Kiedy zobaczyłam mamę, od razu zaczęłam płakać. Była bardzo chuda i wycieńczona. Podeszłam do jej łóżka i delikatnie ujęłam jej rękę. Dlaczego ona musiała tak cierpieć? Wolałabym być na jej miejscu. Przecież Majka i tata się załamią. Usiadłam na krzesełku obok łóżka i zaczęłam mówić do niej, a raczej do siebie, bo przecież ona była nieprzytomna.
- Mamo, dlaczego nam to robisz? Musisz być silna. Zrób to dla mnie, dla taty, a przede wszystkim dla Mai. Prosze cię, obudź się.
Kiedy to mówiłam, cały czas trzymałam ją za rękę, a z oczu leciały mi łzy. Niespodziewanie, ręka mamy się poruszyła. Sama nie wiem, może to tylko złudzenie. Spojrzałam na jej twarz. Miała otwarte oczy. To było jak światełko w tunelu.
- Mamo! Tak się cieszę, idę po lekarza. - powiedziałam i chciałam już odejść, kiedy ona mocno ścisnęła moją dłoń. Kiedy się odezwała, jej głos był cichy i słaby.
- Obiecaj, że się nimi zaopiekujesz... Pamiętaj, kocham cię. - powiedziała i zamkneła oczy.
- Mamo. Mamo, obódź się. Otwórz oczy... Proszę... - wyszeptałam i usłyszałam długi, przeciągły dźwięk, oznaczający, że mamy serce przestało bić ,,biiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip!"
- Nie! Mamo! Proszę, obódź się! Nie możesz mi tego zrobić! Nie teraz! Potrzebuję cię! Proszę, nie odchodź! - wywrzeszczałam na cały szpital. Tata z Majką, słysząc mój krzyk, wbiegli do sali, a razem z nimi dwóch lekarzy.
- Ratujcie ją! - krzyczałam. Po chwili przyszła pielęgniarka i wyprowadziła mnie i Majkę z sali. Próbowała nas uspokoić, ale to i tak nic nie dało.
-A jak pani by się czuła, jakby pani mama właśnie umierała? - wykrzyczałam.
- Proszę się uspokoić. Też pewnie bym się zachowywała. Proszę. - podała mi wodę.
Po kilku minutach wyszedł lekarz.
- Ona żyje, prawda? - zapytałam.
- Przykro mi. - odpowiedział, a ja poczułam, że moje życie straciło sens.
Nie mogłam już dłużej tego wszystkiego znieść. Wybiegłam ze szpitala. Nie wiedziałam, gdzie iść. Byłam cała zrozpaczona. Nie myśląc o swoim życiu szłam środkiem drogi. Prawie każdy samochód na mnie trąbił, ale ja nie zwracałam na to uwagi. Stracić dwie osoby w jeden dzień...
Szłam przed siebie, aż w końcu wylądowałam przed swoim mieszkaniem. Kiedy weszłam, spojrzałam na ścianę, gdzie wisiało zdjęcie mamy. Kompletnie się załamałam. Podeszłam do barku i wyjęłam wino, które tata trzymał na specjalną okazję. Odkorkowałam trunek i zaczęłam pić prosto z butelki. Po tym winie zaczęłam pić następne. Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Poszłam do łazienki gdzie w apteczce przechowywaliśmy różne leki. Wzięłam pierwszą z brzega buteleczkę z tabletkami i wróciłam do salonu. Wysypałam na dłoń kilkanaście tabletek i połknęłam je wszytskie na raz. Wzięłam do ręki butelki napoczętego wina i wybełkotałam:
- Twoje zdrowie, Aleks.
Opróżniłam butelkę do końca, po czym poczułam jak leki zczęły działać. Zakręciło mi się w głowie. Upadłam.
PERSPEKTYWA ALEKSA:
Siedziałem w domu i rozmyślałem o Justynie. Powinienem być na treningu, ale trener, widząc, że gra mi się nie układa, dał mi kilka dni wolnego. Nie mogłem znieść złości Bartka. Wogóle ze mną nie rozmawiał. Postanowiłem wyjaśnić z Lisowską całą tą sprawę. Bardzo mi na niej zależało i nie chciałem jej stracić.
Wsiadłem do samochodu i pojechałem do niej. Drzwi wejściowe były uchylone, co bardzo mnie zdziwiło.
- Justyna? - zawołałem, ale nikt nie odpowiadał. Wszedłem do domu i zacząłem jej szukać. Znalazłem ją leżącą na podłodze w salonie. Obok leżały dwie butelki po winie i jakieś lekarstwa. Kiedy dotarło do mnie, co ona zrobiła, upadłem na kolana i sprawdziłem czy żyje. Jej oddech był płytki, a tętno ledwo wyczuwalne. Zadzwoniłem po pogotowie. Po piętnastu minutach była już karetka. Zabrali ją do szpitala na płukanie żołądka, a mnie wypytywali o jej dane.
- Jak się nazywa? - spytała pielęgniarka.
- Justyna Lisowska. - powiedziałem załamanym głosem.
- Lisowska? To nie jest może córka pani Iwony Lisowskiej?
- Tak, a coś się stało?
- Pani Iwona dzisiaj zmarła. - poinformowała mnie pięlęgniarka, a ja wreszcie zrozumiałem, dlaczego Justyna próbowała popełnić samobójstwo. Najpierw zawiodła się na mnie, a potem jej mama umarła...
- Pani Justyna będzie żyła. - usłyszałem głos lekarza, który wyszedł z sali. - Zrobiliśmy jej płukanie żołądka i za kilka godzin powinna odzyskać przytomność.
- Czy mogę do niej wejść? - spytałem, a kiedy lekarz kiwnął głową szybko wszedłem do sali. Usiadłem obok łóżka i ująłem jej dłoń. Czuwałem przy niej, aż w końcu zasnąłem.
Obudziłem się, kiedy poczułem, jak ktoś ściska mnie za rękę. Spojrzałem na Justynę, która również już nie spała. Na jej twarzy malowała się złość.
- To ty mnie uratowałeś?
- Tak. Przyjechałem do ciebie, żeby z tobą porozmawiać, ale znalazłem cię leżącą na podłodze.
- Trzeba było mnie tam zostawić! - krzyknęła.
- Wiesz, jak ja się przestraszyłem? Dlaczego to zrobiłaś?
- Bo mi się tak podobało! I tak nie mam dla kogo żyć!
- Musisz żyć. Twój tata cię potrzebuje. Maja cię potrzebuje. Ja cię potrzebuję...
- Wyjdź! Nie chcę cię widzieć! - zawołała. Nie chciałem jej dodatkowo denerwować, więc szybko opóściłem salę. Zostałem jednak na korytarzu. Nie chciałem jej stracić. Dopiero po tym pocałunku z Karoliną, zrozumiałem ile Justyna dla mnie znaczyła i jak bardzo ją kochałem. Szkoda tylko, że ona mnie nie kocha... Nagle usłyszałem głos Bartka:
- Co ty tu robisz?
- Sam mógłbym cię o to spytać. - odpowiedziałem.
- Przyszedłem, bo mama Justyny ma raka. Myślałem, że Justyna jeszcze tutaj jest, ale nigdzie jej nie widzę. - powiedział Bartek.
- Jej mama nie żyje. - powiadomiłem go.
- To po co tutaj siedzisz?
- Justyna próbowała popełnić samobójstwo.
- Czy ją kompletnie pojebało?! - spytał. - To przez ciebie chciała cię zabić. I jeszcze miałeć czelność tu przychodzić?
- Jakbyś chciał wiedzieć, to gdyby nie ja, to Justyna mogłaby już nie żyć! - krzyknałem zdenerwowany.
- Masz zostawić ją w spokoju! Przez ciebie tylko cierpi! - wykrzyczał Bartek. Kłócilibyśmy się dalej, ale przyszła pielęgniarka i nas uspokoiła.
- Niech się panowie uspokoją. Ja rozumiem, że pewnie bardzo panią Justynę lubicie, ale te kłótnie wcale jej nie pomogą. Jeżeli dalej będziecie się kłócić, to będę musiała was z tąd wyprosić. - powiedział głosem nie znoszącym sprzeciwu. Oboje nie chcieliśmy z tąd wychodzić, więc umilknęliśmy i w spokoju siedzieliśmy na korytarzu. O 22.00 Bartek pojechał do domu, ale ja zostałe. Nie mogłe opóścić Justyny.
Kiedy nstepny rozdiał? :P Nie mogę sie doczekać :)
OdpowiedzUsuńZe względu na brak czsu będziecie musieli trochę poczekać;/. Dziękujemy za miłe słowa :D
Usuńcudnie piszesz! *_*
OdpowiedzUsuńserdecznie zachęcam do czytania, komentowania i obserwowania --> http://fcb-en-mi-corazon.blogspot.com/ pozdrawiam ;3