoś jestem wkurwiona, to wyżywam się na wszystkich. Dobrze o tym wiedziałam, ale zamiast przeprosić, albo chociaż przestać, ciągnęłam dalej:
- Nie prosiłam cię o to, żebyś po mnie przyszedł. To Zibi do ciebie zadzwonił bez mojej zgody.
- Nie każdy ma robić to, co ty sobie zażyczysz. Chciał, to do mnie zadzwonił.
- A nie mógł zadzwonić do Aleksa? – zapytałam.
- Może do Alka nie miał numeru? – zapytał Kurek kpiącym tonem.
- Nie musiał do ciebie dzwonić ani mnie odprowadzać. Wróciłabym sama. – nadal upierałam się przy swoim.
- Tak. A po drodze ktoś by cię napadł, okradł, pobił albo zgwałcił. – rzucił Bartek, wyraźnie na mnie zły.
- A ty byś był wtedy zadowolony, bo nie musiałbyś się użerać z jakąś rozkapryszoną dziewuchą. – powiedziałam, siadając na schodkach jakiegoś sklepu i czekając, Az sobie pójdzie. On jednak podszedł do mnie szybkim krokiem i mówiąc:
- Teraz to przegięłaś. – wziął mnie na ręce i przerzucił przez rami.
- Kurek, debilu, postaw mnie na ziemię! – krzyknęłam, kiedy znalazłam się na górze.
- Nie, bo inaczej ze mną nie pójdziesz.
- Bartek, downie jeden, puść mnie, bo inaczej ktoś tu zaraz przyjdzie i pomyśli, że chcesz mi cos zrobić! – krzyknęłam, uderzając go kilka razy w plecy.
- Jak będziesz tak krzyczeć, to na pewno. – rzucił, nie zwracając uwagi na moje krzyki, prośby i uderzenia w plecy. Zrezygnowana poddałam się dalszej walce i w milczeniu czekałam, aż Kurek wreszcie postawi mnie na ziemi. Doczekałam się tego po jakiś piętnastu minutach drogi. Postawił mnie przed wejściem do hotelu, a ja szybko weszłam do środka, zamykając mu jeszcze drzwi przed nosem. Po chwili usłyszałam czyjeś przyspieszone kroki, a potem ktoś mnie złapał za ramiona i obrócił do tyłu. Stanęłam twarzą w twarz z Kurkiem. A raczej z jego klatą. Uniosłam wzrok i spotkałam jego wzrok. Był zły. Bardzo zły.
- Co ty sobie wyobrażasz? Nie po to wszyscy zawracają sobie głowę, żebyś była bezpieczna a nawet zadowolona, żebyś ty miała wszystko w dupie i jeszcze była chamska dla tych osób. Nie wiem, jak Aleks z tobą wytrzymuje.
   Zabolały mnie jego słowa. Zabolało mnie to, że poruszył kwestie Alka i naszego związku. Jakby wątpił w to, że będziemy ze sobą dłużej niż kilka dni. Tak na dobra sprawę, ja te się tego obawiałam.
„Boję się, że przestanie się o mnie starać, że zrezygnuje, bo tak trudno mnie zrozumieć, bo jestem taka uparta i taka trudna...”
   No ale Aleks się starał. I ja też. Próbowałam odbudować nasze relacje sprzed tych wszystkich wydarzeń... Po tym, jak Bartek przyłapał go z Karoliną... Odpędziłam szybko te wspomnienia. Przebaczyłam mu, Bartek też przebaczył Karolinie.
   W jego słowach zabolało mnie cos jeszcze. Jeszcze wczoraj tak mnie wspierał, a dziś był dla mnie taki oschły... No ale cóż. Zasłużyłam. Wiedziałam o tym dobrze, ale i tak kłóciłam się z nim dalej. Wiedziałam, że jeżeli stracę przyjaciela, to tylko z mojej winy.
- Nie wiem, jak Karolina z tobą wytrzymuje. Ją tez wszędzie nosisz wbrew jej woli? – zapytałam.
- Nie, ona w przeciwieństwie do ciebie wie, że chcę dla niej dobrze i troszczę się o nią. I nie wybrzydza, kiedy ktoś chce ja odprowadzić bezpiecznie do domu.
- Już ci to mówiłam, powtórzę jeszcze raz: trzeba było siedzieć na dupie w hotelu i nie wychodzić po mnie, trafiłabym sama!
- Tak, a po drodze ktoś by cię...
- Znowu zaczynasz tą swoja gadkę? – przerwałam mu.
- Justyna, co z tobą? Dlaczego tak się zachowujesz?
- Po prostu jestem wkurwiona na Zbyszka.
- I musisz się na mnie wyzywać? – zapytał.
- A może zasłużyłeś? – zapytałam.
- Czym? – spojrzał mi w oczy.- Wal się. – mruknęłam, odwróciłam się i poszłam do schodów, nie czekając aż przyjedzie winda. Szybko pokonałam drogę na trzecie piętro i weszłam do mojego pokoju, który dzieliłam z Majką i Karoliną. Obie były w środku, wiec szybko je minęłam i poszłam na balkon. Usiadłam na ziemi i oparłam się…e o ścianę. Na balkon wyszły dziewczyny.
- Cos się stało? – zapytała Majka, kucając obok mnie i obejmując ramieniem. Odsunęłam jej rękę i powiedziałam;
- Nic mi nie jest. Zostawicie mnie samą, dobrze? – poprosiłam, a one spełniły moją prośbę.
   Dlaczego tak się zachowałam? Dlaczego wyżywałam się na Bartku? Przecież on nie był niczemu winny. I wtedy przyszła do mnie odpowiedź na moje pytanie:
Jestem okropna i nie do zniesienia.
*********************************************************************************

Czytacie? ;D/ Justyna

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz