- Yyy... Cześć Maciek. – mruknęłam, nie
bardzo wiedząc, co powiedzieć.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał, na co ja
zbulwersowana odpowiedziałam:
- Stoję, nie widać?
- Nooo... widać, ale...
- Przyszłam porozmawiać. – przerwałam mu,
czując, że musze jak najszybciej wyrzucić to z siebie.
- Czy to nie może poczekać? Możemy
porozmawiać po treningu? – zaproponował, a ja pokiwałam głową, odwróciłam się i
poszłam na halę. Usiadłam na trybunach, czekając na koniec treningu. Nie wiem,
dlaczego nie powiedziałam mu od razu swoich wątpliwości. Spanikowałam. Mogłam
się po prostu spytać, kim była ta dziewczyna w kawiarni, z którą tak przyjemnie
mu się rozmawiało, ale nie dałam rady. Coś odradzało mi rozmowę z Maćkiem na
ten temat, ale ja musiałam wiedzieć prawdę. To właśnie dlatego zgodziłam się na
spotkanie po treningu. Chciałam też pogadać na spokojnie i bez publiczności,
więc hala nie bardzo była odpowiednim miejscem.
Przez półtorej godziny siedziałam na trybunach i oglądałam grę
chłopaków, wyobrażając sobie naszą rozmowę. Miałam skrytą nadzieje, że ta dziewczyna
okaże się jakąś kuzynką Maćka i dlatego pocałował ją w policzek. Miałam jednak
złe przeczucie... Bałam się jego odpowiedzi. I jeszcze dziś ten pogrzeb...
Miałam nadzieje, że pójdzie na niego razem ze mną, będzie mnie wspierał w tej
trudnej dla mnie sytuacji, ale wszystko wskazywało na to, że dziś się pokłócimy
i przyjdzie mi leczyć ból w samotności.
Nareszcie nadszedł koniec treningu, a ja wyszłam na parking, gdzie zaczęłam
czekać na Maćka. W pewnym momencie z hali wyszedł Aleks i kilkoro innych
siatkarzy, ale nie zauważyłam wśród nich mojego chłopaka.
- Jedziesz ze mną? – zapytał Atanasijevića,
a ja odpowiedziałam:
- Nie, poczekam na Maćka. Przecież muszę z
nim pogadać. – powiedziałam, a siatkarze błędnie odczytali nasze słowa.
- Aleks, Justyna o tym wie? – zaśmiał się
Plina.
- O czym? – zdziwił się Alek.
- O tym, że zdradzasz ją z jej siostrą. –
tym razem roześmiał się Zati.
- Wszystko jej opowiem, zobaczysz. –
pogroził mu palcem Kłos.
- Dajcie spokój. Majka po prostu zatrzymała
się u nas. – Alek przewrócił oczami. Dalej już ich nie słuchałam, bo z hali
wyszła osoba, na której nie mogłam się doczekać, a jednocześnie obawiałam się
spotkania z nią.
- Hej, kotek. – przywitał mnie tak, jak
zawsze i podszedł, żeby mnie pocałować. Stanęłam bez ruchu i nie odwzajemniłam
jego pocałunku, gdy dotykał swoimi wargami moje usta.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? –
zapytał Muzaj. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam prosto z mostu:
- Czy ty kogoś masz?
Cisza. Po kilku sekundach usłyszałam śmiech Maćka.
- Kochanie, skąd ci to przyszło do głowy? –
roześmiał się.
- Po prostu pytam. Chcę być pewna. Ja... – zaczęłam,
ale urwałam.
- Mów dalej. – Maciek uśmiechnął się,
zachęcając do kontynuowania.
- Widziałam cię w kawiarni z jakąś
dziewczyną...
- I z tego wywnioskowałaś, że mam kogoś na
boku? – zapytał z niedowierzaniem.
- Nie, ja... Widziałam, jak ty ja
pocałowałeś... w policzek... – powiedziałam cicho, spuszczając głowę. Nie wiem,
dlaczego tak trudno było mi rozmawiać z Maćkiem na taki temat. Zawsze
zazdrościłam Justynie tej pewności siebie i odwagi.
- To moja znajoma. – powiedział, a ja
pomyślałam, że zwykłej znajomej nie całuje się w policzek na pożegnanie. Na razie
jednak postanowiłam uwierzyć w tą wersję i nie przysparzać sobie więcej
zmartwień. Musiałam wrócić do domu i przebrać się, żeby na 13.00 być gotowa na
pogrzeb.
- Maja, o której mam po ciebie przyjechać?
– zapytał Maciek.
- Ale że kiedy? - zapytałam głupio, zanim
pojęłam sens jego słów.
- No na pogrzeb. – przypomniał mi, a ja
ucieszyłam się w duchu, że mój ukochany będzie mi towarzyszył w tej trudnej dla
mnie i mojej rodziny chwili.
- Może wpół do trzynastej? –
zaproponowałam.
- Okay, przyjadę po ciebie. Odwieźć cię
teraz do domu? – zaproponował, a ja z chęcią przystałam na jego propozycję.
PERSPEKTYWA JUSTYNY:
Wyszłam wcześniej z uczelni, żeby nie spóźnić się na pogrzeb. O 12.00
byłam już w domu, w którym miałam teraz mieszkać wraz ze swoim ukochanym. Aleks
stał w kuchni, skąd dochodził przyjemny zapach.
- Czyli jednak zamierzasz mi codziennie
gotować? – roześmiałam się, na co on odpowiedział:
- Nie, po prostu mam dziś dzień dobroci dla
zwierząt. – zaśmiał się, za co dostał kuksańca w bok.
- Co tam dobrego zrobiłeś? -zapytałam.
- Spaghetti. Lubisz?
- Uwielbiam. Moja mama... – zaczęłam, a na
wspomnienie o mamie do oczu napłynęły mi łzy. Mrugnęłam kilka razy, aby je
powstrzymać, po czym kontynuowałam:
- Moja mama zawsze robiła mi spaghetti,
kiedy tylko miałam ochotę. Robiła najlepsze spaghetti na świecie.
Aleks
podszedł i mnie przytulił. Wtuliłam się w jego ramiona, które były mi ostoją w
trudnych chwilach, takich jak ta.
- Muszę iść się przebrać. – powiedziałam,
niechętnie wyplątując się z jego objęć.
- Poczekaj, najpierw zjedz. – powiedział
mój kochany Serb, po czym nałożył mi porcję spaghetti. Usiadłam razem z nim do stołu
i zjedliśmy obiad, po czym poszłam się przebrać. Założyłam uszykowaną wczoraj czarną sukienkę i baleriny. Za piętnaście
pierwsza zbierałam się do wyjścia, kiedy zobaczyłam, że Aleks również wychodzi.
Był ubrany w czarny garnitur i czarną koszulę. Zrozumiałam, że on jedzie ze mną.
Wsiedliśmy do jego samochodu. Po drodze Aleks zatrzymał się przy jakiejś
kwiaciarni. Przypomniałam sobie, ze przecież nie mam żadnej wiązanki... na
szczęście Aleks o tym pomyślał. Na wstążce przy wieńcu, który odebrał, było
napisane ,,Kochanej matce - córka Justyna". Oczy zaszły mi łzami, kiedy
Alek kładł na tylnie siedzenia wiązankę, a ja wiedziałam, że robi to wszystko
dla mnie. Że mnie kocha. Kiedy z powrotem znaleźliśmy się w samochodzie,
pocałowałam go w policzek i podziękowałam. Cieszyłam się, że mam w nim takie
wsparcie.
Kiedy
dojechaliśmy na miejsce, przed kościołem stała bardzo duża grupa ludzi.
Widziałam tam wiele członków naszej bliższej i dalszej rodziny, a także chyba
całą drużynę Skry włącznie z trenerami. Kurek. Kłos i Winiarski trzymali w
rękach ogromny wieniec. Zaczęła mi lecieć pojedyncza łza, a Aleks ścisnął moją
dłoń w celu dodania mi otuchy. Podeszłam przywitać się z rodziną, a następnie
ze skrzatami.
Po mszy
pojechaliśmy na cmentarz. Kiedy wkładano mamę do grobu, nie mogłam wytrzymać.
Nie dopuszczałam do siebie myśli, że straciłam tak bliską osobę. Zaczęłam
płakać. Popatrzyłam na Majkę i tatę. Tata obejmował ją ramieniem, a z jej
drugiej strony, trzymając ja za rękę, stał Maciek. Pewnie wszystko już sobie
wyjaśnili. Tata z Majką płakali, Maciek próbował dodać mojej siostrze otuchy.
Nie mogłam dłużej tam być. Bardzo brakowało mi mamy. Wyszłam z cmentarza. Szłam
przed siebie, jak najdalej od tego miejsca. Po kilku metrach, przez łzy
zobaczyłam przede mną jakąś postać. Przyjrzałam się jej bliżej. To był Bartek.
Nic nie powiedział, tylko mocno mnie przytulił.
- Nie powinnam się tak zachowywać. W końcu to
pogrzeb mojej matki. - powiedziałam, płacząc.
- Na twoim miejscu każdy by się tak zachował... -
zaczął, ale mu przerwałam.
- Nie! Nie każdy! Łatwo ci powiedzieć, bo ty
pewnie nigdy nikogo bliskiego nie straciłeś...
- Kiedyś zmarł mój najlepszy przyjaciel... -
powiedział łamiącym głosem.
- Mówisz to, żeby mnie pocieszyć, czy jak? -
zapytałam przez łzy.
- Nie, mówię ci to, żebyś wiedziała, że nie tylko
ty straciłaś kogoś bliskiego. Inni też cierpią...
- Wiem o tym, ale nie koniecznie tak jak ja...
- Justyna, zachowujesz się egoistycznie. –
powiedział, a do mnie dotarło, że to niestety prawda. Nie odezwałam się, a on
kontynuował – Myślisz, że jestes jedyna osobą na tym świecie, której dzieje się
krzywda, że cierpisz najbardziej i nie dostrzegasz, że ktoś inny potrafi
cierpieć bardziej od ciebie. Mi też nie było łatwo pogodzić się ze śmiercią
przyjaciela, ale wiedziałem, że muszę z tym żyć, bo inni mnie potrzebowali.
Spójrz na swojego tatę, na swoją siostrę... Oni cię potrzebuję. Cierpią tak
samo jak ty.
- Chcę zostać sama...
- Nie możesz zostać sama. – Bartek pokręcił głową.
– Już raz zostałaś sama. Poza tym, łatwiej jest znieść cierpienie, jeśli ktoś
jest obok.
Czasem trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni.
Wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście.
- Proszę cię, chcę zostać sama. – powtórzyłam.
- Tutaj, przed cmentarzem? Chodź, odprowadzę cię
do domu.
- Nie, Aleks mnie odwiezie. W końcu z nim mieszkam.
– powiedziałam, cofając rękę, za którą Bartek chciał mnie złapać.
- Przepraszam, nie wiedziałem... To może wróć
chociaż na cmentarz? – powiedział Bartek, a ja tym razem dałam mu się wziąć za
rękę i poprowadzić z powrotem.
***********************************************************************Czyta to ktoś? ;D