piątek, 15 listopada 2013

Rozdział 33


PERSPEKTYWA JUSTYNY:
   Wkurwiona na maksa odeszłam od Zbyszka i ruszyłam w stronę hotelu. Czy on musi się wszędzie wpieprzać? Nie dociera do niego to, że nie chce mieć z nim już nic wspólnego?
   Kiedy byłam blisko hotelu, w ostatnim momencie skręciłam w jakąś uliczkę. Nie miałam ochoty iść teraz do pokoju i tłumaczyć Karolinie i Majce, dlaczego jestem taka zapłakana. Szłam ze spuszczoną głową, a po moich policzkach leciały łzy. Po kilku minutach usłyszałam dźwięk swojego telefonu. Wyjęłam go z kieszeni i spojrzałam na wyświetlacz: Karolina. Wzięłam trzy głębokie wdechy, po czym odebrałam:
- Justyna? Gdzie ty jesteś? Wyszliśmy z hali, a ciebie nigdzie nie ma! Gdzie jesteś? – usłyszałam spanikowany głos swojej przyjaciółki.
   Rozejrzałam się po okolicy. Nie poznawałam jej, nie wiedziałam, którędy przyszłam...
- Ja... jestem niedaleko hotelu. Niedługo będę. Nie martwcie się. – powiedziałam, siląc się na spokojny głos.
- Na pewno wszystko w porządku? – zapytała Karola.
- Tak, na pewno. Niedługo będę. – rozłączyłam się, choć w słuchawce słychać jeszcze było dźwięk głosu Karoliny.
   Rozejrzałam się ponownie. Słońce powoli zachodziło, niedługo będzie ciemno. Nie znałam tego miasta. Spanikowana, odwróciłam się i ruszyłam w stronę, z której przyszłam, choć nie wiedziałam dokładnie, którędy mam iść. Pomyślałam, że jak kogoś spotkam, to zapytam się, gdzie jest najbliższy hotel. Krążyłam już jakiś czas, kiedy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, ze zdziwieniem zobaczyłam, że chodzę tak już ponad półtorej godziny. Kiedy doszłam do głównej ulicy, spotkałam tam grupę osób mniej więcej w moim wieku. Ruszyłam szybkim krokiem, żeby ich wyminąć. Kiedy już byłam za nimi, usłyszałam komentarz jednego z chłopaków:
- Hej, mała. Zgubiłaś się?
   Po tym komentarzu usłyszałam śmiech reszty, po czym odezwała się jakaś dziewczyna:
- Widzieliście, jakie ona miała buty? W życiu bym takich nie założyła.
- A czego ona tak ryczała? Widzieliście? Była cała rozmazana.
- Ja bym się ludziom na oczy tak nie pokazywała na jej miejscu.
   Zacisnęłam pięści, powstrzymując się od tego, żeby tam nie podejść i nie wygarnąć im. Nagle usłyszałam za sobą czyjeś przyspieszone kroki i po chwili jeden z tamtych chłopaków stał przede mną.
- Mała, co ty taka zapłakana? Pocieszyć cię?
- Spieprzaj. – mruknęłam i próbowałam go wyminąć, kiedy on złapał mnie za rękę.
- Puszczaj.
- Co ty taka niechętna? Chodź do mnie, zabawimy się. – powiedział mi do ucha, a ja zaczęłam się wyrywać. Trzymał mnie za mocno.
- Czego chcesz? Odwal się ode mnie!  -zawołałam, a z boku usłyszałam jeszcze głośniejsze śmiechy jego towarzyszy.
- Jeszcze nie wiesz?
- Wiesz, nie. Taka tępa jestem, że nie wiem, po co jacyś debile zaczepiają wieczorem jakieś dziewczyny. – powiedziałam, nadal szarpiąc rękę.
- Mam nadzieję, że debil to nie było o mnie. – chłopak spojrzał na mnie ze złością w oczach.
- Tak. – powiedziałam, pewnie patrząc mu w oczy. – A oprócz tego pasują do ciebie jeszcze określenia takie jak frajer, palant – mówić to, wiedziałam, że igram z ogniem, i że to może się dla mnie źle skończyć, ale nie mogłam się powstrzymać, wiec kontynuowałam - i wiele, wiele innych i być może gorszych... – urwałam, kiedy dostałam od niego siarczysty policzek.
- Cofnij to, co powiedziałaś. – mruknął chłopak, trzymając nade mną uniesioną rękę. Mimo to odpowiedziałam:
- Wal się. – i znowu, tym razem mocniej. Przekręciłam głowę w bok, pod wpływem jego uderzenia i nie unosiłam jej, żeby nie patrzeć na ę jego twarz. On jednak złapał mnie za włosy, pociągnął i mimo woli spojrzałam na niego.
- Bądź grzeczna, a nic ci się więcej nie stanie. – powiedział chłopak, po czym poczułam mocne szarpniecie, kiedy ktoś przyłożył temu chłopakowi i pod wpływem uderzenia zatoczył się do tyłu, ciągnąc mnie za sobą. Kiedy wreszcie pościł, cofnęłam się, patrząc, jak nieznajomy dotyka palcami krwawiącego nosa.
- Ty też bądź grzeczny, to tobie też nic więcej się nie stanie. – usłyszałam za sobą głos osoby, która jest ostatnią, jaką chciałabym teraz widzieć, a mimo to i tak podeszłam do niego i wtuliłam się w jego tors.

PERSPEKTYWA ZBYSZKA:
   Kiedy Justyna wtuliła się we mnie, wiedziałem, że niedługo będzie znowu moja.
- Chodź, idziemy. – powiedziałem, obejmując ją i odchodząc od tamtej grupki.
- Skąd ty się tu wziąłeś? – zapytała po kilku chwil milczenia.
- Wracałem do domu po treningu. – odpowiedziałem.
- I teraz idziemy...? – zapytała.
- Tak, do mnie. – powiedziałem.
- O nie, Zbyszek, ja musze wracać do hotelu. – powiedziała, wyswobadzając się z moich objęć.
- A trafisz tam? – zapytałem, unosząc do góry brew.
- Trafię. – powiedziała pewnie, wyjmując z kieszeni telefon.
- Zostaw, ja cię odprowadzę. – powiedziałem, widząc, że chce do kogoś zadzwonić.
- Nie potrzebuję więcej twojej pomocy. Dziękuję, że uratowałeś mnie przed tamtym chłopakiem. Idź już sobie, chcę wrócić do hotelu. – powiedziała.
- I tak cię odprowadzę, czy tego chcesz, czy nie.
- Nic od ciebie nie chcę, Bartman! – zawołała, odkręcając się i ruszając w stronę, z której przyszliśmy. Wtedy zrozumiałem, że jednak jej nie odzyskam. Ale to nie zmieniło faktu, że chciałem ją odprowadzić, żeby nikt jej już więcej nie napadł.
- W jakim hotelu się zatrzymaliście – zapytałem, ale ona milczała. Ponowiłem pytanie, a ona znowu nic. Wyjąłem więc z kieszeni telefon i wybrałem numer Kurka.
- Zbyszek? – zdziwił się, odbierając telefon. W tle usłyszałem jakiś harmider.
- Tak. Bartek, posłuchaj, dzwonię, żeby się zapytać, w jakim hotelu się zatrzymaliście. – powiedziałem, a Justyna, słysząc te słowa zatrzymała się i spojrzała na mnie pytająco.
- A co chcesz? – zapytał Kuraś, na co ja mu odpowiedziałem zgodnie z prawdą:
- Wiesz, że wieczorami w mieście bywa niebezpiecznie. Chciałem odprowadzić Justynę.
- Justynę? A gdzie ona jest?
- Jest teraz ze mną. Powiedz nazwę hotelu i zaraz będziemy na miejscu.
- Nie. – zaprzeczył szybko. – To ty powiedz, gdzie jesteście, ja po nią przyjdę. – powiedział.
- A nie mogę ja jej odprowadzić? – spytałem zażenowany.
- Nie sadzę, żeby Justyna była z tego faktu zadowolona. – powiedział Kuraś.
- Bo nie jest. Ale nie pozwolę jej wrócić samej.
- Daj mi ja do telefonu, okay?
   Zgodnie z prośbą Bartka, podałem Justynie telefon, a ona przykładać go do ucha, powiedziała:
- Bartek zabierz mnie stąd. Nie wytrzymam ani chwili dłużej z Zibi w pobliżu.
- Zbyszek, gdzie jesteśmy? – zapytała, kiedy wysłuchała odpowiedzi Kurka. Podałem jej miejsce, a ona przekazała to Bartkowi,. Po czym się rozłączyła.
- Bartek zaraz będzie. Możesz już sobie iść. – powiedziała, oddając mi telefon.
- Chyba cię gnie. Poczekam tu z tobą, dopóki Bartek nie przyjdzie. Nie zamierzam zostawiać cię samej.
- Bartman, w co ty grasz? Czego ty ode nie chcesz? Idź sobie do domu i nie zawracaj sobie głowy byłą. – powiedziała.
- Martwię się o ciebie. – odpowiedziałem szczerze.
- To dziwne, bo ja wcale nie chcę, żebyś się o mnie martwił. Chcę, żebyś się ode mnie odpierdolił i zostawił w spokoju! – zawołała.
- Co ja ci zrobiłem, że nawet nie chcesz, żebym odprowadził cię do hotelu? – zapytałem.
- Ja cię nawet nie chcę widzieć, rozumiesz?
- Ale dlaczego? Co ja ci zrobiłem?
„Wystarczy, że się urodziłeś, panie Bartman...” – pomyślałam gorzko, ale powiedziałam tylko:
- Mam cię dość. Po prostu. Denerwujesz mnie.
- Przepraszam, ale po prostu taki jestem. Jak mi na kimś zależy, to robię wszystko, żeby nic mu się nie stało. – znów zacząłem grę.
- To odejdź, jak nie chcesz, żebym się zaraz pocięła. Bo jak na ciebie patrzę, to odechciewa mi się żyć.
- O co ci chodzi? – zapytałem.
- Gdybym miała wybrać najgorszy dzień w moim życiu, jak myślisz, który by to był? Zgadłeś: ten bym wybrała. – powiedziała, odwracając się do mnie tyłem.
- Justyna, dlaczego taka jesteś? Dlaczego mnie tak nie cierpisz?
- Jak sobie pomyślę, ile przez ciebie kłóciłam się z Aleksem...
- Czyli o to chodzi, tak? O Aleksa?!
- Zibi, czego się drzesz? Chcesz obudzić cały Rzeszów? – naszą kłótnię przerwał Bartek.
*****************************************************************************

;D i Jak wam się podoba? / Justyna;3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz